Biblioteki mają już dość akcji abolicyjnych

Redakcja
W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Opolu zrezygnowano z wyznaczania jednego dnia w roku, gdy można było bezkarnie oddać zaległą książkę. Bo to rozleniwiało niesumiennych czytelników.
W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Opolu zrezygnowano z wyznaczania jednego dnia w roku, gdy można było bezkarnie oddać zaległą książkę. Bo to rozleniwiało niesumiennych czytelników. Paweł Stauffer
Coraz częściej biblioteczni dłużnicy trafiają do Krajowego Rejestru Długów. A potem psioczą.

Właśnie wysłaliśmy 500 wniosków do firmy windykacyjnej, dotyczą osób, które przetrzymują średnio po 5-7 książek, wypożyczonych u nas cztery czy nawet pięć lat temu - mówi Grażyna Pałasz, kierownik działu instrukcyjnego Miejskiej Biblioteki Publicznej w Opolu. - Rekordziści mają ich po kilkanaście. W naszym regulaminie jest wprawdzie zaznaczone, że nie musimy wysyłać upomnień, ale robimy to przez grzeczność. Dopiero gdy to nie pomaga, pozostaje windykacja.

W tej placówce należy książkę oddać po 30 dniach od wypożyczenia. Można raz termin zwrotu przedłużyć. Za każdy dzień zwłoki kara wynosi 20 groszy. Największe kwoty, z jakimi obecnie czytelnicy zalegają, wynoszą od 2 do 4 tys. zł.

Pierwszy raz Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu skorzystała z firmy windykacyjnej w 2011 roku, wysłała do niej wtedy ok. 1000 wniosków. Najbardziej oporni czytelnicy wystraszyli się jednak dopiero wtedy, gdy ich dane personalne zaczęły trafiać do Centralnego Rejestru Długów.

- Przyszedł do nas zdenerwowany mężczyzna i opowiedział, że chciał pożyczyć pieniądze w banku, aby coś kupić, tymczasem spotkał się z odmową - wspomina Grażyna Pałasz. - Okazało się, że trafił do rejestru.To już nie są żarty, choć muszę przyznać, że nazwiska niektórych osób przekazaliśmy właśnie do windykatora po raz drugi.

Aktualnie Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu nie może się doczekać zwrotu 1000 książek. - Niektórzy czytelnicy są zdziwieni, że ich rzekomo nękamy - dodaje Elżbieta Kampa, dyrektor biblioteki. - Twierdzą np., że książka była byle jaka, stara, pożółkła, więc dlaczego mają płacić karę. Ale my nie możemy odpuszczać. Jeśli ktoś pożycza książkę, kupioną za publiczne pieniądze, trzeba ją oddać. I tyle.

Większość bibliotek korzysta już z firm windykacyjnych, bo to obecnie najlepszy sposób na odzyskanie zbiorów.

- Przeprowadziliśmy taką akcję w 2010 roku, gdy po inwentaryzacji księgozbioru okazało się, że brakuje nam 1286 pozycji - mówi Joanna Kanisz, dyrektor Miejskiej i Gminnej Biblioteki Publicznej w Nysie. - Wśród nich były harlequiny, ale też pozycje naukowe, bardziej cenne. Mieliśmy opory przed windykacją, bo szkoda nam było ludzi, więc najpierw wysłaliśmy mnóstwo upomnień, co zajęło nam kilka tygodni. Jednak niewiele to dało, więc nazwiska 618 czytelników trafiły do firmy egzekwującej długi.
Dzięki temu 50 proc. książek nyska biblioteka odzyskała.

- Jeśli ktoś książki zgubił bądź zniszczył, dostawał spis pozycji i udawał się z nim do księgarni, by w zamian kupić coś innego - dodaje Joanna Kanisz. - Za pieniądze z kar też wzbogaciliśmy księgozbiór i opłaciliśmy spotkania autorskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska