Królestwo za konia, czyli Siena ściga się na Piazza del Campo

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Tor wyścigowy powstaje na obrzeżu Campo. Bruk pokrywa się zmieszanym z wodą i piaskiem tufem, żeby konie się nie ślizgały.
Tor wyścigowy powstaje na obrzeżu Campo. Bruk pokrywa się zmieszanym z wodą i piaskiem tufem, żeby konie się nie ślizgały. Iwona Kłopocka
16 sierpnia Siena wolałaby zamknąć się przed turystami. Obcy nie są w stanie zrozumieć palio. 800 lat tradycji, 12 miesięcy przygotowań, 4 dni uroczystości i zaledwie 90 sekund szalonej gonitwy.

Od rana na Piazza del Campo, zwanym po prostu Campo, trwają gorączkowe przygotowania. To serce Sieny, jeden z najsłynniejszych placów świata o kształcie amfiteatralnej muszli okolonej wspaniałymi pałacami, z najświetniejszym przykładem świeckiej architektury XIV wieku - Palazzo Publico ze smukłą Torre del Mangia u boku.

Brukowane obrzeże placu już zostało zamienione na tor wyścigowy. Siena zbudowana została na żółtym tufie wulkanicznym.

Pokłady tufu, zwiezione spod miasta dziesiątkami ciężarówek, polewane wodą i uklepywane tworzą nawierzchnię, na której nie będą się ślizgać końskie kopyta. Wokół toru stawiane są trybuny, na których zasiądą widzowie.

Zamożni widzowie. Kilka dni później w sprzedaży są już bilety na przyszłoroczne palio - w cenie od 350 do 490 euro. To i tak drobiazg w porównaniu z cenami miejsc w oknach i na balkonach okolicznych budynków, oferowanymi przez ich - bardzo często arystokratycznych - właścicieli. 3500 euro od osoby!

Sieneńczycy znają wagę pieniądza. W końcu to tu powstał najstarszy bank na świecie - 20 lat przed odkryciem Ameryki. Chętnych na kosztowny widok z hrabiowskiego baloniku jednak nie brakuje.

Za darmo palio można obejrzeć jedynie z wnętrza placu (i oczywiście na telebimach rozstawionych w mieście). Żeby jednak coś zobaczyć, trzeba zdobyć miejsce przy barierce, a barierki są okupowane od rana. Wieczorem na placu będzie się cisnąć ok. 50 tys. widzów. Cała Siena liczy ich 60 tysięcy Tyle samo co w średniowieczu, gdy była ogromnym miastem porównywanym z Paryżem.

Dźwięk bębnów elektryzuje spacerujących po Campo. Na torze pojawiają się dobosze w barwnych historycznych kostiumach. To preludium wielkiej parady, która poprzedzi wyścig. Turyści z aparatami rzucają się do barierek, ale tam już jest ciasno.

"Tylko na chwilę, proszę" - rzucam do chłopaka, który z przyjaciółmi rozłożył się obozem. Brian, student z Londynu, zainstalował się na placu już po 8 rano. To duże poświęcenie, bo wyścig zacznie się dopiero o godz. 19. Będzie ciężko, m.in. dlatego, że na placu stoją zaledwie dwa toi-toie, z których i tak trudno będzie skorzystać, bo wyprawa do toalety praktycznie oznacza utratę cennego miejsca.

Fenomen kontrad

Tor wyścigowy powstaje na obrzeżu Campo. Bruk pokrywa się zmieszanym z wodą i piaskiem tufem, żeby konie się nie ślizgały.
(fot. Iwona Kłopocka)

W wytwornych triforiach fasady Palazzo Publico powiewają sztandary 17 sieneńskich kontrad. Tu i w pobliskiej katedrze, gdzie fetowany będzie zwycięzca, wiszą jeden obok drugiego.

W drodze na Campo mijamy jednak ulice i całe kwartały oznaczone odmiennymi barwami i symbolami - tu rządzi Aquila (Orzeł), tam Chiocciola (Ślimak), a tam dalej Tartuca (Żółw). Kontrady to dzielnice miasta, ale pod tą nazwą kryje się znacznie więcej niż podział terytorialny. Sieneńczycy mówią: "w kontradzie się nie mieszka, do kontrady się należy".

Każda ma swoje władze, swój ratusz i kościół. W fontannie kontrady każdy mały sieneńczyk przechodzi drugi chrzest - zostaje przyjęty do wspólnoty, w której pozostanie do końca swych dni.

Z chustą w barwach i symbolach dzielnicy, ofiarowaną na kontradowym chrzcie, będzie pochowany. Dla kontrady jej członkowie dobrowolnie się opodatkowują, w kontradzie ludzie się wspierają, opiekują chorymi i samotnymi, ale też kontrolują i pilnują ustalonego porządku moralnego (Siena ma znikomą przestępczość, a w kryminalnych statystykach królują raczej obcy).

Wagarowicza i rozrabiającego nastolatka zaraz wypatrzą sąsiedzi. - Jeśli komuś przyjdzie do głowy zostawić żonę dla młodszej kochanki, kontrada skutecznie wybije mu to z głowy - mówi Grażyna, polska przewodniczka, od lat mieszkająca w Sienie.

Małżeńska trwałość to podstawa społecznego ładu, ale na czas palio emocje osiągają taką temperaturę, że właśnie dla utrzymania tego ładu małżonkowie pochodzący z różnych kontrad rozstają się, by wrócić do wspólnego domu dopiero, gdy wszyscy ochłoną już po wyścigu.

Błądząc krętymi uliczkami Sieny, w jednym z zaułków natykamy się na dziwny obrazek. Mężczyźni w białych koszulach uprzątają ustawione jeden za drugim stoły, wynoszą wielkie garnki z resztkami potraw. W noc poprzedzającą palio, w wigilię wyścigu, w kontradach odbywają się gigantyczne przyjęcia uliczne na kilkaset osób.

Obcy nie są mile widziani, nawet już po uczcie. - Lepiej pójdźmy inną drogą - proponuje przewodniczka. Sieneńczycy są w takich sytuacjach drażliwi. Wczoraj pobili człowieka, który podczas próbnej parady nagle przedarł się do grupy kontradowych dzieci. Krew się polała.

Dla Sieny palio to najważniejsze wydarzenie w kalendarzu. Odbywa się dwukrotnie - 2 lipca i 16 sierpnia. Dla turystów to tylko kostiumowa atrakcja, barwne widowisko z paradami i pokazami żonglowania sztandarami, zakończone krótką gonitwą.

Sieneńczycy nie robią tego jednak na pokaz, lecz dla siebie. Palio to eksplozja tego wszystkiego, co wiąże się z przynależnością do kontrady, ale też poczuciem historycznej ciągłości. Święto obchodzone było już przed 1310 rokiem. Początkowo wyścig odbywał się wąskimi uliczkami miasta. Na Piazza del Campo rozgrywany jest od XVII wieku. Niezmiennie wedle tego samego ustalonego rytuału.

Zadecyduje los i koń

W gonitwie bierze udział 10 kontrad (17 koni by się nie zmieściło). Do lipcowego palio konie są losowane, w sierpniowym wystawia się siedem, które wcześniej nie rywalizowały, i dodatkowo losuje trzy.

Każda kontrada wystawia swego konia, ale o tym, kogo będzie on ostatecznie reprezentować, decyduje znowu losowanie, co sprawia, że wyścig jest jeszcze bardziej emocjonujący. Wiadomo, że ich szanse nie są równe. Liczy się nie tylko ostateczna wygrana, ale też przegrana znienawidzonej kontrady.

Tego dotyczą prowadzone do ostatniej chwili rozgrywki, ustalanie strategii, przekupywanie dżokejów. W dniu wyścigu każda kontrada przyprowadza swego konia do kościoła po błogosławieństwo. Dobrą wróżbą jest, gdy koń zrobi kupę na kościelną posadzkę. A ponieważ szczęściu należy pomagać, zwierzętom podaje się specjalne czopki.

Po czterodniowych przygotowaniach i dwugodzinnej paradzie w historycznych strojach następuje kulminacyjny moment. Między dwiema konopnymi linami ustawia się w wylosowanej kolejności dziewięć koni. O początku wyścigu też decyduje koń.

To ten dziesiąty, który galopem wpada między pozostałe, rozpoczynając ostrą gonitwę. Do pokonania mają trzy okrążenia po ok. 1070 metrów. Sieneńczycy szaleją, włoska emocjonalność osiąga nieznany gdzie indziej wymiar, coś pomiędzy ekspresjonistycznym teatrem a domem wariatów.

Dżokeje jadą na oklep. Wszystkie chwyty dozwolone - nie wolno tylko sięgać po wodze rywala, ale przyłożyć mu szpicrutą (koniowi i jeźdźcowi) jak najbardziej. To nic, gdy dżokej spadnie. Wygrywa koń, który - z dżokejem lub bez - wpadnie pierwszy na metę. Wszystko trwa około 90 sekund. Najszybszy w dziejach koń pokonał tor w 74 sekundy.

Członkowie zwycięskiej kontrady z radości rzucają się na ziemię, w ekstazie wnoszą ręce do nieba, płaczą i śmieją się. Przygnębieni przegrani chowają się w swoich kontradach, by przeanalizować przyczyny klęski i śnić o zwycięstwie w następnym wyścigu.

"W tym wyścigu jest cała historia Sieny: wszystkie sojusze i odwieczne walki, rywalizacja, realizowanie ambicji kontrad i ponaddzielnicowych porozumień - pisze italianistka Magdalena Giedroyć.

- Jest duma z Sieny i z własnej »małej ojczyzny«. Właśnie dlatego tak trudno zrozumieć fenomen palio. We współczesnych miastach, gdzie sąsiad nie zna sąsiada, a dzielnica nie zna swoich mieszkańców, zawody są zwykłą zabawą. Nikt nie traktuje ich zbyt poważnie, liczy się dreszczyk emocji i ewentualna wygrana.

W Sienie to rywalizacja na śmierć i życie, rytuał wewnątrz zamkniętego świata, walka o potwierdzenie swojej pozycji w gronie odwiecznych przyjaciół i wrogów. To nie jest bieg siedemnastu koni, to walka siedemnastu części świata. Walka o honor i poczucie dumy ze swojej wspólnoty".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska