Nowy dom stworzyli w dworku w Kadłubie

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Siostry zakonne od początku starały się zapewnić swoim podopiecznym życie w warunkach, które przypominałoby tradycyjny dom.
Siostry zakonne od początku starały się zapewnić swoim podopiecznym życie w warunkach, które przypominałoby tradycyjny dom.
Należąca do rodziny Strachwitzów posiadłość w Kadłubie, jeszcze długo po wojnie stała pusta. Zaopiekowały się nią siostry zakonne, które utworzyły dom dla niepełnosprawnych dzieci.

Od momentu utworzenia Domu Pomocy Społecznej w Kadłubie mija właśnie 50 lat. Ale, żeby zrozumieć, skąd w ogóle wziął się kadłubski dworek, trzeba cofnąć się co najmniej do lat 20. ubiegłego stulecia.

Alfred Graf Strachwitz był właścicielem dóbr Rozmierka-Kadłub w latach 1925-1945.

Inni przedstawiciele tej bogatej rodziny posiadali wiele posiadłości w tych stronach, m.in. pałaców w Izbicku, Kamieniu Śląskim i Szymiszowie. Siedziba dóbr Rozmierka-Kadłub w pierwotnych planach miała powstać w Rozmierce za folwarkiem pańskim. Jednak ze względu na fakt, że hrabia był zapalonym myśliwym, zdecydował się wybudować swoją siedzibę w Kadłubie, gdzie miał bliżej do lasów i tym samym do swoich rozrywek.

Rodzina Starchwitzów musiała opuścić ziemię strzelecką pod koniec stycznia 1945 roku, gdy jeszcze trwała II wojna światowa. W obawie przed frontem sowieckim, który w lutym 1945 wkroczył na te ziemie, Strachwitzowie uciekli do Bawarii. Po tym, jak pojawiła się tu polska administracja, cały majątek rodziny został znacjonalizowany. Od tego czasu dworek w Kadłubie stał pusty i popadał w ruinę.
W 1962 roku wrocławski Caritas zdecydował się utworzyć w Kadłubie ośrodek dla chłopców głęboko upośledzonych. Ruszył remont i przebudowa dworku, który trwał dwa lata. O opiekę nad dziećmi i ośrodkiem poproszone zostały siostry ze Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi. Siostry zgodziły się, ale postawiły warunek: w środku musi być kaplica. Tak też się stało. Nowy ośrodek mógł oficjalnie ruszyć 24 lipca 1964 roku. Zamieszkało w nim 30 chłopców upośledzonych umysłowo. Dyrektorem mianowano osobę świecką - Maksymiliana Zawadzkiego.

Na parterze budynku urządzono: ambulatorium, gabinet stomatologa i psychiatry, biura i kaplicę. Dzieci i siostry miały swoje pokoje na piętrze, a w piwnicy znalazła się kuchnia i magazyny. Ośrodek utrzymywany był z budżetu państwa.
Dyrektor Zawadzki pełnił swoją funkcję przez około rok. Następnie przeszedł do innej jednostki w Raciborzu. Ośrodkiem w Kadłubie krótko opiekowała się jego małżonka, a następnie dyrektorem została siostra Zofia Moroz, która kierowała nim przez ponad 20 lat i zdecydowała o ostatecznym charakterze placówki.

Zofia Moroz sporo w życiu przeszła. Jako dziecko przeżyła śmierć rodziców, na skutek czego trafiła do sierocińca, a następnie została adoptowana. Zawsze chciała zostać nauczycielem i kształciła się w tym kierunku. W czasie II wojny światowej prowadziła tajne nauczanie. Trafiła wtedy do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück i cudownie z niego ocalała. W końcu wybrała życie zakonne.

Ze wspomnień siostry Zofii: "Pobyt w sierocińcu nauczył mnie jednego, że nie można zgodzić się na istnienie domów, w których panuje bezosobowe wychowanie, pełne obojętności, zniecierpliwienia, złości i okrucieństwa okazywanemu samotnemu, przeżywającemu tragedię dziecku. Marzyłam, że może kiedyś sama taki dom poprowadzę, ale wszystko będzie w nim inne, po prostu rodzinne". Taki właśnie ośrodek stworzyła Zofia Moroz w Kadłubie.

Dziękujemy

Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą, znawcą lokalnej historii. Wykorzystano fragmenty pracy magisterskiej autorstwa Marii Bobrowskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska