Ks. Zygmunt Lubieniecki odsłonił swoją tabliczkę w Alei Kawalerów Orderu Uśmiechu w Głuchołazach

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Głuchołazy, gdzie narysowano symbol Orderu Uśmiechu, od dwóch zapraszają do siebie odznaczonych. Są im dedykowane pamiątkowe tabliczki.
Głuchołazy, gdzie narysowano symbol Orderu Uśmiechu, od dwóch zapraszają do siebie odznaczonych. Są im dedykowane pamiątkowe tabliczki. Archiwum
O wyróżnienie wnioskowały dzieci niepełnosprawne z Opolszczyzny. Kapłan zgodził się je przyjąć w dość nietypowych okolicznościach.

Na głuchołaskiej Alei Kawalerów Orderu Uśmiechu od czwartku znajduje się kolejna tabliczka.

Ks. Zygmunt Lubieniecki, proboszcz parafii w Opolu Szczepanowicach i wieloletni kapelan opolskich sportowców, w 2004 roku otrzymał Order Uśmiechu, przyznany na wniosek niepełnosprawnych dzieci z Opolszczyzny.

Do Głuchołaz przyjechał, bowiem od dwóch lat miasto, gdzie narysowano symbol Orderu Uśmiechu, zaprasza do siebie odznaczonych i dedykuje im pamiątkowe tabliczki.

- Nie chciałem przyjąć wyróżnienia, bo pracuję dla Boga i człowieka. Nie dla orderów - wspomina kapłan. - Poproszono mnie, żebym to przyjął.

Przekonał go muzyk Paweł Kukiz. Powiedział: Byłbyś księże idiotą, gdybyś tego nie przyjął. Musi być jakiś pozytywny przykład!

Ks. Lubieniecki przed pracą w Opolu był proboszczem w Jarnołtówku w Górach Opawskich.

To jemu turyści zawdzięczają krzyż na polanie w Cichej Dolinie pod Kopą Biskupią. On też zaczął zwyczaj mszy pod chmurką w czasie wakacji oraz pasterki na Boże Narodzenie. Jak wczoraj opowiadał młodzieży, krzyż postawił w stanie wojennym, w czasie pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, wierząc, że w tym okresie władze go nie aresztują. A pierwszą pasterkę odprawiał tu przy siarczystym mrozie dla 2 tysięcy wiernych.

Pochodzący z Opola ks. Lubieniecki potrafi postawić kibicom skrzynkę piwa, za to, że w czasie meczu wstrzymują się do przekleństw na trybunach. W młodości sam był piłkarzem Odry Opole. Z grania zrezygnował idąc w 1967 roku do seminarium duchownego. Na studiach powołano go jednak do wojska.

- Spędziłem pod radziecką granicą 2 lata i 54 dni aresztu - wspomina. - To była jednostka specjalna, klerycka. Zależało im na tym, żeby nam wybić z głowy powołanie kapłańskie. Ale mnie ten czas utwierdził w powołaniu. To, że dziś jestem trochę twardzielem, to zasługa tych dwóch lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska