Wybory samorządowe 2014. Nowa broń w plakatowej wojnie

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Standardowe "dopisy” na plakatach to już przeżytek, na który nikt już specjalnie nie zwraca uwagi.Nowym zjawiskiem są porządnie wydane plakaty, których negatywnym bohaterem jest polityczna konkurencja.
Standardowe "dopisy” na plakatach to już przeżytek, na który nikt już specjalnie nie zwraca uwagi.Nowym zjawiskiem są porządnie wydane plakaty, których negatywnym bohaterem jest polityczna konkurencja. Artur Janowski, Paweł Stauffer
Zaklejanie lub zrywanie plakatów konkurentów politycznych to wciąż klasyka walki wyborczej. Coraz popularniejsze są doklejki do cudzych obwieszczeń albo plakaty dyskredytujące rywala.

Taki właśnie plakat atakujący Arkadiusza Wiśniewskiego i wspierającego go w walce o prezydenturę w Opolu Patryka Jakiego pojawił się stolicy województwa i zaraz potem na Facebooku. Przedstawia on Wiśniewskiego jako marionetkę w rękach posła i hasło: "Jaki manipulator, taki Wiśniewski".

Wlepka albo hasło

- Nie będę skarżył autorów, bo to by nadało temu plakatowi większe znaczenie, niż ma - komentuje montaż słowno-fotograficzny Arkadiusz Wiśniewski. - To jest pokaz bezradności konkurencji politycznej, prawdopodobnie tej od tramwajów. Skoro nie mają wiele do powiedzenia na poziomie merytorycznym, łapią się takich tanich chwytów.
Inny kandydat na prezydenta Opola, Tomasz Garbowski z SLD oskarżył kilka dni temu Janusza Kowalskiego, byłego prawicowego radnego, że nakleił na jego plakaty wyborcze kserokopię listu, w którym Garbowski przeprasza opolan m.in. za rządy Pogana i Synowca oraz za swój udział w radach nadzorczych z ich poręczenia oraz wycofuje się z wyścigu o władzę w ratuszu.

- Kampania w Opolu jest agresywna i emocjonalna i to jest OK - ocenia Tomasz Garbowski. - Trzeba się też pogodzić z tym - choć jest to niezgodne z kodeksem wyborczym - że jeden kandydat drugiego zakleja. Tak było od lat i to się nie zmieni. Natomiast bardzo krytycznie oceniam niszczenie plakatów przez wandali, zwłaszcza reklam wyborczych umieszczonych w miejscach płatnych. A już wklejkę, której autor podszył się pode mnie i zniszczył tym samym moje plakaty i wprowadził w błąd wyborców, uważam za skandaliczną. Powiadomiłem policję i prokuraturę. Mam nadzieję, że zajmą się tym panem jak najprędzej.

Janusz Kowalski zapewnia, że niczego nie doklejał na SLD-owskich plakatach, a oskarżenia posła lewicy nazywa absurdem.

Wojna plakatowa toczy się nie tylko w Opolu. W Brzegu pojawił się nowy wariant banalnego, zdawałoby się, zaklejania konkurentów. Na wielkim plakacie PiS umieszczonym na słupie ogłoszeniowym ktoś dokleił mniejszy plakat Platformy, zastępując twarz jednego kandydata drugim. Efekt końcowy jest trochę komiczny, bo tak zmodyfikowany plakat reklamuje jednocześnie twarz i nazwisko kandydata PO oraz nazwę partii i hasło wyborcze PiS.

Klasycznego zaklejania jedni drugich nie da się uniknąć na pewno i nie jest to wyłącznie efekt ostrej walki wyborczej. Samorządy mają wprawdzie obowiązek przygotować i wyznaczyć nieodpłatne miejsca na plakaty wyborcze, ale ordynacja nie określa, ile takich miejsc ma być w stosunku do liczby mieszkańców. Efekt jest taki, że prawie wszędzie jest ich za mało. Więc kto późno przychodzi, szkodzi konkurencji, zalepiając jej plakaty własnymi.

Z tą praktyką komitety na ogół się godzą. Kto zrywa cudze plakaty albo domalowuje na nich hasła, okulary, wąsiki itp., musi się liczyć z doniesieniem na policję i procesem w trybie wyborczym. Jeśli tylko da się złapać lub sfotografować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska