Profesora się nie pozdrawia, lecz przesyła wyrazy pamięci

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Konwenanse się zmieniają, ale to nie oznacza, że w ogóle ich nie ma.
Konwenanse się zmieniają, ale to nie oznacza, że w ogóle ich nie ma. Chromastock
- Internet i nowe komunikatory pozbawiły nas wrażliwości na słowo pisane - mówi dr Grzegorz Chmielewski z Politechniki Opolskiej i PWSZ w Nysie.

Prowadzi pan otwarte wykłady dla studentów na temat dobrych obyczajów. Skąd się wziął taki pomysł?

To moja inicjatywa. Wcześniej miałem takie zajęcia w Opolu i zauważyłem, że studenci słuchają z zainteresowaniem. Jeden z nich powiedział mi wprost, że właściwie nikt dziś już ich tego nie uczy. Coraz częstszą formą kontaktu nauczyciela akademickiego ze studentami staje się poczta elektroniczna, która pokazała mi, że młodzież kompletnie nie jest przygotowana do kontaktu z urzędnikami, z osobami, które zajmują jakieś stanowisko. A od tych osób będzie kiedyś zależeć ważna dla tych młodych ludzi decyzja czy rozwiązanie ich życiowego problemu.

Co pana razi w korespondencji ze studentami?

Choćby używanie zwrotu "dzień dobry". W spotkaniu, w rozmowie bezpośredniej to typowe powitanie. W korespondencji elektronicznej to rażący błąd, którego nikt nigdy nie stosował. Podobnie słowo "pozdrawiam" . Młodzi ludzie nie widzą problemu z jego użyciem w mailu. Może dlatego, że nie znają żadnych grzecznościowych form zwracania się do osób innych niż kolega czy ciocia. Zdarzało mi się przeczytać w wiadomości: dobry wieczór, dobranoc albo "mój drogi Panie Doktorze". Od kolegów wiem o nawet dwuznacznych sformułowaniach. Są też przykłady hiperpoprawności: "Dzień dobry Drogi Panie Doktorze Grzegorzu Chmielewski". Problemy nie dotyczą tylko korespondencji. Studenci nie potrafią zachować dystansu na zajęciach, co dla nowych pracowników naukowych jest dużym szokiem. Zdarza się, że strofują wykładowcę, bo ten spóźnił się na wykład kilka minut. Na wykładach trudno utrzymać ich uwagę dłużej niż 20 minut. Potem zaczynają rozmawiać, łapią za telefon. Nawet jeśli mają przed sobą laptopa i udają, że coś notują, to faktycznie otwierają Facebooka czy inny komunikator i rozmawiają.

Skąd się bierze tak duże tempo zmian w zachowaniu?

W dobie internetu, gdy mamy 160 znaków na napisanie wiadomości SMS, przestaliśmy zwracać uwagę na formy grzecznościowe. Facebook, skype pozbawiły nas wrażliwości na umiejętność pisania. Sztuka epistolarna, którą uprawiali nasi rodzice czy dziadkowie, zanika. Pisanie esemesów, twitterowanie wymusza krótką formę wiadomości. Opiera się na skrótach, niedopowiedzeniach, tolerowanych błędach literowych, aby w jak najmniejszej liczbie znaków zawrzeć jak najwięcej treści, zrozumiałej dla drugiej osoby, bo się z nią znamy. Problem pojawia się wtedy, gdy kontaktujemy się z osobą, której nie znamy. Młode pokolenie nie przywiązuje wagi do tego, czy drugi człowiek zrozumiał, o co mu chodzi.
Nie potrafi sensownie rozpocząć i zakończyć rozmowy, przekazać swojej sprawy, wyjaśnić problemu. Wszystkie informacje trzeba od nich dosłownie wyciągać. Do nich już nie dociera, że ktoś z ich przekazu może czegoś nie zrozumieć. Pokolenie, które już nie potrafi żyć bez telefonu komórkowego czy komputera, pod tym względem staje się trochę społecznie niepełnosprawne. Młodzi nie mają wyczucia okoliczności. Każdą rozmowę traktują jak kontakt ze znajomym, przy którym nie trzeba się pilnować. Problem tkwi też w całym systemie wychowawczym. W szkole nikt na to nie zwraca uwagi. W domu też się o tym nie rozmawia. Nauczyciele przygotowują uczniów do dobrych wyników testów na koniec szkoły podstawowej, gimnazjum, na maturze, bo z tego są rozliczani. Wszyscy stawiają na ilość, a nie na jakość kształcenia.

Może więc ta wiedza i umiejętności nie są dziś potrzebne?

W przypadku, gdy piszemy korespondencję do urzędników czy przełożonych, wymagane jest od nas zachowanie pewnej kultury. Znajomość konwencji, savoir-vivre'u, mówiąc obrazowo, jest kluczem, który otwiera pewne zamki. Jeśli porównamy przełożonego czy urzędnika do twierdzy, to umiejętność zachowania się, korespondencji, przedstawienia swoich myśli jest kluczem do tej twierdzy. Tymczasem we współczesnym świecie wydaje się, że łatwiej sięgnąć po taran i wyważyć drzwi.

Czy na uczelni wyższej nie jest za późno na taką naukę?

Staropolskie powiedzenie mówi: lepiej późno niż wcale, a problem z każdym rokiem się pogłębia. Jestem absolwentem szkoły muzycznej. Tam uczono nas, że mężczyzna przepuszcza kobietę przodem, że otwiera drzwi przed kobietą. Dziś przy wchodzeniu studentów do sali nikt tego nie przestrzega. Zachowania oczywiste dla ludzi urodzonych przed epoką komputerową, dla młodych stają się czystą abstrakcją.

Skoro nie możemy zahamować zmian, to może nie warto się przed tym wszystkim bronić. Choćby przed niegroźnym słowem "pozdrawiam" na końcu e-maila.

Kanon zachowania już się zmienia. Nie mamy takich reguł jak 40-50 lat temu. Ale ja jestem daleki od proponowania jakichkolwiek zmian. W czasie gdy pisałem pracę doktorską, moja koleżanka wysłała do profesora pocztówkę z wycieczki, jako wyraz pamięci o promotorze, nawet na wakacjach. Kiedy wróciła, promotor poinstruował nas wszystkich, że profesora się nie pozdrawia, ale przesyła się mu wyrazy pamięci. Słowo "pozdrawiam" ma konotację familiarną. Używajmy go wobec osób, wobec których możemy sobie pozwolić na taki familiarny gest. Polakom to pewnie już zawsze będzie się kojarzyć z papieżem Benedyktem, który chcąc zmniejszyć dystans, "pozdrawiał wszystkich Polaków". Ale nie wyobrażam sobie, żeby student napisał "pozdrawiam" do pani rektor. Z pewnymi funkcjami wiąże się estyma. Gdybyśmy pisali do Prezydenta RP "pozdrawiam", to może by się ucieszył, ale powaga urzędu mogłaby być nieco zachwiana. Zostawmy więc choć resztę szacunku wobec urzędu.

Co pana najbardziej razi?

Brak dystansu, poczucia autorytetu, szacunku do drugiego człowieka, choćby w szczątkowej formie. Dziś każdy ma postawę roszczeniową, chce szybko coś załatwić, dowiedzieć się, uzyskać coś, najlepiej już. Gdy ja studiowałem, na wyniki kolokwium trzeba było poczekać kilka dni i z wypiekami wypatrywało się kartki na tablicy w korytarzu. Dziś student po zakończonych zajęciach pyta mnie, czy za godzinę dostanie mailem wynik. Szybciej jemy, mówimy, żyjemy. Koncentrujemy się na zarabianiu, pracy, karierze zawodowej, na sobie, nawet nie na najbliższych. Brakuje nam umiejętności i chęci słuchania innych. Dziś każdy woli powiedzieć to, co on ma do przekazania. Wiedza coraz bardziej się rozszerza, pogłębia i w efekcie coraz częściej brakuje nam jej na pewne tematy. Dlatego moim zdaniem warto edukować. Może nie wytykać palcami, bo młodzież jest na to wyczulona, a ich reakcja jest wtedy odwrotna. Sam staram się studentom nie mówić - robicie źle. Raczej zapraszam - zobaczcie, jak to można zrobić inaczej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska