Żołnierz i zza grobu po 70 latach potrafi o sobie wiele opowiedzieć

Anna Grudzka
Anna Grudzka
Do wczoraj na cmentarzu w Prószkowie znaleziono szczątki 130 żołnierzy, poszukiwacze przypuszczają, że może ich być około 200.
Do wczoraj na cmentarzu w Prószkowie znaleziono szczątki 130 żołnierzy, poszukiwacze przypuszczają, że może ich być około 200. Paweł Stauffer
Raz doszliśmy do córki grabarza, która jako 10-latka widziała ojca chowającego czterech żołnierzy. Poszukiwanie grobów to trochę taka kryminalna robota - mówi Andrzej Latusek.

Co robili żołnierze ze specjalistycznej górskiej jednostki w Prószkowie, dlaczego oprócz broni nosili przy sobie damskie puderniczki, ile kilometrów przemierzyli, czy do wojska można było pójść ze szklanym okiem i co potrafiła medycyna 70 lat temu - odpowiedzi na te wszystkie pytania można znaleźć w zbiorowych mogiłach niemieckich żołnierzy rozsianych na terenie całego województwa

- Dla nas najważniejszą sprawą jest przywrócenie poległym tożsamości, spokoju ducha rodzinom zaginionych na wojnie. Zbieramy ułamki informacji i składamy je w całość jak puzzle - mówi Andrzej Latusek, pasjonat historii, członek czteroosobowej ekipy, która na zlecenie Niemieckiego Ludowego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi prowadzi ekshumację na cmentarzu w Prószkowie.

Do tej pory udało się znaleźć szczątki 130 żołnierzy. Poszukiwacze szacują, że może ich tu być pochowanych nawet ponad 200.

Wśród nich leży gdzieś także 11-letni chłopak, mieszkaniec Źlinic, zastrzelony przez radzieckich żołnierzy. Razem z bratem przechodził przez drogę, dostał w brzuch.

Został pochowany z żołnierzami niemieckimi. Rodzina czeka na jego odnalezienie. Wykopano też szczątki młodego mężczyzny. Starsi mieszkańcy, którzy przychodzą na cmentarz przyglądać się pracy poszukiwaczy, pamiętali go. - Obchodził swoje 18. urodziny, a na drugi dzień poszedł walczyć i zginął. Takich historii jest tu więcej - mówi poszukiwacz.

W Prószkowie żołnierzy chowano w dwóch alejkach, granicę między nimi wyznaczała brzoza, w części cmentarza zlokalizowanego pod obecnym parkingiem chowano tych, którzy zmarli w szpitalu, dalej byli polegli w walce.

- Znaleźliśmy wiele rzeczy osobistych, np. obrączek z wygrawerowanymi datami ślubu czy inicjałami. Jak tylko określimy tożsamość ich właścicieli, zostaną zwrócone rodzinom - zapewnia Andrzej Latusek.
Antropolodzy kryminalni zwykli mawiać, że ciało człowieka jest jak niemy świadek. Nawet po bardzo długim czasie może opowiedzieć swoją historię.

- Dokonując analizy, możemy poznać wiek zmarłego, jego płeć, stan zdrowia, przyczynę zgonu - wyjaśnia Harald Schrödter, antropolog z Niemieckiego Ludowego Związku Opieki na Grobami Wojennymi w Kassel. Stowarzyszenie zajmuje się poszukiwaniem mogił niemieckich żołnierzy i identyfikacją poległych. Udaje się odtworzyć życie około 25 proc. odnalezionych.

Poszukiwanie grobów żołnierzy to niezwykle długi i żmudny proces. Ludziom kojarzy się ze spektakularnymi ekshumacjami, mało kto jednak wie, że są one poprzedzone godzinami spędzonymi w zakurzonych archiwach, rozmowami z ludźmi i zdobywaniem wiedzy potrzebnej do tego, by poprawnie zinterpretować zdobyte informacje. Zadanie pierwsze to odnaleźć miejsce pochówku.

Świadkowie cenni jak złoto

- To trochę taka robota kryminalistyczna. Bo zaczynamy od przeprowadzenia wizji lokalnych, które nie polegają na niczym innym jak na zdobywaniu informacji o tym, gdzie mogą się znajdować groby żołnierzy - mówi Andrzej Latusek, pasjonat historii, który przeprowadza takie ekshumacje z ramienia Niemieckiego Ludowego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi w Kassel.

Metod jest kilka. Największy pożytek jest z informacji, które zdobywa się od ludzi, żyjących świadków tamtych wydarzeń.

- Informacje mamy z różnych źródeł. Ludzie przekazują opowieści swoich krewnych, sąsiadów, mówią, że ktoś coś gdzieś widział. Niesamowite jest to, z jaką precyzją świadkowie pamiętają historie sprzed kilkudziesięciu lat. Potrafią ze szczegółami odtworzyć przebieg wydarzeń z II wojny. I najczęściej to robią, ale bywa i tak, że ludzie nie chcą mówić. Przyczyny są różne, najczęściej to strach - mówi Latusek.

Informacje na temat zbiorowych mogił żołnierzy zdobywa się też od historyków albo analizując szlaki bojowe. O wielu grobach Związek jest informowany przez ludzi, którzy się takimi mogiłami opiekują.

- Mieliśmy taką sytuację w Olszowej. Volksbund (czyli Niemiecki Ludowy Związek Opieki nad Grobami Wojennymi - red.) zawiadomiła kobieta, była radiotelegrafistka pracująca w Wehrmachcie. Widziała, jak i gdzie chowano jej kolegów, i potem opiekowała się tymi grobami. W latach 60. wyjechała do Niemiec i jej obowiązki przejęła siostra - mówi Latusek.

Na Opolszczyźnie łatwiej się szuka grobów, bo mamy mniejszość niemiecką i ludzie dbają o mogiły.

- Wiedzą, dajmy na to, że ktoś został pochowany w lesie czy na polanie. Inaczej jest na Dolnym Śląsku, gdzie mieszkają głównie przesiedleńcy i najstarszy mieszkaniec sprowadził się po 1946 roku. Tam informacje zdobywa się najtrudniej, często graniczy to z cudem - mówi Andrzej Latusek. - Raz doszliśmy do córki grabarza, która opowiadała, że mając 10 lat, widziała, jak chowano czterech żołnierzy w miejscu, gdzie teraz jest chodnik. To było koło Golczowic. Taki cmentarz w lesie - dodaje.

W poszukiwaniu szczątków - jeśli nie udaje się znaleźć żyjących świadków - pomagają także przekazy, tak było np. podczas poszukiwania mogił w Naroku. - Nie znaleźliśmy żadnych ciał, same tylko niewypały, choć leśniczowie mówili, że kilka lat temu w rowach były jakieś czaszki. Trudno, bywa i tak. Staramy się sprawdzać każdy trop, nawet jeśli w efekcie prowadzi donikąd - mówi Latusek.

Czasem przy okazji poszukiwania mogił uda się znaleźć coś innego, tak było np. w Barucie: - Szukaliśmy żołnierzy niemieckich, a wpadliśmy na trop żołnierzy "Bartka". W tym samym czasie, ale w innym miejscu szukał ich ze swoją ekipą prof. Szwagrzyk.

Mieszkańcy powiedzieli mi, że Niemców tu nie ma, ale że są ci od "Bartka". Zapytałem, czemu nie powiedzą tego tamtej ekipie, oni na to, że mi mówią, bo jestem Ślązakiem, a z tymi warszawiakami nie będą gadać - opowiada Latusek.

Kluczem do rozwiązania wielu zagadek związanych z położeniem mogił niemieckich żołnierzy jest także kontakt z tymi, którzy byli na wojnie. - Trafiliśmy np. na człowieka, który był w grupie, która uwalniała Mussoliniego, inny - z Kotorza - był w ochronie Wilczego Szańca.

Głosy zza grobu

Obecnie prace ekshumacyjne prowadzone są na cmentarzu ewangelickim w Prószkowie. Na miejscu działa kilkuosobowa ekipa. Poszukiwacze oceniają, że na terenie nekropolii może być pochowanych nawet do 300 osób.

- Zostali oni położeni w zbiorowych mogiłach - mówi Harald Schrödter, który odpowiada za identyfikację szczątków. - Nie znamy ich nazwisk i nie wiemy, skąd pochodzili. Naszym głównym zadaniem jest ustalić ich tożsamość. Część uda się zidentyfikować na podstawie rzeczy osobistych czy dokumentów, które zachowały się do dziś.

- Znane są nazwiska 73 pochowanych na prószkowskim cmentarzu niemieckich żołnierzy, którzy polegli lub zmarli między 3 a 11 marca 1945 roku. Miejscowy grabarz spisał je, a notatkę zostawił w dokumentach kościelnych. Dziś wiemy, że żołnierzy i nie tylko pochowano tu o wiele więcej - mówi Latusek.

Najłatwiej w przypadku takich zbiorowych mogił stwierdzić przyczynę śmierci. - W szkielecie znajdujemy różne odłamki metalowe, widać, czy ktoś dostał w głowę. Zachowują się np. opaski uciskowe na amputowanych kończynach - mówi Harald Schrödter.

Poza tym w armii niemieckiej panowały określone zasady chowania zmarłych.
- Tych żołnierzy, którzy zmarli, grzebano na głębokości półtora metra i dodatkowo zasypywano wapnem, żeby ciała zdezynfekować. Poległych w walce zakopywano z kolei na 60 do 80 cm w zależności od podłoża - opowiada Andrzej Latusek.

Wiele mówi sam szkielet. - Na podstawie analizy czaszki, struktury zębów czy miednicy bez problemu można określić wiek. Służy do tego np. ząb mądrości, który wykształca się ostatecznie do 23. roku życia. Po plombach można powiedzieć, gdzie ten człowiek się leczył. Niemieccy dentyści stosowali amalgamat, a rosyjscy "złote zęby" - tłumaczy Schrödter.

W mogiłach takich jak ta w Prószkowie znajduje się także bardzo wiele ciekawych rzeczy, które mogą naprowadzić poszukiwaczy na jakiś trop. Znaleziska z Prószkowa to np. szklane oko, prezerwatywy wyprodukowane przez firmę Wulkan, lusterko z kalendarzem z 1942 roku, latarki artyleryjskie, noże, widelce, monety: holenderskie, francuskie, czeskie.

- Monety to ważny trop, bo oznacza, że ci żołnierze musieli gdzieś być w tych rejonach, tam stacjonować. Znaleźliśmy sygnet ze słowackim herbem - mówi Latusek. - Tak samo ze szklanym okiem. Na podstawie jego numerów seryjnych znów może uda się "przywrócić" kogoś do życia - dodaje. Przy innym ciele znaleziono np. portfel, a w nim Krzyż Zasługi i obrączkę z inicjałami. Nieśmiertelnik nie był czytelny, ale i tak można z niego wyczytać, że należał do sztabowca VI lub VII armii.

Po co na wojnie damskie rzeczy?

Czasem znajduje się rzeczy, które mogą zadziwić. - Kiedyś w takiej mogile znaleźliśmy damską puderniczkę. Długo nie mogliśmy dojść, jak ona znalazła się u tego żołnierza i do czego służyła. W końcu na to wpadliśmy.

Żołnierz odparzył sobie mosznę, a puder na takie dolegliwości pomaga. Żeby dojść do takich wniosków, trzeba mieć ogólną wiedzę i wczuć się w sytuację. Był kolejny rok wojny, żołnierze cały czas na froncie myśleli kategoriami praktycznymi: jak się ubrać, co zjeść, jak się nie odparzyć - tłumaczy Latusek.

Dlatego kiedy poszukiwacze znaleźli w Prószkowie buty ze specjalnymi okuciami, takie jakie nosili żołnierze ze specjalnych jednostek górskich Wehrmachtu, początkowo myśleli, że może ktoś je po prostu znalazł. Taka wersja byłaby prawdopodobna, gdyby nie fakt, że na cmentarzu znaleziono także nieśmiertelniki z tej formacji.

- Część udaje się rozszyfrować. Aluminiowe nieśmiertelniki bardzo dobrze się zachowały, gorzej z cynkowymi. Dzięki ich szczegółowej analizie wielu ludzi udaje nam się przywrócić do życia - mówi Latusek. W Prószkowie połowa nieśmiertelników jest kompletna, to znaczy, że nikt przed zakopaniem zwłok nie oderwał ich części dla celów ewidencyjnych. W marcu 1945 roku nikt widać nie miał już do tego głowy.

Teraz są ostatnie lata, kiedy jest szansa na odkrycie zapomnianych mogił.
- Bo jeszcze żyją świadkowie zdarzeń z marca 1945 roku. Ich opowieści są bezcenne. Kiedy odejdą, ta wiedza odejdzie razem z nimi - mówi Andrzej Latusek.

Wszystkie informacje są przekazywane do Niemieckiego Ludowego Związku Opieki nad Grobami w Kassel. Ciała żołnierzy zostaną z kolei przetransportowane na cmentarz w Nadolicach pod Wrocławiem.

Znalezione w grobach rzeczy osobiste trafiają do rodzin, jeśli uda się zidentyfikować ich właścicieli, reszta - do konserwatora zabytków. Poszukiwacze chętnie też wypożyczą znalezione przez siebie przedmioty władzom Prószkowa, by można było zorganizować wystawę.

- W większości przypadków nie mamy problemów z uzyskaniem zgody na taką ekshumację, ale są dekanaty czy gminy, gdzie władze nie pozwalają prowadzić wykopalisk, podobnie jest z niektórymi nadleśnictwami. Nic nie możemy wtedy zrobić. Nasza pracą staramy się przywrócić spokój ducha poległym, bo idąc na wojnę i wkładając nieśmiertelnik, liczyli, że ktoś ich ciało kiedyś odnajdzie i zidentyfikuje - mówi Andrzej Latusek. - Sam mam dziadka, który zaginął gdzieś w Czechach, szukam go do tej pory, na razie bezskutecznie.

Kolejne ekshumacje zaplanowano w ciągu najbliższych tygodni w Żyrowej, Krasiejowie i Opolu, przy ul. Wrocławskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska