Jestem zdrową brunetką o kocich oczach. Sprzedam pilnie komórki jajowe

Redakcja
Wikipedia / http://www.pdimages.com/web9.htm
Pomysłowość ludzi na szybkie i łatwe zdobycie pieniędzy nie zna granic. Tym razem Polki postanowiły wystawić na sprzedaż swoje... komórki jajowe. Handel nimi kwitnie w internecie - na coraz większą skalę.

Jak podaje Polskie Towarzystwo Ginekologiczne, niepłodność w naszym kraju może dotyczyć 1,5 mln par. Dzięki metodzie in vitro przychodzi na świat rocznie ok. 5 tys. dzieci, co oznacza, że jedynie niewielki procent rodziców doczekuje się w ten sposób własnego potomstwa, a dzieje się tak z różnych powodów. Nie wszystkich stać na prywatne zapłodnienie pozaustrojowe, bo kosztuje to 10-12 tys. zł, w co wchodzi: diagnostyka, podanie leków, zabieg i ewentualne 2-3 podejścia.

Z kolei wpisanie na listę na darmowe in vitro, opłacane przez Ministerstwo Zdrowia, jest obwarowane tak wyśrubowanymi warunkami, że wiele par nie jest w stanie im sprostać. To z kolei sprawia, że coraz więcej kobiet widzi w tym interes do zrobienia. Pod pozorem niesienia pomocy nieszczęśliwym parom ogłaszają się w internecie. Traktują bez pardonu swoje komórki jajowe, jak zwykły towar, wystawiany na "Allegro".

"Sprzedam komórkę jajową odpowiedzialnej, dorosłej parze" - pisze internautka z Mazur na forum internetowym poświęconym rozrodczości. "Mam 23 lata, grupę krwi 0 RHA+, jestem osobą bez nałogów, zdecydowaną na sto procent, bardzo chętnie pomogę spełnić czyjeś marzenie o dziecku". "Jestem zdrową, ładną, młodą kobietą - tak z kolei zachwala siebie Weronika z Poznania. - Mierzę 174 cm, ważę 60 kg. Mam 3,5-letnią zdrową córeczkę, urodzoną naturalnie, bez komplikacji. W rodzinie brak jakichkolwiek chorób genetycznych, zakaźnych, psychicznych. Mąż pochwala moją decyzję o sprzedaży jajeczka. Osobom zainteresowanym poważnie moją ofertą chętnie przyślę swoje zdjęcie".

Najniższa stawka, jakiej żądają kobiety za swoje komórki jajowe, wynosi 4 tys. zł. Taką cenę najczęściej podają. Podobno jednak niektórym sprzedającym, gdy nawiążą kontakt ze zdesperowanymi rodzicami, udaje się wyciągnąć 8, a nawet 10 tysięcy. Kobiety, które umieszczają anonse w internecie, zapewniają, że są zdrowe, szczupłe, wysportowane, pozbawione jakichkolwiek nałogów, a ich dzieci - śliczne, zdolne i rezolutne. Ale kto zaręczy, że to prawda i że nie sprzedają kota w worku?

Swoich dzieci nie mam, ale...

- Ja jestem takimi praktykami oburzony, są dla mnie niezrozumiałe - mówi dr Jacek Mazur, ginekolog-położnik z Kędzierzyna-Koźla. - Należałoby się zastanowić, dokąd właściwie zmierzamy? W swojej pracy zawodowej z żadnym takim przypadkiem na razie się nie spotkałem. Sądzę, że ogłoszenia o sprzedaży jajeczek zamieszczają kobiety niedojrzałe emocjonalnie. Bo jak inaczej to tłumaczyć?

Doktor Mazur zwraca też uwagę na niebezpieczeństwa, jakie się z tym procederem wiążą. Przede wszystkim trzeba nagle zaingerować w organizm kobiety, najpierw wyindukować u niej jajeczkowanie, a potem - pobrać komórkę jajową. To niby drobny zabieg (trwa od 5 do 15 minut i odbywa się pod narkozą, w obecności anestezjologa), który nie niesie ze sobą większego ryzyka, ale też do końca nikt tego nie zagwarantuje. Zawsze coś się może zdarzyć.

- Nawet zwykły zastrzyk może być przyczyną komplikacji, medycyna zna takie przypadki - zaznacza dr Jacek Mazur. - Poza tym nie wiadomo, na ile obca komórka jajowa zagnieździ się w macicy kobiety starającej się o dziecko. To obcy antygen. Co innego, gdy komórka zostaje pobrana od tej samej pacjentki, która poddaje się pozaustrojowemu zapłodnieniu. Jestem w stanie zrozumieć, gdy dawczynią komórek jajowych zostaje ktoś z bliskiej rodziny: siostra, kuzynka. W innym przypadku - nie.

W internecie ogłaszają się nawet zupełnie młode osoby: "Jestem zdrową, piękną brunetką z kocimi oczami. Mam 18 lat, ale jestem w pełni zdecydowana i świadoma tego, że chcę zostać zostać dawczynią komórek jajowych. Cena do uzgodnienia". Natomiast 23-letnia Hania z Poznania nie owija niczego w bawełnę, choć stara się zrobić dobre wrażenie, że nie tylko o szmal jej chodzi: "Jestem zdrowa i pełna energii. Swojego potomstwa nie posiadam, z powodu kwestii finansowych, bo nie chciałabym, żeby mojemu dziecku czegoś brakowało. Szukam jednak rozsądnej i miłej pary, której mogę komórki jajeczka sprzedać. Nie interesuje mnie pierwsza lepsza, chętna osoba...".

W Polsce działa ponad 20 klinik in vitro. Część z nich prowadzi też banki komórek jajowych. Dawczynie nie mogą jednak bankom komórek sprzedać i żądać za nie konkretnej ceny, bo jest to zabronione. Natomiast, zgodnie z zasadami obowiązującymi w Unii Europejskiej, mogą je ofiarować kobiecie, która z różnych powodów (zbyt wczesne wygaśnięcie funkcji jajników, ich usunięcie, problemy z owulacją) jest bezpłodna. W zamian dawczyni może liczyć na tzw. rekompensatę finansową, czyli na zwrot kosztów za dojazd, za wzięcie urlopu w pracy itp. Kwota ta waha się w granicach 3 tys. zł. Nic więc dziwnego, że lepiej dać ogłoszenie w internecie.

- Do nas bezpośrednio zgłasza się nie więcej niż pięć kobiet rocznie, które chciałyby oddać swoje komórki jajowe w zamian za rekompensatę - ujawnia dr Marek Tomala, specjalista ginekolog-położnik z kliniki GMW-Embrio w Opolu. - Ale my z tych propozycji nigdy nie skorzystaliśmy, bo nie widzimy takiej potrzeby. Pobieramy komórki jajowe tylko od pacjentek, które leczą się u nas z bezpłodności. Natomiast kobiety ogłaszające się w internecie liczą zapewne na to, że zarobią bardzo dużo pieniędzy. Nawiązują kontakt z rodzicami, którzy starają się o dziecko, i potem udają się z nimi do kliniki. Na pewno jakoś się wcześniej dogadują. Nie ma się co oszukiwać. Prawo tego jednak nie zabrania ani w żaden sposób nie reguluje.

Dziecko z ruletki

W Polsce komórkę jajową można oddać maksymalnie 6 razy. Liczba dzieci urodzonych dzięki jednej dawczyni także nie powinna przekraczać sześciu. Kto jednak jest w stanie to wszystko sprawdzić, skoro np. dawczyni może się zgłaszać z potencjalnymi rodzicami do różnych klinik in vitro. A te znane są z tego, że pilnie strzegą swoich tajemnic i nie dzielą się informacjami na temat pacjentek. Wskazane jest również, aby dawczyni nie miała więcej niż 35 lat, gdyż do tego wieku ma odpowiednią tzw. rezerwę jajnikową. Dolna granica wieku to 21-22 lata.

- Kliniki robią badania u dawczyń komórek jajowych m.in. w kierunku wirusów HIV, HCV i HBV - mówi dr Marek Tomala. - Natomiast nigdy nie dowiemy się do końca, że z dawczynią wszystko jest OK. My nie chcemy jednak nikogo napiętnować. Bo in vitro już i tak wzbudza wystarczająco dużo kontrowersji.

W przyszłości, gdy dziecko przyjdzie już na świat i gdy ewentualnie ujawnią się u niego jakieś ułomności, rodzice będą mogli mieć pretensje tylko do siebie. Przypomina to grę w ruletkę. Z drugiej strony ktoś powie: w zdrowych rodzinach też rodzą się dzieci obciążone genetycznie wadami. Żaden człowiek nie jest doskonały.

Tymczasem, ponieważ nikt szarej strefy w internecie nie kontroluje, sprzedawczynie "jajeczek" rozhulały się na dobre. Oferty płyną z całej Polski, jak i z zagranicy, m.in. od Polek mieszkających w Anglii. "Mam włosy ciemny blond, szaro-zielono-niebieskie oczy, raczej niebieskie, gdy płaczę - oznajmia na forum kolejna potencjalna dawczyni. - Posiadam wykształcenie niepełne wyższe. Odżywiam się zdrowo". Pojawiają się również bardzo nieudolne wpisy z licznymi błędami: "Witam, chce pomuc (pisownia oryginalna - przyp. red.) osobie, która nie może mieć dziecka. A ty bendziesz w końcu matką. Ja nie palę, nie piję, mam 23-letniego synka zdrowego". Akurat na ten anons żadnego odzewu nie ma.

- Jestem tymi ogłoszeniami zszokowana - podkreśla Ewa Janiuk, położna z wieloletnim doświadczeniem, która prowadzi Zakład Usług Położniczo-Pielęgniarskich "Zdrowa Rodzina" w Opolu. - Na litość boską, do czego jeszcze się posuniemy! Dawczynie, jak o sobie piszą, są piękne, szczupłe i młode, ale należałoby sobie zadać pytanie, na ile są mądre. Przecież poddawanie się hormonalnej stymulacji jajników oznacza dobrowolne "wrzucanie" sobie do organizmu bomby. To dla młodej kobiety nie jest bez znaczenia.

Ewa Janiuk nie spotkała się jeszcze w swojej praktyce zawodowej z kupowaniem przez kobiety komórek jajowych. Albo nikt się do tego nie przyznał. Natomiast dużo jej pacjentek skorzystało z komórek własnych. - To dla mnie zrozumiałe. Część z nich została matkami, dzieci są już podchowane. Ja jednak zawsze powtarzam, że w obliczu trudności w zostaniu rodzicami należy sobie zadać kilka podstawowych pytań: "Czy ja chcę mieć dziecko, czy mam na tyle miłości w sobie, że jestem w stanie nią obdarzyć małą istotę? Czy też wypada mieć dziecko, tak jak dobrze jest widziane posiadać dom, samochód, inne dobra?

Z danych European IVF Monitoring wynika, że na komórkę jajową czeka w Polsce około 1000 kobiet, a czas oczekiwania wynosi 1,5 roku. Tymczasem zegar tyka. Z kolei by dostać się na listę darmowych zabiegów in vitro, kobieta w momencie zakwalifikowania nie może przekroczyć 40 lat. Para musi też udokumentować, że przez minimum 12 miesięcy poddawała się leczeniu niepłodności, które sama opłaciła. Powinna także wcześniej odbyć konsultacje z psychologiem. Dlatego załapać się na rządowy program, który rozpoczął się w 2013 r. i zakończy w 2016, nie jest łatwo.

- U nas do bezpłatnego leczenia bezpłodności metodą in vitro zakwalifikowało się w ramach tego programu 245 par - mówi dr Marek Tomala. - Dzięki niemu przyszło na świat do tej pory ponad 20 dzieci. Rządowy program pozwala na refundację trzech cykli leczenia u kobiet. W tym przypadku nie można korzystać z jajeczek pochodzących od obcych dawców.

Potem przychodzi trauma

Do tej pory pojawiały się w gazetach i w internecie głównie oferty od osób, które chciały sprzedać swoją nerkę. Gdy policji udało się je wytropić, zwykle tłumaczyły, że były skłonne się okaleczyć z biedy czy z konieczności spłacenia długu. Handel komórkami jajowymi to nowy pomysł.

- Ja zawsze staram się być wyrozumiały, wysłuchać obu stron, jeśli jednak chodzi o handel narządami i tkankami, to budzi to mój osobisty sprzeciw - mówi dr n. med. Jacek Miarka, specjalista chorób wewnętrznych, przewodniczący Komisji Bioetycznej Okręgowej Izby Lekarskiej w Opolu. - Inaczej wygląda sytuacja, gdy ktoś chce bezinteresownie zostać dawcą krwi czy szpiku, żeby pomóc innym ludziom. Bezinteresowność jest czymś, co legitymizuje ten proces. Znam dwa przypadki rodzinnego przekazania nerki, gdzie skończyło się to powodzeniem. To był wspaniały dar. Natomiast nie wyobrażam sobie, że można brać za to pieniądze. Kiedyś widziałem ogłoszenie: "sprzedam nerkę" i miałem potem kiepską noc. Pomyślałem, że może ktoś popadł w poważne kłopoty, może w nałóg? Było mi tej osoby żal. Trzeba też spojrzeć na to z drugiej strony: ktoś na nerkę gdzieś czeka, ktoś inny bardzo chce mieć dziecko. Pewnego dnia zostałem zapytany, jakie byłoby moje zdanie na temat użyczenia łona kobiety innej kobiecie, pragnącej mieć dziecko. Odpowiedziałem, że na szczęście nie musiałem tego dylematu rozwiązywać.

Jedną z internautek, która postanowiła sprzedać komórki jajowe i dała ogłoszenie, zaczęły nękać wyrzuty sumienia. Dzieli się tym na forum. Szybko znajduje pocieszycielki. "Jesteś chyba nadwrażliwa - strofuje ją inna dawczyni. - Kobieta nie oddaje dziecka, tylko komórkę. Jest to zabieg podobny do pobrania np. szpiku kostnego. Zapewniam cię, że nie ma żadnej traumy, oddawałam raz komórkę i nie myślę w ten sposób, że gdzieś tam żyje moje dziecko. To nie jest moje dziecko".

Dawczynią mogą zostać tylko te kobiety, które przejdą cały etap kwalifikacji. Z drugiej strony do końca nie wiadomo, jak w niektórych klinikach to wygląda. Biorczyń jest bowiem więcej niż chętnych dawczyń. Popyt wyprzedza podaż.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska