Na Śląsku nie ma problemu szkolnej volkslisty. Jest problem polityków, którzy mało rozumieją [KOMENTARZ]

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda Archiwum
Dzisiejsza "Rzeczpospolita" krzyczy na trwogę tekstem o szkolnej volksliście obowiązującej w naszym regionie. Alarmuje, iż jedna ze szkół - nie wiadomo która - przymusza rodziców do podpisywania deklaracji, iż należą do mniejszości. Kto nie podpisze, tego dziecko jest od nauki niemieckiego odcięte.

W podobnym tonie, a chwilami nawet tymi samymi słowami (z volkslistą włącznie), oburzał się dziś na konferencji prasowej poseł Sławomir Kłosowski. Polityka PiS bulwersowało szczególnie, iż w deklaracji, którą wypełniają rodzice, znalazły się słowa o nauczaniu wraz językiem mniejszości historii i kultury kraju pochodzenia oraz o podtrzymywaniu tożsamości narodowej. Powołał się przy tym na e-mail anonimowego rodzica z anonimowej szkoły podstawowej "na pograniczu powiatów kędzierzyńskiego i strzeleckiego". To niedopuszczalne. Przecież wszyscy jesteśmy obywatelami polskimi - grzmiał.

Trudno zaprzeczyć - przyznają to także członkowie MN - że w niektórych szkołach pojawia się presja, by zapisujących się na język mniejszości było jak najwięcej. Powodem nie jest jednak dyskryminacja Polaków ani przymusowa germanizacja. Raczej wyższa dotacja, która trafia do szkoły za uczniem. I jest to zagadnienie prawne i finansowe, ale nie etniczne. Po co nadużywać słowa volkslista (dobrze że nie kulturkampf albo hakata)? Po co straszyć sporem w anonimowej szkole z anonimowymi rodzicami? W pewnej szkole na Opolszczyźnie to brzmi prawie jak: za górami za lasami, gdzie czai się smok niemieckiego nacjonalizmu. I to działa, bo nie sposób pojechać i sprawdzić, czy w tej miejscowości naprawdę jest konflikt o naukę niemieckiego czy tylko ktoś bije pianę?

W świecie realnym rodzice z polskiej większości reagują różnie. Jedni podpisują deklarację, bo sądzą, że język i kultura sąsiada (tego zza płotu i tego z zagranicy) mogą się dzieciom przydać. Inni rezygnują, by nie udawać obcej tożsamości. Krzywda nie dzieje się ani jednym, ani drugim.

Jedno jest pewne. Przynależność do mniejszości deklaruje się w kole DFK. W szkole nie sposób. A pozytywna dyskryminacja mniejszości jest częścią polityki państwa polskiego. Aż przykro, że poseł i nauczyciel historii jednocześnie nie wie tego i nie rozumie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska