Mały Wiktorek walczy o serduszko

Magdalena Żołądź
Magdalena Żołądź
Wiktorek jest radosnym, uśmiechniętym chłopcem. Lubi spacery w wózku i cieszy się z powrotów taty z pracy. Na ostatnim, piątkowym bilansie zdrowia ważył już 4,6 kg.
Wiktorek jest radosnym, uśmiechniętym chłopcem. Lubi spacery w wózku i cieszy się z powrotów taty z pracy. Na ostatnim, piątkowym bilansie zdrowia ważył już 4,6 kg. Archiwum rodziny
Pamiętacie Anię i Konrada spod Nysy, którzy zbierali pieniądze na operację nienarodzonego synka? Chłopczyk z połową serduszka jest już na świecie. Przeszedł pierwszy zabieg i czuje się świetnie!

O tym, że ich synek cierpi na poważną wadę serca, Ania i Konrad Grabowscy z Reńskiej Wsi pod Nysą dowiedzieli się miesiąc przed porodem, podczas rutynowego usg. HLHS - to zabrzmiało jak wyrok. Wiktorek nie miał lewej komory serca.

Rodzice rozpoczęli rozpaczliwą walkę z czasem i poszukiwania lekarzy, którzy uratują ich ukochane dziecko.

Udało im się wybłagać szybki termin konsultacji u prof. Malca, wybitnego kardiochirurga dziecięcego ze szpitala w Münster, który raz w miesiącu przyjeżdża do Krakowa do swoich polskich pacjentów.

Profesor przedstawił jasny plan: zaraz po porodzie Wiktorek musi trafić na stół operacyjny, a ten zabieg będzie pierwszym z trzech, które dadzą chłopczykowi szansę na zdrowe, normalne życie.

Grabowscy zdecydowali się więc na wyjazd do Niemiec i rozpoczęli zbiórkę pieniędzy. Na początek potrzebne było 180 tys. zł. Odzew był ogromny.

Czytelników z całej Polski poruszył los chłopca, na portalach społecznościowych przesyłali sobie linki z rozpaczliwą prośbą rodziców o pomoc, wiele osób wpłacało pieniądze. Poprzez trzy różne fundacje udało się uzbierać aż 150 tys. zł w tak krótkim czasie! Okazuje się jednak, że te pieniądze... nie były Wiktorkowi potrzebne.

Grabowscy wyjechali bowiem już miesiąc przed porodem do Niemiec. Tam, dzięki wsparciu rodziny, zameldowali się, a Konrad znalazł pracę. Tym samym Wiktorek mógł zostać zoperowany z niemieckiego ubezpieczenia, które pokrywa koszty operacji.

- Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że tak to się wszystko ułożyło. Tym bardziej, że czekałyby nas zbiórki na kolejne dwie operacje, a teraz już wiemy, że nie będą potrzebne - mówi Ania Grabowska. - Zebrane pieniążki nie pójdą jednak na marne. Wszystkie przekażemy innym potrzebującym dzieciom z Polski, które cierpią na taką wadę jak nasz synek i zbierają na operację. Wiemy z własnego doświadczenia, jak ciężko jest znaleźć tak wielką kwotę. Nam się udało dzięki pomocy wielu dobrych ludzi, za co z całego serca dziękujemy. Także czytelnikom nto!

Wiktorek rośnie i dobrzeje

Wiktorek miał się urodzić 14 sierpnia, ale bardzo mu się spieszyło na świat. Urodził się dwa tygodnie wcześniej. Ania dostała nagle tak silnych bóli, że nie zdążyli dojechać do kliniki w Münster. Poród odbyłsię po drodze - w szpitalu w Soest. Dopiero stamtąd Wiktor karetką pomknął do Münster.

Operacja - pierwsza z trzech - odbyła się 19 sierpnia. Profesor Malec i cały sztab lekarzy czuwali przy Wiktorze przez pierwszą dobę - najważniejszą i decydującą: czy organizm zaakceptuje zmiany.

Po pierwszym etapie występują bowiem różne komplikacje, tymczasem u synka Ani i Konrada wszystko przebiegło bezproblemowo. Już osiem dni poźniej Wiktorek leżał na zwykłym oddziale kardiologicznym i dochodził do siebie. Dzisiaj czuje się świetnie. Ma apetyt, rośnie, jest już w domu. Na ostatnim piątkowym bilansie zdrowia ważył już 4,6 kg.

- Jakiś czas temu odkrył swoją rączkę, którą jest jego najlepszą i najbardziej interesującą zabawką - opowiada dumna mama. - Grzecznie przesypia noce, dzielnie znosi wszystkie badania w klinice, jest małym żarłokiem. Bardzo lubi spacery w wózku i jak się do niego mówi. Cieszy się też z każdego powrotu taty z pracy.

W lutym Grabowscy wracają na oddział i Wiktorka czeka druga z zaplanowanych operacji. Rodzina spod Nysy na pewno będzie mieszkać w Niemczech, póki leczenie nie zostanie zakończone. Co dalej - czas pokaże...

Tęsknią jednak za rodziną w Polsce, chcieliby się pochwalić synkiem. Zastanawiają się nad pierwszą wspólną podróżą, choć boją się o zdrowie Wiktora.

- Zapytaliśmy profesora, czy Wiktorek mógłby polecieć samolotem. A profesor na to: teraz to on może nawet na koniu jeździć - śmieje się Ania. - Jesteśmy szczęśliwi, że synek jest z nami i że największy koszmar mamy za sobą. Z optymizmem czekamy na kolejne operacje. Wiktor jest w dobrych rękach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska