Co robi młodzież na wakacjach? Pojechali na kolonie wszyscy nasi podopieczni...

Redakcja
Rodzice i dziadkowie dzisiejszych kolonistów na obozach grali "w dwa ognie” oraz podchody. Dziś są zabawy w paintball lub podchody połączone z poszukiwaniem skarbu za pomocą wykrywacza metalu.
Rodzice i dziadkowie dzisiejszych kolonistów na obozach grali "w dwa ognie” oraz podchody. Dziś są zabawy w paintball lub podchody połączone z poszukiwaniem skarbu za pomocą wykrywacza metalu. Archiwum E-Retman
Zapotrzebowanie na pokoje koedukacyjne - to nowe zjawisko w tym sezonie kolonijno-obozowym. Zapotrzebowanie zgłaszają zakochane małolaty wspierane przez rodziców.

A tak poza tym, to wychowawców pracujących na koloniach oraz samych organizatorów tych imprez już niewiele dziwi. Ci pierwsi od paru lat mają na swym "pedagogicznym wyposażeniu" alkomaty, a nawet testery na narkotyki.

Ci drudzy zlecają prawnikom redagowanie kolejnych zobowiązań (na przykład zgoda na badanie dziecka alkomatem), które podpisuje rodzic, zanim jego pociecha wyjedzie na upragniony wypoczynek.

- Właśnie wróciłam z obozu w Czechach, gdzie pracowałam jako wychowawca grupy nastoletnich dziewcząt. Wkrótce jadę na kolejny taki obóz. Ale tak naprawdę to ja potrzebuję wypoczynku i to połączonego z terapią! - mówi Iga Marczewska, nauczycielka, która w wakacje pracuje jako kolonijny wychowawca.

Obóz w Czechach miał charakter sportowy. Tyle że nastoletnie sportsmenki były zainteresowane głównie sportami nocnymi.

- W ofercie organizatora były rajdy rowerowe, spływ kajakiem… Ale na obozie wylądowała grupa dziewczyn wyraźnie tym niezainteresowanych. Gdy był dzień wyjścia na pobliskie skałki, one nagle uległy zatruciu pokarmowemu, na rowerkach marudziły, że mają okres i zwijały się z bólu… - opowiada pedagog. - Ale wieczorem odzyskiwały werwę i chciały chodzić na dyskoteki.

Gdy im nie pozwoliłam, urządziły na terenie ośrodka megabalangę z alkoholem. Gdy i to im przerwaliśmy, zaczęły pić w pokoju, wyciągając z nie wiadomo jakich skrytek wódkę. Aż jedna z nich straciła przytomność… - opowiada pani Iga.

Przyjechało pogotowie, zabrało obozowiczkę do szpitala na płukanie żołądka. Potem wezwani przez organizatora rodzice zabrali skacowaną dziewczynę z obozu, pięć dni przed jego zakończeniem. Twierdzą, że całe zdarzenie jest winą trefnego czeskiego alkoholu oraz złej opieki. Złożyli w biurze reklamację i żądanie zwrotu kwoty zapłaconej za obóz.

- Gdy zaś jeszcze na obozie chciałam - w poszukiwaniu alkoholu - zajrzeć do szafy z ciuchami, jedna z obozowiczek rzuciła się na mnie i chciała pobić wieszakiem! - opowiada wychowawczyni.

Trzydziestoletni Sebastian, który też pracuje jako opiekun na obozach i koloniach: - Jestem wojskowym, więc przed każdym wyjazdem z dzieciakami dbam o to, aby po autobusie poszła fama: - "Jedzie z nami mundurowy". Dzieciaki nawet nie muszą wiedzieć, czy jestem policjantem, czy żołnierzem. Po prostu - hasło "mundurowy" sprawia, że czują respekt. To ważne, bo małolaty potrafią wchodzić na głowy opiekunom.

Bułgarska demolka

Ale hasło "mundurowy" nie zawsze czyni cuda. Na obozie w Bułgarii dwóch małolatów zaczęło się prowadzać po swojemu, pojawiły się więc: ucieczki z pokoju, picie alkoholu, awantury, nielegalne wypady do kurortowych dyskotek.

Bułgaria jest specyficznym krajem dla organizatorów młodzieżowego wypoczynku, tam młodzież w kurortach bez problemu kupi dopalacze, a alkohol czy papierosy sprzedaje się młodym praktycznie oficjalnie.- Wiemy o tym i robimy wszystko, aby zapobiec problemom.

Jako opiekunowie pracowaliśmy 24 godziny na dobę, nocami dyżurowaliśmy, co godzinę robiliśmy obchody, zaglądaliśmy do pokojów - dodaje Sebastian. - Podczas jednego z obchodów odkryliśmy, że pokój owych chłopaków jest pusty. Uciekli na miasto… Szybko ich wprawdzie namierzyliśmy, ale - niestety - zdążyli zdemolować nowiutki i wypasiony motor szefa hotelu. Za szkody liczone w tysiącach euro musieli zapłacić rodzice.

Standardem jest obecnie, że kolonijni wychowawcy mają na swym wyposażeniu alkomaty i nawet narkotestery. Na obozach dla młodzieży organizowanych przez opolskie biuro Vero Travel alkomaty wprowadzono także, i to już kilka lat temu. - To była potrzeba podyktowania realiami.

Coraz więcej młodych ludzi pije, rodzice zaś zwykle nie wierzyli doniesioniom i alarmom wychowawców, bo uważali, że to bajki - wyjaśnia Beata Wilk. - Informacja o posiadaniu alkomatów przez wychowawców zadziałała też zapobiegawczo, odstraszała przed niemądrymi pomysłami.

W biurze do dziś pamiętają pewnego niemal siedemnastoletniego uczestnika obozu w Bułgarii, który - jak alkoholik - nie potrafił spędzić doby bez mocniejszych trunków. Pewnego dnia, gdy awanturował się z opiekunką, ta zadzwoniła na policję i poprosiła o przyjechanie z alkomatem i zbadanie młodego Polaka. Policjant odmówił, twierdząc, że w tym wieku w Bułgarii chłopaka traktuje się już jak dorosłego.

Rodzice więc, zanim wyślą pociechy na zorganizowane wakacje, podpisują zgodę na ewentualne badanie dziecka alkmaten posiadanym przez wychowawcę, oczywiście w przypadku uzasadnionego podejrzenia, że dziecko jest pod wpływem alkoholu.

- Zasada biura jest bowiem taka: dzieci na wakacjach mają mieć dobrą zabawę oraz luz, ale ten luz musi być kontrolowany - mówi Beata Wilk.

Kolonie dla zakochanych

W tym sezonie najbardziej zaskoczyło organizatorów turystyki zapotrzebowanie na pokoje... koedukacyjne. Zgłaszają je dzieci wybierające ofertę obozową, są przy tym wspierane przez rodziców.

- Obecnie to dzieci wybierają kolonie czy obóz, po przejrzeniu propozycji biur prezentowanych w internecie, ewentualnie w katalogach - mówi Beata Wilk. - Potem wskazują rodzicom, co ci mają kupić i o spełnienie jakich warunków mają się jeszcze upomnieć. Takim warunkiem jest np. pokój koedukacyjny.

Dziś "na zabój" zakochują się już gimnazjaliści. A że dorastają szybko, więc w pierwszych miłościach pojawia się seks. Nowocześni rodzice takich zakochanych i podejmujących stosunki płciowe dzieci - wiedzą o tym i zgadzają się, choćby po to, by nie generować konfliktów z nastolatkami. Zakochani nie wyobrażają sobie życia bez siebie i wakacje też chcą spędzić razem, stąd pojawia się żądanie zapisania na taki obóz, gdzie można zamieszkać ze swym chłopakiem czy dziewczyną.

- Bardzo często zdarzały się nam pytania o obozowe apartamenty, na przykład 4-osobowe: dla dwóch nastolatek i dwóch nastolatków, "bo to dwie pary". Nie spełniamy takich warunków - mówi Beata Wilk. - Jak coś takiego wytłumaczylibyśmy innym obozowiczom, którzy mieszkaliby w pokojach normalnych, zgodnie z regulaminem imprezy?

Sławomir Mazur z biura e-Retman podkreśla, że najlepszą metodą na uniknięcie kłopotów z dziećmi i młodzieżą na koloniach czy obozach jest zapewnienie im jak najbardziej napiętego programu: dużo gier terenowych, wycieczek, zabaw. Od rana do wieczora.

- Tak, aby po kolacji marzyły tylko o śnie - mówi Sławomir Mazur. - Inaczej różne pomysły przyjdą im do głowy. Potem media podają informacje o dzieciakach, które spadły z balkonu, gdy usiłowały uciec z pokojów albo o alkoholu i innych używkach na koloniach. Takie rzeczy robi się z nudy. Dlatego ja unikam kolonii czy obozów, których głównymi atrakcjami są: plaża oraz wyjścia na miejscowe dyskoteki.

Na plaży dzieci odsypiają dyskotekę, na dyskotece zawierają różne znajomości, nie tylko z chłopakami z innych grup czy obozów, także z dorosłymi wczasowiczami. Tabletki antykoncepcyjne czy prezerwatywy w bagażu nastalatków - to standard.

Na takich lokalnych zabawach różne cuda się dzieją. W Chorwacji wybuchła afera, gdy okazało się, że ochroniarze dyskoteki dosypują do coli nieletnim obozowiczkom, w tym z Polski, różne podejrzane specyfiki, także tzw. pigułki gwałtu.

- Właśnie wróciłem z kolonii, gdzie na każdą grupę przypadał nie tylko wychowawca kolonijny, ale i instruktor sportowy. Od rana do wieczora trwały bowiem zajęcia: walki paintballowe, wspinaczki, spływy kajakowe, budowanie tratw... - mówi Mazur. Ale nawet na takich wyczerpujących koloniach znalazła się czarna owca:

- To było dziecko rodziców pochodzących z Polski, ale na stałe mieszkających za granicą. Chłopak też zresztą mieszka na Zachodzie, na wakacje przyjeżdża do Polski, aby spędzić je razem z kuzynem. I właśnie z tym kuzynem przyjechał na obóz, zaczęli rozrabiać, popisywać się. Między innymi zabrał jednej z dziewczyn telefon komórkowy, wykonał z niego połączenie do kogoś, kto potem nękał dziewczynę obraźliwymi SMS-ami. W Polsce to przestępstwo, wezwaliśmy więc nawet policję, bo wychowawcze rozmowy z chłopakiem nie przynosiły efektu. Łobuz tymczasem oświadczył policjantowi? "I tak mi nic nie zrobisz, bo jestem obcokrajowcem i to nieletnim!" - opowiada wychowawca.

Kłopot z dorosłymi

Kogo bardziej się bać? Rozkapryszonych obozowiczów i kolonistów, czy też ich rodziców? - zastanawiają się często opiekunowie. W jednym z biur podróży opowiadają o nastoletnich braciach wysłanych na dość drogą kolonię przez swą babcię w nagrodę za dobre wyniki w szkole i świadectwa z czerwonym paskiem.

Tyle że prymusi na kolonii bili innych i cudem jakimś zdobywali alkohol, którym się raczyli. Babcia, do której dzwonili organizatorzy kolonii, nie wierzyła i zarzucała opiekunom, że kłamią i rzucają oszczerstwa. Dopóki nie przedstawiono jej wyników badania alkomatem.

- Mnie zdarza się wręczać rodzicom odbierającym swe pociechy pakunki z trawką i papierosami skonfiskowanymi na obozie u dzieci - mówi Sebastian.

Czasem rodzic w tym momencie zapowiada poważną rozmowę z pociechą, częściej pyta jednak "Kto to podrzucił mojemu dziecku?".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska