Ze składek na ubezpieczenie uczniów finansuje się szkoły

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
sxc.hu
Niewiele osób o tym wie, tymczasem firmy ubezpieczeniowe, które konkurują o możliwość podpisania umowy, oferują szkołom dofinansowanie rzędu kilku tysięcy złotych.

- Warto zapytać także o dofinansowanie rady rodziców. Placówki o dużej liczbie uczniów mogą liczyć nawet na 40-procentowe dofinansowanie z wpłaconych składek, co daje im ponad 14 tys. zł - tłumaczy jedno z towarzystw ubezpieczeniowych na swojej stronie internetowej.

- Mówimy tu np. o szkole z 1000 dzieci, z której ubezpieczyciel zbiera składki w wysokości 40 zł - czytamy dalej.

Jak łatwo policzyć, rodzice uczniów wpłacają w sumie 40 tys. zł, z czego 26 tys. trafia na ubezpieczenie ich dzieci, a 14 tys. to faktycznie darowizna na rzecz szkoły. Za te pieniądze są prowadzone remonty, albo kupowany jest sprzęt.

Jak sprawdziliśmy w rozmowach z dyrektorami i członkami rad rodziców, to powszechne praktyki w naszych szkołach, ale wie o nich tylko część rodziców.

- Denerwuje mnie to, bo przecież płacimy już na tzw. komitet, w tym roku 80 zł - mówi pani Aneta, mama ucznia jednej z brzeskich podstawówek. - Jeżeli to jest za mało, to trzeba uczciwie zaproponować zwiększenie tej kwoty, a nie wymyślać jakieś prowizje. Na wywiadówkach nikt się o tym nie zająknął.

Więcej w piątkowym wydaniu Nowej Trybuny Opolskiej

Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych:

- Liczne pytania, które kierują do nas w tej sprawie dziennikarze są najlepszym dowodem na to, że kwestia ubezpieczeń NNW uczniów w szkołach nasuwa szereg wątpliwości co do zgodności z prawem lub etyką czynności towarzyszącym temu procesowi. Mam tu na uwadze różnego rodzaju bonusy oferowane szkołom bądź ich pracownikom przez zakłady ubezpieczeń - przy okazji zawieranej umowy ubezpieczenia. Jeżeli te dodatkowe gratyfikacje oznaczają gorsze warunki umowy ubezpieczenia dzieci - to należy ocenić takie działanie jako naganne. Kilkanaście lat temu, w ramach prac nad pakietem ustaw ubezpieczeniowych padały propozycje, by zakazać tego typu "transakcji wiązanych" w związku z zawieraną umową ubezpieczenia, lecz sprzeciw wobec tej koncepcji przeważył.

Podnoszono głównie argument, że polskie szkoły są niedofinansowane, a w ten sposób utraciłyby możliwość pozyskania dodatkowych środków pomocowych. Uwaga, iż ubezpieczyciele mogą wspierać szkoły bez konieczności zawierania z nimi umów ubezpieczenia nie przekonała oponentów. Wydaje mi się, że największym grzechem ze strony zakładów ubezpieczeń, jak i dyrekcji szkół jest brak terminowej i pełnej informacji przekazywanej rodzicom np. o dobrowolności tego ubezpieczenia, o tym, ile firm przedstawiło swoje oferty, czym kierowano się wybierając ubezpieczyciela. Można te informacje przekazać na wywiadówkach, wywieszając na tablicy w szkole albo na szkolnej stronie internetowej. To jest przecież doskonała okazja, by podnieść świadomość ubezpieczeniową Polaków, o której mówi się, że jest bardzo niska.

A zamiast tego bardzo często rodzice słyszą tylko, że trzeba przynieść 40 zł na składkę.
Dziwię się też zakładom ubezpieczeń, że nie wykorzystują tej szczególnej szansy na kontakt z rodzicami ubezpieczanych dzieci celem promowania pozostałych w ofercie produktów ubezpieczeniowych. Brak przejrzystości tych działań rodzi w efekcie niezdrową atmosferę wokół szkolnych ubezpieczeń NNW, szkodząc przy okazji z trudem budowanego przez ubezpieczycieli wizerunku - instytucji wysokiego zaufania publicznego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska