W Zespole Szkół z Oddziałami Integracyjnymi w Opolu uczą się dzieci dotknięte rozmaitymi dysfunkcjami: od ruchowych po intelektualne. Są uczniowie niewidomi i niedosłyszący, ale też dzieci z Zespołem Aspergera oraz autyzmem.
Dużą wagę przykłada się tu do tego, żeby uczniowie niepełnosprawni nie czuli się gorsi. Aby uzmysłowić zdrowym koleżankom i kolegom, z jakimi kłopotami borykają się na co dzień dzieci z dysfunkcjami, szkoła zorganizowała w ubiegłym roku tzw. sale doświadczeń.
- Dzieci mogły na własnej skórze przekonać się jak wygląda życie z perspektywy koleżanki poruszającej się na wózku inwalidzkim czy kolegi, który nie widzi - opowiada Ewa Mielniczuk, wicedyrektor szkoły. Jesienią zajęcia mają być powtórzone.
Szkoła integracyjna tym różni się od specjalnej, że w tej pierwszej w jednej klasie uczą się zarówno dzieci zdrowe jak i te z dysfunkcjami.
- Ciągle jeszcze niestety pokutuje taki stereotyp, że wysłanie dziecka do takiej klasy będzie oznaczało, że uczeń zamiast równać się do najlepszych, opuści się w nauce - mówi dyrektor Ewa Mielniczuk. - To błąd. W naszej placówce szczególną opieką otaczamy nie tylko dzieci z dysfunkcjami, ale również te, które mają ponadprzeciętne zdolności.
O tym, do jakiej szkoły trafi dziecko, ostatecznie decyduje rodzic. - Może to być placówka z oddziałami integracyjnymi, szkoła specjalna albo zwykła szkoła i to zadaniem dyrektora jest zapewnienie takich warunków, by dziecko czuło się w niej dobrze - mówi Małgorzata Sołtys, wicedyrektor Zespołu Szkół Specjalnych w Opolu.
Dzieci potrafią być brutalne względem chorych kolegów, a rolą nauczycieli jest w porę reagować. Ewa Mielniczuk nie ma jednak wątpliwości, że takie zachowania nie biorą się znikąd.
- Dzieci przyjmują niepełnosprawność jako coś bardzo naturalnego. Widzą, że kolega jest inny, ale nie traktują tej inności jako coś gorszego - tłumaczy. Problem pojawia się wtedy, gdy dorośli mają kłopot z akceptacją niepełnosprawności, bo to od nich najmłodsi uczą się nieprawidłowych reakcji.
Pocieszające jest to, że społeczeństwo staje się coraz bardziej tolerancyjne, choć niestety nadal zdarzają się incydenty. - Kiedy jechałyśmy z dziećmi autobusem do żywej szopki starsza pani popatrzyła na jednego malucha i stwierdziła głośno, że "tym" nie ma sensu się zajmować, bo i tak nic z "tego" nie będzie - wspomina Małgorzata Sołtys. - Na szczęście z roku na rok takie reakcje zdarzają się coraz rzadziej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?