Śledzik nie lubi whisky, czyli ostatki po opolsku

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Piotr Misztal, barman z opolskiego pubu Melon zakrapiał wczoraj śledzika Jackowi Łuczce i Katarzynie Domin.
Piotr Misztal, barman z opolskiego pubu Melon zakrapiał wczoraj śledzika Jackowi Łuczce i Katarzynie Domin. Paweł Stauffer
Ostatkowe imprezy nie są już obchodzone z takim rozmachem jak kilka dekad temu. Lubimy się bawić i post nam w tym nie przeszkadza.

- Dawniej to były śledziki - wspomina z sentymentem pan Ryszard z Opola, którego młodość przypadła na czas schyłku PRL-u. - Świętowało się tylko do północy, bo później zaczynał się post, ale za to z jakim rozmachem. Nawet milicjanci tego dnia byli bardziej wyrozumiali i jak człowiek wpadł im w ręce to miał szansę nie wylądować na izbie wytrzeźwień.

Po hucznym śledziku przychodziła kacowa środa, w którą - rad nie rad - trzeba było pójść do pracy.

- Dzisiaj pewnie by to nie przeszło, ale wtedy szefowie przymykali oko na "niedyspozycję" podwładnych. Śledzik to była rzecz święta - wspomina opolanin.

W wolnej Polsce ta tradycja nie jest już tak żywa jak dawniej, ale są wyjątki.

- U nas śledzikowa impreza odbywa się co roku - mówi Jacek Łuczka z pubu Melon w Opolu, w którym we wtorek hucznie żegnano karnawał. - Oczywiście była seta ze śledziem, a żeby było tak jak przed laty, to wódkę serwowaliśmy w literatkach z różyczką. Takich jak w PRL-u.

Impreza śledzikowa odbyła się również w Śtantinie w Starych Siołkowicach. - Nie było zabawy tanecznej, bo te zwykle trwają dłużej, a tu o północy zaczyna się już środa popielcowa - opowiada Rozwita Miś, właścicielka restauracji.

- Jak co roku serwowaliśmy natomiast śledzia na dwadzieścia sposobów. Były m.in. sałatki, galareta, klopsiki i ryba z różnymi dodatkami. Śledzik oczywiście musi pływać, ale ja nie polecam łączyć go z winem albo whisky, bo on najlepiej smakuje z tradycyjną wódką.

Imprezy śledzikowe dziś nie cieszą się już takim wzięciem jak przed laty, dlatego też coraz mniej lokali je organizuje. - Kiedyś post był bardziej przestrzegany i spora część klubów zamykała się na te 40 dni, bo nie było klientów - mówi Jacek Łuczka z pubu Melon. - Dzisiaj ludzie chętnie bawią się również w poście, dlatego nie mają potrzeby, żeby wybawić się przed dłuższą przerwą.

Obserwacje tę potwierdzają socjologowie. - Postępująca laicyzacja doprowadziła do rozluźnienia obyczajów - uważa dr Tadeusz Detyna z Uniwersytetu Opolskiego. - Wielu ludzi żyje na tzw. kocią łapę, choć zgodnie z nauką Kościoła to grzech. Dlaczego zatem nie mieliby też grzeszyć bawiąc się w poście?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska