Policjant "dostrzegł zło". Strzelił do człowieka

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Według danych policji w 2013 roku policjanci w całej Polsce  134 razy użyli służbowej broni.
Według danych policji w 2013 roku policjanci w całej Polsce 134 razy użyli służbowej broni. SXC.HU
Dopiero sąd ostatecznie rozstrzygnie, kto jakie miał intencje. Czy kierowca ruszył autem, żeby przejechać policjanta? I czy policjant strzelał, żeby zabić kierowcę?

Młodszy aspirant Łukasz K., 36 lat, z czego 15 w policji.

Na Facebooku zamieścił jako swoje główne zdjęcie fotografię policjanta w polowym mundurze. Od tyłu, z wyeksponowanym pasem z bronią, kajdankami i gazem.

Dopisał przy nim swoiste motto: "Ścigam zło, którego ty nie chcesz widzieć". Wśród zdjęć, dostępnych do środy na jego profilu, jest też fotografia ze służbowym wilczurem. Łukasz K. mierzy na niej z pistoletu, prosto w obiektyw aparatu. Narzeczona policjanta na swoim profilu facebookowym ma tylko dwa zdjęcia. Na obu ważnym rekwizytem jest pistolet.

Łukasz Ś., postrzelony przez policjanta w piątkową noc, ma 22 lata i średnie wykształcenie. Kawaler, ma dziewczynę i trzyletnie dziecko. W sobotę planował, że zabierze swojego synka na mikołajkową imprezę.

Po trzech dniach od zranienia chirurdzy Wojewódzkiego Centrum Medycznego wyjęli mu wreszcie kulę, która utkwiła między kręgosłupem a aortą. Miał szczęście. Dwa centymetry w bok i wykrwawiłby się przed przyjazdem karetki.

Łukasz Ś. nie jest typem grzecznego chłopca. Pierwszy raz w konflikt z prawem wszedł w wieku 19 lat. Razem z kolegą zabrali z terenu jakiejś firmy w Goświnowicach pod Nysą płytę budowlaną, wartą niecały tysiąc złotych. Sąd w Nysie uznał jego winę, ale odstąpił od ukarania. Warunkowo umorzył postępowanie na 2 lata.

W tym roku do sądu trafiły kolejne akty oskarżenia, w których występuje Łukasz Ś. Ma sprawę za udział w bójce. Jest też oskarżony o współudział w oszustwie na szkodę dwóch firm telekomunikacyjnych. W 2013 roku jego kolega Stanisław P. zawarł trzy umowy na telefon.

Zobowiązał się do płacenia dwuletniego abonamentu, a w pakiecie promocyjnym kupił za 200 i 400 złotych iphony warte 2,5 do 3 tysięcy. Dwie umowy zawarł przez telefon, a aparat dostał przesyłką kurierską.

Pechowy piątek

Za trzecim razem pojechał do salonu we Wrocławiu, gdzie w ramach umowy abonamentowej za kaucję 999 zł dostał aparat wart 3,5 tysiąca. Stanisław P. nie zapłacił ani jednego rachunku za żaden telefon. Przed policją przyznał się do winy.

Na podstawie zeznań świadków policjanci oskarżyli dodatkowo Łukasza Ś. o udział w tym oszustwie, a nawet namawianie do niego Stanisława P. Łukasz Ś. nie przyznał się do zarzutu. Rozprawa w tej sprawie jeszcze się nie zaczęła na dobre.

- W piątek pojechaliśmy z Łukaszem do firmy jego ojca. Umyliśmy swoje samochody - opowiada Wojciech B., przyjaciel postrzelonego. - Ja swój samochód zostawiłem na miejscu i po godz. 22 jego autem pojechaliśmy na miasto. Po drodze zabraliśmy znajomego.

Na Rynku spotkaliśmy kolejnego kolegę, Pawła, w bmw. Chwilę rozmawialiśmy, nie wychodząc z aut. Potem pojechaliśmy w dwa auta, spontanicznie, pod wieżę ciśnień, gdzie sporadycznie odbywają się imprezy albo dyskoteki. Wieża i cała okolica jest dobrze oświetlona, jest tam monitoring.

Auta zaparkowali przodem do wieży, ok. 5 metrów od siebie. Stali w między nimi i rozmawiali o motoryzacji.

- Po 2-3 minutach nadjechał radiowóz - mówi dalej Wojciech B. - Dwóch policjantów zaparkowało obok, podeszli i pytają, co robimy. Chcieli nas wylegitymować. My nie daliśmy żadnych powodów do interwencji. Łukasz odszedł do auta, żeby je przestawić. Cofnął.

Kiedy policjant zauważył, że auto cofa, zrobił trzy kroki do samochodu i trzymając broń w obu rękach strzelił przez boczną szybę prosto w kierowcę. Wcześniej raczej nic nie powiedział, nie wołał. Zauważyłem tylko łunę ognia. Potem strzelił drugi raz, ale samochód odjechał.

- Rozmawiałem z synem. Powiedział mi, że zostawił auto na pasach oznaczających miejsca parkingowe. Bał się, że policjanci się do tego przyczepią - opowiada Piotr Ś., ojciec rannego, przedsiębiorca spod Nysy. - Wycofał lekko samochód i chciał się przemieścić na drugą stronę.

Uciekł, bo był w szoku?

A policjant wtedy podbiegł i strzelił. Syn od razu ruszył z piskiem opon i uciekł, bo się przestraszył. Łukasz nawet nie wiedział, że ma kulę. Myślał, że dostał paralizatorem albo gazem. Nie wyobrażał sobie, że policjant mógł do niego strzelać, i to na oczach innych ludzi i kamery. On nawet nie zna tego policjanta. Pierwszy raz go widział. Specjalnie go o to pytałem.

Policjant Łukasz K. ma zakaz udzielania informacji prasie.

- Z relacji policjanta wynika, że pod nieczynną wieżą ciśnień na ul. Obrońców Tobruku patrol zauważył dwa zaparkowane samochody osobowe, bmw i audi. Między samochodami stała grupa mężczyzn - mówi Bolesław Wierzbicki, zastępca prokuratora rejonowego w Nysie. - Policjanci przystąpili do legitymowania.

W pewnej chwili jeden z mężczyzn oddalił się i wsiadł do audi. Uruchomił silnik i odjechał, kierując się wprost na policjanta. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że kierowca miał możliwość ominięcia policjanta z obu stron, ale tego nie zrobił. Jechał na wprost z zamiarem przejechania go. Policjant ruchami rąk i krzykiem apelował do kierowcy, aby się zatrzymał. Kierowca nie dostosował się do żądań.

Policjant wyjął broń i gdy samochód miał już na niego najechać, ten użył broni, celując w dwa miejsca w karoserii, ale nie wie, gdzie trafiły pociski. Prokuratura w Nysie już powołała biegłego z zakresu balistyki, który we wtorek wykonał oględziny i pomiary przedziurawionego audi.

Ekspert ma odpowiedzieć między innymi, z jakiej odległości i pod jakim kątem strzelano do samochodu. Drugi biegły, informatyk, bada zawartość pamięci kamery, która jest zamontowana na budynku wieży i monitoruje parking. Nagrania podobno nie ma, bo kamera była niesprawna.

W środę prokurator z Nysy za zgodą lekarzy przesłuchał pierwszy raz rannego Łukasza. Byli także u niego policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych, czyli policji w policji. Po doniesieniu złożonym przez ojca Łukasza Ś. prokuratura w Nysie prowadzi obecnie dwa równoległe śledztwa.

Jedno dotyczy czynnej napaści na funkcjonariusza na służbie i próby potrącenia go autem. Drugie rozpoczęto w sprawie domniemanego przekroczenia uprawnień przez policjanta, polegającego albo na niezasadnym albo nieprawidłowym użyciu broni palnej. Łukasz K. cały czas pełni swoje służbowe obowiązki. Łukasz Ś. dochodzi do siebie w szpitalu w Opolu.

- Kiedy nas kontrolowali, podszedłem do tego policjanta i zapytałem, z jakiej broni strzelał - mówi Wojciech B., przyjaciel rannego i świadek zdarzenia. - Odpowiedział, że z ostrej i że Łukaszowi grozi śmierć. Ukradkiem zadzwoniłem do Łukasza. Prosiłem, żeby przyjechał, jeśli może, albo choć powiedział, gdzie jest. Rozmawiałem z nim tylko parę sekund. Powiedział, że bardzo cierpi i żebym go znalazł.

- Syn pojechał do mojego domu pod Nysą - opowiada dalej ojciec Łukasza Ś. - Był w szoku, nawet nie pamięta, jak tam się znalazł. Stamtąd zadzwonił do kolegi i ten zawiózł go do szpitala.

Ranny trafił do szpitala w Nysie 2,5 godziny po zdarzeniu. W jego aucie policja nie znalazła nic podejrzanego. Nic nie znaleziono także przy Łukaszu ani u innych mężczyzn, którzy przyjechali z nim pod wieżę.

- Po odjeździe Łukasza policjanci kazali nam się kłaść na ziemię - opowiada Wojciech B. - Krzyczeli, grozili bronią. Przeszukali nas, kazali wszystko wyjąć z kieszeni. Potem musiałem stać przy murze z rękami z tyłu. Dmuchaliśmy w alkomat, ale wszystkim wybiło zero. Wreszcie w kajdankach zabrano nas do komendy, gdzie zostaliśmy przesłuchani. Każdy oddzielnie.

- Przy każdym przesłuchaniu brał udział policjant, który strzelał. Zadawał pytania i mógł kierunkować zeznania. Jak to możliwe? - pyta ojciec rannego Łukasza.

- Dla dobra śledztwa nie mogę powiedzieć obecnie, czy są zasadnicze rozbieżności w zeznaniach uczestników zdarzenia - ucina prok. Bolesław Wierzbicki.
Strzelanina w Nysie wzbudziła ogromne zainteresowanie i falę komentarzy w internecie. Opinia publiczna podzieliła się na dwa wrogie obozy. Zwolenników policjanta "szeryfa", który zdecydowanie zwalcza przestępczość. I przeciwników "policyjnej brutalności".

Zdaniem wybitnego znawcy prawa karnego prof. Mariana Filara w tej sprawie zasadnicze będzie ustalenie, czy kierowca stwarzał zagrożenie dla policjanta i czy ten działał w warunkach obrony koniecznej. Jeśli Łukasz Ś. chciał tylko uciec, to policjant nie miał prawa strzelać w jego kierunku.

Mógł strzelać, jeśli bronił swojego życia albo chciał zatrzymać podejrzanego o usiłowanie zabójstwa. A o zamiarach, jakie kierowały nim w ciągu tych kilku chwil, decydować będzie dopiero sąd. Po ustaleniu wszystkich okoliczności sprawy.

- Uważam, że policjant strzelał z zamiarem zabicia, z boku, z odległości 1,5 metra - komentuje Piotr Ś., ojciec rannego chłopaka. - Miał przecież inne możliwości, mógł strzelać w opony, w silnik.

Dobrze, że szyba trochę obroniła przed mocniejszym impetem, zresztą na szybie są jeszcze odpryski od prochu. Całe szczęście, że syn jest wysoki. Pocisk trafił go w ramię. Gdyby był niższy, dostałby w głowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska