Boże Narodzenie może być nawet na kredyt, byle z rozmachem

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Dr Tadeusz Detyna
Dr Tadeusz Detyna UO
Rozmowa z doktorem Tadeuszem Detyną, socjologiem z Uniwersytetu Opolskiego

Kolega redakcyjny wybrał się ostatnio do sklepu po torebkę czarnego pieprzu, a wrócił z koszykiem wypełnionym po brzegi. Przed świętami zupełnie tracimy zdrowy rozsądek. Dlaczego?

Ano dlatego, że daliśmy sobie wmówić, że Boże Narodzenie trzeba obchodzić z rozmachem. Porównujemy się do kuzyna, sąsiada czy przyjaciela, widzimy jakie oni robią zapasy, jak przyozdabiają domy czy sprawiają bliskim prezenty i nie chcemy się czuć gorsi. W przypadku starszej części społeczeństwa pewnie odzywają się wspomnienia z poprzedniego systemu. W czasach socjalistycznych zazdrościliśmy Zachodowi, który mógł zaszaleć w sklepach, bo u nas sensacją było kiedy rzucili trochę cytrusów i to nie najlepszej jakości. Pewnie niektórzy do dziś odbijają sobie tamte czasy.

To bez sensu. Przecież za moment eksperci będą alarmować, że tony żywności ze świątecznego stołu wylądowały w śmietniku. Sytuacja powtarza się z roku na rok, a my jakoś nie wyciągamy wniosków i po raz kolejny wyrzucamy pieniądze w błoto.

Gdybyśmy podeszli do sprawy racjonalnie, to wiedzielibyśmy, że takiej ilości jedzenia, jaką wielu z nas kupuje, nie jesteśmy w stanie przejeść nawet jeśli do stołu zasiądziemy z całą rodziną. Nie raz widzę w sklepach, że ludzie zabierają ze sobą dwa wielkie wózki, które wypełniają tak, że aż gubią towar po drodze. Dziwi mnie takie robienie zapasów, bo przecież po świętach wiele produktów można kupić nawet taniej. Inną rzeczą jest to, że my mocno się wzbraniamy przed ograniczeniem konsumpcji. Jeśli ekonomiści doliczyliby się, że na świąteczne sprawunki wydaliśmy choć o 0,5 procent mniej niż przed rokiem, to zaraz usłyszymy, że społeczeństwo zbiedniało, za co odpowiedzialność ponosi rząd, który oczywiście powinien natychmiast podać się do dymisji.

Nasz niepohamowany apetyt na robienie zakupów to jedno, ale sprzedawcy również dwoją się i troją, żebyśmy wydali więcej niż w poprzednich latach.

Sprzedawcy próbują nas skusić już od dwóch miesięcy, a im bliżej 24 grudnia tym takich "superokazji" jest coraz więcej. Trzeba mieć się na baczności, bo może się okazać, że za taki okazyjny towar zapłacimy nawet więcej, niż kupując go w regularnej cenie. I niby my to wszystko wiemy, ale jednak ulegamy tzw. magii świat robiąc zakupy na potęgę. Trochę przypomina mi to sytuację z Nowej Zelandii, gdzie z kranów leje się albo prawie wrzątek albo woda lodowata. Wprawdzie można kupić baterię ze specjalnym mieszalnikiem, ale jak zapytać ludzi dlaczego tego nie zrobili to odpowiedzą, że wszyscy ich sąsiedzi mają tak samo, więc po co coś zmieniać. Podobnie jest ze świętami. Robimy wielkie zakupy, bo inni też tak robią...

A gdy nas na to nie stać zaciągamy kredyty. Wedle starej zasady "zastaw się a postaw się"...

Bo świąteczne przygotowania sprawiają, że puszczają nam hamulce. Pewnie w innej sytuacji dwa razy byśmy się zastanowili, czy aby na pewno potrzebny jest nam nowy komplet bombek albo wyszukane dekoracje świąteczne. Boże Narodzenie daje nam usprawiedliwienie, bo skoro takie święta są raz w roku, to czujemy się rozgrzeszeni nadwyrężając domowy budżet. Refleksja za co spłacić kredyt pojawia się zwykle tuż po tym, jak kończymy świętować.

Cały czas mówimy o zakupach i pieniądzach a przecież święta powinny być przede wszystkim przeżyciem duchowym...

Nie jest tajemnicą, że Boże Narodzenie ze świąt religijnych stało się właściwie konsumpcyjną karykaturą. Już nawet święty Mikołaj nie wygląda jak biskup, ale jak krasnal. Do aspektu duchowego przywiązujemy mniejszą wagę. Najlepszym tego przykładem jest wigilijna kolacja, do której zasiadają nawet osoby niewierzące. Bo uważają, że to fajna tradycja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska