Opolski gladiator wciąż napina mięśnie i nie szykuje się na emeryturę. Tylko zdobywa mistrzostwo

Zbigniew Górniak
I pomyśleć, że gdy nastoletni Andrzej przyszedł pierwszy raz na siłownię, zapytano go, czy jest głodzony.
I pomyśleć, że gdy nastoletni Andrzej przyszedł pierwszy raz na siłownię, zapytano go, czy jest głodzony.
Andrzej Ziółkowski z Opola ma 53 lata i właśnie wygrał Mistrzostwa Polski Weteranów w Kulturystyce. Całe życie poświęcił rzeźbieniu ciała. Tytuł potwierdza, że jest w tym najlepszy.

Jedz jak Spartakus, czyli:

Spożywaj 6 posiłków pełnowartościowych dziennie w równych odstępach czasu.

Między posiłkami nie podjadaj.

Raz w tygodniu, na przykład w niedzielę, możesz pozwolić sobie na małe "szaleństwo" w jedzeniu.

Im bliżej wieczoru zmniejszamy spożycie węglowodanów.

W każdym posiłku powinno znajdować się białko pochodzenia zwierzęcego.

Owszem, miło być podziwianym, ale to jednak bywa trochę krępujące, gdy każdy cię tak obmacuje wzrokiem.
Na plaży, na basenie, na kamionce. Wystarczy zdejmiesz koszulę, pokażesz kaloryfer i od razu tracisz prywatność.
Kobiety zezują na twoją muskulaturę, a faceci dostają oczopląsu. Bo starają się patrzeć i na ciebie, i na swoje kobiety - czy one z kolei patrzą na ciebie. A ty się chcesz tylko spokojnie wykąpać.
- Dlatego chodzę pływać na mało uczęszczane kamionki i wyrobiska - mówi Andrzej Ziółkowski, świeży mistrz Polski w kulturystyce weteranów, wcześniej wielokrotny zdobywca innych kulturystycznych i siłowych trofeów. W ostatni weekend listopada w katowickim Spodku pokonał swych rywali bezapelacyjnie, choć przecież to też chłopy jak z marmuru rzeźbionego greckim dłutem.
Ale jeszcze bardziej zdziwiliby się ci wszyscy plażowicze, gdyby zobaczyli jego dowód osobisty. Rocznik 1961. Skończone 53 lata. A tors jak u młodego gladiatora.
W PRL-u ludzi w tym wieku wysyłano na wcześniejsze emerytury - jechali wtedy do sanatoriów, leczyć zawały lub odchudzać się ze zwałów tłuszczu.
A gdy wracali, i tak zasiadali przy telewizorze z piwkiem i paczką fajek.
Nawiązanie do gladiatora nieprzypadkowe, jego siłownia nosi imię tego najsłynniejszego - Spartakusa. Jest najstarsza w Opolu i mieści się w kinie, gdzie przed zmianą ustroju było dość podławe kino "Bolko".
Andrzej od lat chłopięcych marzył o własnej siłowni. W PRL-u siłownie, o ile w ogóle, były tylko państwowe.
W Opolu w latach 70. funkcjonowała jedna - w podwórku przy ul. Dubois, obok siedziby sztangistów Odry Opole. Prowadził ją działacz sportowy Tadeusz Kot. Trochę starego sprzętu po ciężarowcach, nieco samoróbek, na ścianach jakieś kulturystyczne plakaty przemycone przez granicę, zwyczajny zeszyt wpłat - i jakoś to hulało.
Komuna czy nie, ale zbudowany dobrze każdy chciał być zawsze.
G dy miał szesnaście lat, pojawił się na podwórku przy Dubois. To był rok 1977. Andrzej nie przypominał mięśniaka - był bardzo chudy i drobny. Na pierwszym treningu usłyszał od instruktora: "A ciebie co? Matka w domu nie karmiła?". A sala w śmiech.
- Ktoś inny by się pewnie załamał. Ja się zawziąłem. Wtedy nie było odżywek, nikt nie znał zasad zdrowej diety, wkrótce mięso zaczęło być na kartki - wspomina dziś.
To prawda z tą dietą. Też chadzałem w czasach licealnych do przybytku Tadeusza Kota. Nikt jeszcze nie wiedział tak naprawdę, od czego rosną mięśnie, nie mówiąc już o ich rzeźbie. Pamiętam respekt, jaki wywoływał facet, który pracował w zakładach mięsnych i opowiadał, że codziennie w robocie wypija dwie szklanki ciepłej jeszcze krwi byka. Trzeba przyznać, że krzepę miał, ale dziś nie sposób stwierdzić, czy od tej byczej krwi, czy od ciężkiej harówy.
W latach 80. Andrzej zaczął ćwiczyć z grupką przyjaciół w podziemiach spółdzielni mieszkaniowej przy ul. Matejki. Tak działała piwniczna partyzantka kulturystyczna. Przy okienkach piwnicznych kucali przechodnie i podziwiali.
A gdy zmienił się ustrój i na wolnym rynku wszystko, co nie zabronione, stało się dozwolone, a wręcz pożądane, Ziółkowski założył własną siłownię. I zaczął na niej zarabiać. Początkowo w dwóch pomieszczeniach PZMOT-u przy ul. Powstańców Śląskich, a niebawem w zrujnowanym kinie "Bolko", które powoli doprowadził do jako takiego wyglądu.
Dziś ma dwa w jednym: hobby i pracę. W myśl amerykańskiego powiedzenia: "Zarabiaj na tym, co lubisz, a nigdy nie będziesz musiał pracować". Tylko czy to jest dobry zarobek?
- Nie taki jak kiedyś - odpowiada szef Spartakusa. - Ćwiczy dziś jedna czwarta tych, co kilkanaście lat temu. Owszem, w Opolu jest teraz wiele siłowni, ale prawda jest taka, że miasto się wyludnia, pustynnieje. Kiedyś Rynek i Krakowska tętniły, dziś są puste. To się odbija i tutaj. Zauważyłem jeszcze coś. Dawniej ćwiczyło więcej młodych, a dorosłych zaledwie garstka. Dziś proporcje się odwróciły. O czym to świadczy? Że młodzi uciekli przed komputery, do gier i świata wirtualnego, a dorośli zaczęli bardziej o siebie dbać.
Widzieć ciastko na brzuchu taty
Syn Andrzeja, Tomasz, też jest mistrzem kulturystyki i też z międzynarodowymi sukcesami. Gdyby zasłonić im twarze i ustawić koło siebie, można by sądzić, że to równolatkowie. Zresztą nie raz, nie dwa stali obok siebie na scenie, a także na podium - w różnych kategoriach wiekowych. I wzajemnie się dopingowali. Znalazłem w fachowym czasopiśmie "KiF" ("Kulturystyka i Fitness") takie oto zwierzenie Tomka: "Ojciec dobrze wie, że potrafię zauważyć na jego brzuchu każde zjedzone przez niego po kryjomu ciastko". Z kolei o wspólnych posiłkach rodzinnych Andrzej opowiadał "KiF" tak: "Na śniadanie zjadamy jajecznicę z dziesięciu jajek na głowę, ale z samych białek. I tu mamy problem, ponieważ nie wiadomo, co robić z żółtkami. Tomek proponował je za darmo w piekarni, ale nie byli zainteresowani. Więc te żółtka póki co wędrują do śmietnika."
Andrzej przygotowuje trzeci z sześciu posiłków, jakie zje tego dnia. Robi to po aptekarsku - z użyciem wagi. 220 gram kurzej piersi gotowanej bez przypraw i soli, a do tego 100 gram makaronu.
- 60 procent sukcesu w rzeźbieniu ciała opiera się na właściwej diecie - tłumaczy.
Na ścianie dyplomy z zawodów. Jest ich tyle, że sądziłem, że to urobek całego klubu, ale one są wszystkie Andrzeja. Gdy próbuję je liczyć, mówi:
- Daj spokój, nie licz, w domu mam jeszcze dwa razy tyle. Pierwsze zawody wygrałem w osiemdziesiątym ósmym. Tomek miał wtedy kilka miesięcy. A potem już poszło. O, i jedzenie gotowe - podsuwa mi pod nos plastikowy pojemnik z makaronem i kostkami kurczaka. Wszystko dokładnie odmierzone.
Waga to w ogóle ważne urządzenie w życiu kulturysty. Równie istotna jak sztanga, drążek czy hantle. Wagi trzeba mieć dwie - łazienkową i kuchenną. Niektórzy w kuchni przypinają jeszcze tabelę z kaloriami, zawartością białka i tłuszczy, ale "Zióło" ma je wszystkie w głowie. Właściwie mógłby jeździć po szkołach i sanatoriach jako dietetyk lub ambasador zdrowego odżywiania.
- Nie piję na przykład mleka, bo w nim jest laktoza, a po niej mięsień nie ma wyrazistości - mówi.
Nad obecną rzeźbą pracował 10 miesięcy - dzień w dzień, odpowiednio jedząc, ćwicząc, relaksując się i… myśląc. Tak, myśląc.
Tłumaczy: - Tu nie chodzi tylko o to, żeby pójść na siłkę i poprzerzucać ciężary. Wszystko musi wychodzić z głowy. Ćwiczysz i w tym czasie wyobrażasz sobie swój mięsień, łączysz się z nim myślami, czujesz go nie tylko ciałem, ale i głową.
Trenuje 6 razy w tygodniu dwa razy dziennie, je 6 razy na dobę, śpi minimum 6 godzin. Nie soli, nie słodzi, nie używa masła, bo nie miałby nim czego posmarować, gdyż nie je chleba.
- To wcale nie jest takie straszne - tłumaczy. - Do tego reżimu można się przyzwyczaić. A zresztą, raz w tygodniu pozwalam sobie na chwile słabości. W niedziele moja partnerka piecze ciasto. Jest mistrzynią. Zjadam całe i wcale mi to nie szkodzi.
Rzeźbić, nie pompować
Na ścianach siłowni wiszą plakaty vintage. Seksowne panie z fryzurami na tapir w stylu końcówka lat 80. i w neonowych bikini. Wśród nich on - wielki Arnold. Wielki duchem, rozmiarem i dokonaniami. Jak nadmuchany. Klatka piersiowa to dwa balony, bary niczym dwa wzgórza, a do tego tricepsy jak kolejowe podkłady (to te mięśnie z drugiej strony ręki symetryczne do bicepsów). Taka była kiedyś norma w body building i kulturystyczny ideał. Jak najwięcej mięsa jak najbardziej napompowanego.
- Dzisiaj to już przeszłość - tłumaczy Andrzej Ziółkowski. - Dziś masa nie jest już tak ważna jak kiedyś. Dziś niemodne jest już nawet być mocno napakowanym. Teraz musisz mieć proporcję i rzeźbę. Mięsień musi być gęsty, zwarty i wyizolowany. Wyraźny i ładny.
To, o czym mówi Andrzej Ziółkowski, nazywane jest w fachowych czasopismach "definicją mięśnia". Człowiek wygląda jak z atlasu anatomicznego. Oczywiście nie jak obrany ze skóry - czerwony i z niebieskimi żyłami na wierzchu. Skóra musi być, a przed zawodami warto ją podsmażyć w solarium. Dziś w plażowym plenerze z napompowanego pakera kobiety się śmieją, lecz gdy widzą tarkę na brzuchu, wiele marzy, by wyprać na niej swoje majtki.
Czy z definicji każdy może osiągnąć dobrą definicję mięśni? Otóż nie. Powiada Ziółkowski:
- Nie każdy, ponieważ jest to sprawa genów. Bo o ile, jak mówiłem, 60 procent sukcesu zależy od diety, to aż 10 procent od genów. Ja na swoje nie narzekam, choć mój genom nie jest idealny. Mam drobne kości, przez co przez lata moją gorszą stroną były nogi.
Niedawno ktoś pozazdrościł mistrzowi i ukradł ze ściany medal z ważnych mistrzostw. Andrzej wrzucił komunikat na Facebooka, ale czy ktoś po to kradł, żeby oddać? Trwa oczekiwanie na to, że sumienie w końcu kolnie złodzieja, lub… że obleci go strach. Ale co tam medal! Andrzej chciałby dzielić się swym sukcesem i wiedzą na temat ciała w inny sposób. Tłumaczy:
- Ostatnio mówi się dużo o walce rządu ze śmieciowym żarciem w szkołach. Dużo wiem o zdrowym odżywianiu. Marzy mi się, żeby jeździć do szkół z pogadankami na temat żywienia i ćwiczenia. Jestem żywym przykładem tego, do czego można dojść, gdy się mądrze je i trenuje. Mam 53 lata, wyglądam, jak wyglądam i nie wiem, co to choroba! No i testosteron! Wiadomo, po co on facetowi. Po trzydziestce zaczyna spadać, ale jak ćwiczysz, to spada dużo, dużo wolniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska