Trzeba do ludzi dużo się uśmiechać

Redakcja
Z okazji 101. urodzin panią Stefanię odwiedziła bratanica Helen z synem Tomem, którzy mieszkają w Anglii.
Z okazji 101. urodzin panią Stefanię odwiedziła bratanica Helen z synem Tomem, którzy mieszkają w Anglii. Krzysztof Świderski
Życie jest, jakie jest, i trzeba umieć się z tym pogodzić. Bo nic innego nam nie wypada. Taką zasadę wyznaje Stefania Kuderewicz z Opola, która niedawno obchodziła swoje 101. urodziny. I nadal trzyma się świetnie.

Długowieczni Opolanie

Długowieczni Opolanie

Na Opolszczyźnie mieszka 107 osób, które ukończyły 100 lat i więcej. W grupie tej są 93 kobiety i 14 mężczyzn. Z kolei w przedziale wieku 95-99 lat jest 474 mieszkańców: w tym 382 kobiety. Natomiast między 90. a 94. rokiem życia (według danych Urzędu Statystycznego w Opolu na 31 grudnia ub. roku) jest aż 3508 osób) - w tym 2726 kobiet, które dominują w każdej z tych grup wiekowych. Ludzi długowiecznych żyje więcej w miastach niż na wsi.

Pani Stefania, drobna, wręcz krucha jak figurka z porcelany, mieszka od 18 lat w Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów. Zajmuje w nim mały pokój, wraz z łazienką, w którym zawarty jest jej cały świat w miniaturce. Na niego składają się bogate wspomnienia z minionych lat, w tym z czasów drugiej wojny oraz radości i smutki dnia codziennego. Starsza pani, jak na swój wiek, radzi sobie całkiem nieźle, z dyskretną pomocą personelu domu. Potrafi samodzielnie przejść się po korytarzu, korzystając z chodzika lub dwóch lasek, zna dwa języki obce: niemiecki i rosyjski. Ogląda telewizję, dużo czyta i nie potrzebuje do tego okularów. Wzrok ma tak dobry, że niejeden młody mógłby jej pozazdrościć. Nadmiaru zmarszczek natura też jej oszczędziła, dzięki czemu nie wygląda na swój wiek. Czy jest na to jakaś recepta?

- Po pierwsze, ja zawsze byłam aktywna, miałam i mam nadal dużo radości w sobie i chęci do życia - mówi Stefania Kuderewicz, która z okazji wizyty gościa ubrała się w elegancki biały sweterek i ciemną spódnicę w białe wzorki. - Budzę się codziennie około siódmej rano i od razu wstaję z łóżka. Na śniadanie wystarczy mi kromka chleba np. z miodem, na kolację dwie małe bułeczki, bo ja do jedzenia żadnej wagi nie przykładam, przestrzegam diety. Nie wolno mi przytyć. Na obiad nie uznaję tłustych mięs ani żadnych sosów, musi być zawsze coś lekkostrawnego.Ja w ogóle się nie nudzę. Codziennie mam zajęcia rehabilitacyjne, albo na sali z innymi mieszkańcami domu, albo któraś z pań z personelu przychodzi do mnie i gimnastykuję się przy łóżku. Nigdy nie odpuszczam. Czy używam jakichś specjalnych kosmetyków? Ależ nie! Proszę spojrzeć, mam tylko krem nivea. Jest najlepszy. Ale najbardziej lubię śpiewać, słuchać muzyki, wtedy jestem w swoim żywiole.

Więcej mi nie trzeba

- Pani Stefania jest u nas najstarszą mieszkanką, to bardzo witalna osoba, towarzyska, elokwentna - podkreśla Joanna Bojkowska, instruktorka kulturalno-oświatowa, która prowadzi chór w Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów w Opolu. - Lubi, jak odwiedzają ją goście, gdy ciągle wokół niej coś się dzieje, jest dużo ruchu. Żadnej imprezy, która się u nas odbywa, nie odpuści. Ale musimy jej pilnować, bowiem bywa czasami niesforna, a już niestety raz złamała biodro. Przeszła operację, potem długą rekonwalescencję, na szczęście wyszła z tego zwycięsko. Nie zawsze jednak chce się nas słuchać. Niedawno przychodzę do pani Stefanii, a ona robi porządki na półkach w szafie. Śmiała się, że ją przyłapałam na gorącym uczynku.I jak tu udzielić reprymendy?

Gdy Joanna Bojkowska opowiada o swojej podopiecznej, starsza pani tylko się uśmiecha i potakuje, po czym zaznacza:

- Tu jest tak dobrze, że lepiej sobie nie wyobrażam. Proszę obejrzeć ten pokój, jest mały, ale po co mi większy? Mój jedyny żyjący syn Marek, który sam skończył już 72 lata, przyniósł mi wczoraj słoik miodu, kawę, czasopisma, wcześniej podarował mi nowy telewizor. Czego mi więcej trzeba? Ludzie są zawsze czegoś żądni, ciągle są z czegoś niezadowoleni, narzekają. A ja jestem z życia zadowolona. Polityki nie lubię, bo po co mi ona?Ciągle się ci politycy kłócą, nic dobrego z tego nie wynika.

Ach, ten Wiedeń

Szacowna jubilatka urodziła się 8 stycznia 1914 r. w Wiedniu. Jej ojciec pochodził z Tarnopola, a mama z Sambora w dawnym województwie lwowskim. Wiedeń na mapie życia 101-latki pojawił się dlatego, że ojciec pani Stefanii został nagle powołany do wojska i wcielony do austriackiej armii, gdzie dorobił się stopnia oficera. Początkowo, gdy tylko mógł, jeździł w odwiedziny do żony na Kresy Wschodnie, a potem sprowadził ją do Wiednia. Wiedli życie godne wyższych sfer. Opuścili to miasto, gdy Stefania skończyła 5, może 6 lat.

- Wiedeń to piękne miasto - mówi jubilatka. - Jako mała dziewczynka z konieczności nauczyłam się tam języka niemieckiego i dobrze pamiętam go do dzisiaj. Dom, ulicę, na której mieszkaliśmy, wspominam jednak jak przez mgłę. W Wiedniu byłam wiele lat później, na wycieczce z biurem podróży. Ale pod dawny adres nie trafiłam, byłoby to trudne. Wiedeń też się zmienił. Uwielbiam jednak to miasto wspominać, kocham operę, muzykę Straussa. Lubię jej słuchać w nocy i sobie pomarzyć.

Po powrocie z Wiednia rodzina (pani Stefania miała trzech starszych i dwóch młodszych braci) powróciła na Kresy i zamieszkała w Samborze. Stefania ukończyła szkołę średnią, a potem wyszła za mąż i sama doczekała się dwóch synów. Prawie całą wojnę wraz z bliskimi spędziła w Chełmie Lubelskim, dokąd w 1939 r. uciekli po sowieckiej agresji, obawiając się wywózki na Sybir. W nowym miejscu zamieszkania, będąc nauczycielką języka polskiego i śpiewu, prowadziła tajne nauczanie. Otrzymała za to w listopadzie 2014 r. - z okazji 75. rocznicy powstania Tajnej Organizacji Nauczycielskiej - list pochwalny od premiera Donalda Tuska.
- Mama miewała z powodu zakazanej działalności duże kłopoty, narażała życie, ale ponieważ świetnie mówiła po niemiecku, to ją nieraz ratowało z opresji - opowiada Marek Kuderewicz. - Ja urodziłem się w Samborze, mój młodszy brat, Leszek, już w Chełmie Lubelskim. Niestety zmarł w 2008 roku, w wieku 62 lat.

Ale cofnijmy się na chwilę do wcześniejszego okresu. Po wojnie Stefania Kuderewicz zamieszkała z mężem i synami w Opolu. Była nauczycielką aż do emerytury, wcześniej uzupełniwszy wykształcenie (ukończyła polonistykę w Warszawie). Natomiast jej czterej bracia rozjechali się po Polsce. Jeden z nich wstąpił w czasie wojny do Armii Andersa, walczył pod Monte Cassino, osiadł w Anglii.

Gdy w przytulnym pokoju w domu kombatanta starsza pani snuje swą opowieść, ogarnia ją nagle smutek na wspomnienie o nieżyjącym synu. - Leszek był naukowcem, przez 25 lat mieszkał w Kanadzie, wspinał się po górach, m.in. zdobył Mount Everest. Gdy dowiedział się, że jest ciężko chory, wrócił do Opola, bo tu chciał być pochowany. I tak się stało, nie mogę się pogodzić z myślą, że już więcej go nie zobaczę. Nie żyje już żaden z moich braci, najmłodszy zmarł niedawno w Krakowie.

Starszy syn, Marek Kuderewicz, który niedawno owdowiał, bardzo troszczy się o mamę, odwiedza ją kilka razy w tygodniu, chciał ją do siebie zabrać. Ale odmówiła. - A co ja miałabym u niego robić? - pyta pani Stefania. - Nudziłabym się, a tu ciągle coś się dzieje i to mi odpowiada.

Jak zachować wigor

Zdaniem naukowców serce jest tak zaprogramowane przez naturę, że człowiek mógłby żyć nawet 120 lat. Najsłabszym ogniwem, które ulega najczęściej uszkodzeniu, są tętnice wieńcowe, gdyż u zbyt wielu ludzi niszczy je przedwcześnie miażdżyca. Serce mogłoby pracować dłużej, gdyby o nie lepiej zadbać. Wtedy się odwdzięczy.

- Na to, jak będzie wyglądać nasza starość, ma wpływ kompilacja dwóch czynników - wyjaśnia dr n. med. Andrzej Bunio, internista, konsultant wojewódzki w dziedzinie geriatrii. Z jednej strony to pewien korzystny układ genetyczny, dzięki czemu obdarzone nim osoby, bez względu na to,co robią, dotrwają do końca we w miarę dobrej kondycji, w niezłym zdrowiu. Odpowiednie geny to połowa sukcesu. Natomiast drugi czynnik, który wydaje się najprostszy, jest - jak pokazuje życie - najtrudniejszy. Mam na myśli zwykłą aktywność fizyczną, np. poruszanie się bez samochodu, zrezygnowanie z przesiadywania na kanapie i oglądania godzinami telewizji.

Nie chodzi tu jednak o bicie rekordów w bieganiu, wspinaniu się na szczyty, o jednorazowe zrywy. Tylko o systematyczną dbałość o kondycję.

- Każdemu dobrze zrobi 20-30 minut spaceru szybkim krokiem,codziennie - radzi dr Bunio. - Spotykam coraz częściej zwłaszcza starsze panie uprawiające nordic walking i bardzo to pochwalam. Można uprawiać tai chi, pójść na siłownię, pojeździć na rowerze, pogimnastykować się, na miarę sił i możliwości. Ale to jeszcze nie wszystko. Potrzebna jest również stała stymulacja bodźcowa, ciągłe interesowanie się tym, co się dzieje w świecie, na zewnątrz.Jak też czytanie książek, stawianie sobie wyzwań...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska