Opolszczyzna potrzebuje bazy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Jedną z ostatnich akcji przy użyciu śmigłowca było ratowanie pracownika, który w Strzelcach Opolskich spadł z wysokości na betonową posadzkę. Mężczyzna doznał złamania miednicy.
Jedną z ostatnich akcji przy użyciu śmigłowca było ratowanie pracownika, który w Strzelcach Opolskich spadł z wysokości na betonową posadzkę. Mężczyzna doznał złamania miednicy. Radosław Dimitrow
Do akcji ratunkowych w tym roku helikopter wzywano już 130 razy. Z sąsiednich województw.

Kiedy 5 lat temu Ministerstwo Zdrowia rozbudowywało bazę Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, Opolszczyzna - jako jedyny region w kraju - została w tych planach pominięta. Przedstawiciele ministerstwa przekonywali wówczas, że szesnaście baz w Polsce (Warszawa ma dwie) wystarczy i nie ma konieczności tworzenia u nas siedemnastej.

Dziś okazuje się, że resort się mylił. W 2013 roku śmigłowiec na Opolszczyźnie zabierał pacjentów 93 razy. Natomiast w tym roku LPR był u nas potrzebny już aż 130 razy. W każdym przypadku ratownicy musieli ściągać śmigłowiec z Gliwic lub Wrocławia.

- Pilny transport do szpitala najczęściej konieczny jest podczas urazów, poparzeń albo do pacjentów, u których doszło do nagłego zatrzymania krążenia - tłumaczy Ryszard Wileński, ordynator szpitalnego oddziału ratunkowego w Strzelcach Opolskich. - O wezwaniu śmigłowca decyduje lekarz lub ratownicy medyczni.

Często szybkie przetransportowanie pacjenta do szpitala decyduje o jego życiu. Tak było, gdy 5 czerwca dachował ukraiński bus na autostradzie A4 pod Gogolinem. Siedem osób zginęło na miejscu, a pozostali poszkodowani wymagali pilnej pomocy. Gdyby nie przylot dwóch śmigłowców, kobieta, u której stwierdzono zatrzymanie krążenia, by nie przeżyła. Miała tak poważne obrażenia wewnętrzne, że ekipa helikoptera w ostatniej chwili zdążyła dowieźć ją na blok operacyjny w WCM-ie. Gdyby miała jechać do szpitala karetką, na ratunek byłoby za późno.

Przewagą LPR-u jest także to, że może szybko dotrzeć do miejsc trudno dostępnych. Jeśli do wypadku dochodzi na autostradzie, medycy w helikopterze nie muszą przebijać się przez korek. Są też w stanie wylądować niemal wszędzie. Gdy trzeba było zabrać pacjenta z Leśnicy, śmigłowiec wylądował w jego przydomowym ogródku.

- Wzywa się je także w przypadku, gdy dochodzi jednocześnie do kilku zdarzeń, a w okolicy nie ma karetki - dodaje dr Maciej Gawor, ordynator oddziału intensywnej terapii w opolskim WCM-ie. - Wtedy do pacjenta przylatuje fachowa pomoc, bo w każdym locie uczestniczy lekarz z dużym doświadczeniem. Dziś trudno sobie wyobrazić działanie ratownictwa medycznego bez wsparcia z powietrza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska