W sporcie możliwe jest niemal wszystko. Porażki murowanych faworytów, niespodziewane zwroty akcji, dramaty. Czy jednak mamy prawo oczekiwać, że ZAKSA pokona Skrę w jej hali i to dwa razy? Biorąc pod uwagę pierwszy mecz, który odbył się w minioną środę w Kędzierzynie-Koźlu trudno o choćby szczyptę optymizmu. Skra grając bez Michała Winiarskiego i mając chorego lidera Mariusza Wlazłego wygrała bowiem bardzo łatwo. Wprawdzie w pierwszym secie nasz zespół zdobył 23, a w trzecim 22 punkty, to jednak rywale w pełni kontrolowali przebieg tych partii. W drugiej odsłonie natomiast rozgromili nasz zespół wygrywając do 10.
- Co trzeba zmienić w naszej grze? - zastanawiał się środkowy Zaksy Łukasz Wiśniewski. - Wszystko. To jest najprostsza odpowiedź. Zaczynając oczywiście od zagrywki, bo to był najsłabszy element w naszym wykonaniu. Każdy mecz jest inny i na tym opierać musimy swoją nadzieję. Nie ma jednak co ukrywać, że musimy zagrać zdecydowanie lepiej niż we własnej hali.
- Jesteśmy w trudnej sytuacji jeśli chodzi o stronę mentalną - przyznaje szkoleniowiec kędzierzyńskiego zespołu Sebastian Świderski. - Nie wykorzystaliśmy atutu własnej hali, a to wydawało się kluczowe w rywalizacji o wejście do półfinału. Przed rozpoczęciem rywalizacji ze Skrą, to rywale byli faworytami, a po ich wygranej w pierwszym spotkaniu nasze szanse jeszcze dodatkowo bardzo zmalały. Nie składamy jednak broni. Będziemy w sobotę walczyć o przedłużenie rywalizacji.
Sobotnie spotkanie rozpocznie się o godz. 17.30 (transmisja w Polsacie Sport). Jeśli gospodarze wygrają, awansują do półfinału. W przypadku zwycięstwa Zaksy decydujące starcie odbędzie się nazajutrz. Ewentualne niedzielne spotkanie zaplanowano na godz. 14.45 (w razie jego rozegrania też należy się spodziewać transmisji w Polsacie Sport).
ZAKSA stoi pod ścianą
Odpadnięcie z rywalizacji sprawi, że po sześciu sezonach nieprzerwanej walki o medale tym razem nasz zespół będzie poza najlepszą w kraju czwórką. Obojętnie co się wydarzy jeszcze w Pucharze CEV (kędzierzynianie są w ćwierćfinale tych drugich co do ważności europejskich rozgrywek), to wynik w lidze będzie wysoce niesatysfakcjonujący. Zostanie jeszcze rywalizacja wśród ośmiu zespołów o miejsca 5-12, co oznacza jeszcze trzy mecze we własnej hali. Tak naprawdę jednak, to są spotkania jedynie na "otarcie łez". Dlatego też trzeba zrobić wszystko, żeby powalczyć o sprawienie niespodzianki.
W pierwszym meczu Skra zdecydowanie przewyższała nasz zespół w każdym elemencie gry. Potrafiła 10 punktów zdobyć blokiem podczas gdy nasz zespół zaledwie dwa. Goście mieli 10 asów podczas gdy ZAKSA cztery. Bełchatowianie mieli też znacznie lepszy procent skuteczności w ataku i jeśli chodzi o przyjęcie zagrywki. Trzymamy kciuki za nasz zespół, ale racjonalnych argumentów przemawiających za podopiecznymi trenera Świderskiego brakuje. Pozostaje wiara, że jednak wszystko w sporcie jest możliwe.
- Wygrana w hali Zaksy stawia nas w bardzo dobrej sytuacji - ocenia środkowy Skry i reprezentacji Polski Andrzej Wrona. - Nie może nas ona jednak zbytnio uspokoić. Musimy zagrać na podobnym poziomie w sobotę i już po drugim meczu zakończyć rywalizację. Absolutnie jeszcze nie czujemy się już półfinalistami. Taka myśl może być zgubna i doprowadzić do tego, że w niedzielę będziemy poza czwórką.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?