Opolskie historie kryminalne. Krzysiek multiprzestępca

Archiwum
Pierwszoplanową postacią w tej sprawie był 40-letni wówczas Krzysztof K.
Pierwszoplanową postacią w tej sprawie był 40-letni wówczas Krzysztof K. Archiwum
Co rottweiler robił w sądzie? Był ważnym dowodem rzeczowym w procesie gangu złodziei samochodów, który kilka lat temu toczył się przed opolską Temidą.

Pierwszoplanową postacią w tej sprawie był 40-letni wówczas Krzysztof K. Postać świetnie znana wszystkim policjantom i prokuratorom z Opola. Ciężko byłoby chyba znaleźć opolskiego adwokata, który nie bronił go w którymś z jego licznych procesów. Krzysiek dzień bez przestępstwa uznawał chyba za dzień stracony.

Liczba samochodów skradzionych przez gang, w którym prym wiódł Krzysztof K., zaskoczyła nawet sąd. W niespełna rok zwinęli ponad setkę aut. Sędzia w trakcie procesu mówił, że po raz pierwszy spotkał się z taką liczbą samochodów skradzionych w tak krótkim czasie.

Działali na Opolszczyźnie i w dawnym województwie częstochowskim między kwietniem 1998 a marcem 1999 roku. Kradli wszystko co się dało, praktycznie każdą markę. Najczęściej ich łupem padały audi, volkswageny, ale także cinquecento. Żadne auto nie było w stanie im się oprzeć. Zdarzały się okresy, że codziennie zwijali jakiś wózek. Ale średnio tygodniowo odjeżdżali dwoma nie swoimi bryczkami.

Wystarczyło, że właściciel zostawił swój pojazd na chwilę w jakimś łatwo dostępnym miejscu, a już musiał się z nim pożegnać. Poszkodowani zeznający w procesie przedstawiali praktycznie identyczną historię. Zostawiłem samochód, a jak wyszedłem ze sklepu, to już go nie było. Nie wiem, co się z nim stało. W zeznaniach zmieniały się tylko marki aut, miejsca, skąd je skradziono, i daty.

Raz złodzieje ukradli chryslera, w którym siedział mały rottweiler. Jak widać, nie sprawdził się jako żywy alarm.

Kilka miesięcy po kradzieży policjanci znaleźli psiaka na posesji Krzysztofa K. Szczeniak podrósł i nie był już milutkim oseskiem, ale szczerzącą kły bestią figurującą na liście ras niebezpiecznych. Prawowity właściciel rozpoznał go jednak bez problemu. No i był to dowód w sądzie na to, że właściciel posesji, po której biegał pies, stał za kradzieżą chryslera.

Gang złodziei, w którym pierwsze skrzypce grał Krzysztof K., miał sprecyzowany podział ról. Pięć osób kradło samochody. Pozostali pełnili rolę paserów, którzy ukrywali auta, cięli je na części albo sprzedawali dalej.

Krzysztof K. najpierw przyjmował zlecenie na kradzież auta. Później telefonicznie umawiał się ze złodziejem. Podwoził go na miejsce, a następnie pilotował skradziony samochód do złodziejskiej dziupli. Na tym procederze zarabiali stosunkowo niewielkie pieniądze. Np. nissana patrola wartego 83 tys. zł sprzedano za 4 tysiące. Audi 80 warte 18 tys. zł, poszło za 1,2 tys. zł. Tico za 23 tys. paserzy wycenili na półtora tysiąca.

Sąd dla złodziei był bardziej hojny niż paserzy. Krzysztof K. dostał siedem lat, a zasługi Tomasza Z. wyceniono na lat dziewięć. Krzysiek dostał mniej, bo współpracował z prokuraturą. Opowiedział nawet o kradzieżach samochodów, o które policjanci akurat go nie podejrzewali. Paserom się upiekło i dostali kary w zawieszeniu.

Od czasu rozbicia tamtego gangu liczba kradzieży samochodów na Opolszczyźnie systematycznie maleje. Dawniej, w latach dziewięćdziesiątych, kradziono ich rocznie blisko tysiąc, a teraz niespełna dwieście.

Wyroku siedmiu lat wiezienia Krzysztof K. nie mógł niestety wysłuchać osobiście, bo akurat się ukrywał. Policjanci znowu go poszukiwali. Taki już jego los.

Krzysztof K. to przypadek człowieka, który nie potrafi żyć w zgodzie z prawem. Takie życie po prostu dla niego nie istnieje. Jego misją jest wchodzenie w konflikt z kodeksem karnym przy każdej nadarzającej się okazji. Gdyby tak policzyć zarzuty, jakie już mu postawiono, to wyszłoby pewnie na to, że łamie prawo kilka razy w tygodniu. Ile procesów ma już na swoim koncie, tego chyba nikt nie jest w stanie się doliczyć.

Zaczęło się od drobnych kradzieży, np.: telefonów komórkowych. Później, pod koniec lat dziewięćdziesiątych, wyskoczyła gruba sprawa z kradzieżami samochodów. Zanim sąd zdążył ogłosić wyrok, Krzysiek już czmychnął. Uciekł przez Niemcy do Holandii.

W tym czasie policjanci z opolskiego CBŚ szukali go z powodu innych sprawek, które miał na sumieniu. Gdy przebywał w krajach Beneluksu, dowiedział się, że jest już namierzony. Postanowił dalej uciekać. Wsiadł do rejsowego autobusu jadącego do Włoch. Na jednej z granic jego paszport nie spodobał się pogranicznikowi prowadzącemu odprawę.

Funkcjonariusz poszedł więc do swojej kanciapy, by sprawdzić, czy mężczyzna przypadkiem nie jest poszukiwany. I miał rację. Tyle że Krzysztof K. nie zamierzał czekać i też poszedł… w długą. Jak gdyby nigdy nic wysiadł z autokaru, wziął walizkę pod pachę i tyle go widzieli. Przedarł się przez kilka zielonych granic. M.in. przez Słowację, dotarł z powrotem do Polski. Tu zaszył się w Borach Stobrawskich, niedaleko swojego domu. W lesie zbudował sobie szałas, w którym ukrywał się przez kilka miesięcy.

Na trop szałasu - w znany tylko sobie sposób - wpadli funkcjonariusze opolskiego CBŚ. Krzysztof K. próbował jeszcze stawiać opór. Prysnął gazem łzawiącym w oczy policjantów i zaczął uciekać. Wszystko na nic. Trafił do opolskiego aresztu.

Nie dał jednak za wygraną. 6 maja 2005 roku policjanci przewozili go radiowozem do Sądu Rejonowego w Oławie na jeden z jego licznych procesów. On wykorzystał okazję, którą dał mu los, i uciekł z transportu. Ucieczka się udała, ale na krótko. Biegł ze skutymi rękami, aż spotkał go… policyjny patrol. Był bez szans.

W czasie gdy Krzysztof K. ukrywał się w lasach, nie próżnował i nie stronił od popełniania przestępstw. Musiał za coś żyć, więc okradał altanki na ogródkach działkowych. Brał wszystko, co można było wziąć i spieniężyć: od proszków do prania, przez łopaty i młotki, wiertarki, aż po kosiarki.

Później posypały się kolejne akty oskarżenia. Najpierw sprawa dotycząca wyłudzania kredytów, pożyczek i limitów kredytowych. Założył fikcyjną firmę i wystawiał słupom fałszywe zaświadczenia o zatrudnieniu, dzięki którym ci pożyczyli w bankach ponad 700 tys. zł, których oczywiście nie oddali. W innej sprawie prokurator postawił mu 41 zarzutów, które dotyczyły wyłudzania drogich samochodów z firm leasingowych.

Krzysiek przygotowywał dokumenty, oczywiście fałszywe. Klienci kupowali auta, a koszty pokrywały firmy leasingowe, które pieniędzy już nigdy nie odzyskały. Aut też nie, bo te wyjeżdżały na Białoruś lub na Ukrainę.

Mimo wszystko Krzysztof K. nie stracił dobrego humoru. Jest stałym gościem w sądach. Gdy kilka lat temu policjanci wprowadzali Krzysztofa K. na salę sądową, on, ubrany w bejsbolówkę w szkocką kratę, uśmiechał się. Na widok fotoreportera uniósł kciuk w górę, dając znać, że wszystko jest OK.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska