Sok z jabłek od opolskiego chłopa jest surowo zakazany

Redakcja
Iwona Frasek ze Szczedrzyka chętnie wyciśnie sok z powierzonych jabłek, bo ze swoich może tylko dla siebie.
Iwona Frasek ze Szczedrzyka chętnie wyciśnie sok z powierzonych jabłek, bo ze swoich może tylko dla siebie. Paweł Stauffer
W Europie u rolnika kupisz chleb na zakwasie, kwaśne mleko, drylowane wiśnie. W Polsce taki handel odbywa się w podziemiu. Bo przepisom rolnik nie sprosta.

Opolscy rolnicy robią pyszny chleb na zakwasie, nabiał, smakowite przetwory z mięsa. Ale na własny użytek. Bo do legalnego obrotu produktów tych już nie wprowadzą. Takie przepisy. Iwona Frasek ze Szczedrzyka zasłynęła na Opolszczyźnie z tego, że ma sad z "ekojabłoniami". Plan miała taki, że w przydomowej wytłaczarni soku będzie produkować sok jabłkowy - bez konserwantów, cukrów - pochodzący z tradycyjnych odmian jabłoni, a następnie dostarczać do sklepów. Nic z tego nie wyszło.

- Nie weszliśmy na rynek, bo okazało się, że przepisy nakazują mi uruchomić całą wytwórnię soków. Tymczasem produkowałabym niehurtowe ilości, na dodatek tylko w sezonie. Koszty inwestycji byłyby więc nie do pokrycia z dochodów z ewentualnej sprzedaży - mówi.

Z problemu wybrnęła tak, że kto chce, ten przywozi do niej własne jabłka i wyciska z nich sok. Taka samoobsługa.

Drugi pomysł pani Izabeli był następujący:

- Hodujemy ekologicznie świnki. Ale mięsa już z takiej szczęśliwej świnki nie sprzedamy, no, chyba że uruchomimy w gospodarstwie ubojnię. A przecież my chcemy sprzedać w roku parę świnek, a nie zabijać codziennie kilkanaście albo i więcej.
Podpisała więc umowę z profesjonalną ubojnią.

- U mnie ubicie świnki wyglądałoby następująco: świnka wkłada ryj do wiadra z jej przysmakami, w tym czasie wezwany rzeźnik momentalnie ją zabija, świnka nawet nie odczuwa stresu. Mamy czyste sumienie i pewność, że schabowy byłby ze szczęśliwej świnki. Jest jednak inaczej - zwierzę w podróży na rzeź się stresuje, w ubojni też - bo oglądają ją obcy ludzie, słyszy kwik innych zwierząt. Więc ideę schabowego ze szczęśliwej świnki diabli biorą - podsumowuje pani Iwona.

To problem rolników w całym kraju. Rolnicy ze Świętokrzyskiego, Małopolskiego i Podkarpackiego przyjechali niedawno do Warszawy, aby wesprzeć "zielone miasteczko". Przywieźli ze sobą swoją zdrową, smaczną, lokalną żywność, aby poczęstować warszawiaków i wytłumaczyć, dlaczego tych produktów nie można kupić na targu i w sklepikach. Przedstawili listę zakazanych produktów żywnościowych - zakazanych, to znaczy takich, które rolnik chętnie produkowałby w swym gospodarstwie, ale nie robi tego, bo nie jest w stanie sprostać wygórowanym wymogom formalnym. Na liście są m.in.: chleb na zakwasie z żyta, orkiszu z dodatkiem soli z Wieliczki, kwaśne mleko od swojskiej krowy, wiśnie bez pestek.

- Żeby sprzedawać swojską maślankę, rolnik musi założyć mleczarnię, żeby sprzedać chleb - piekarnię. Winien mieć osobne budynki do produkcji lokalnych produktów - mówi Jadwiga Łopata z Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi ICPPC. - Tymczasem stawianie tak wygórowanych wymagań sanitarnych jest niezgodnie z przepisami unijnymi: - Rozporządzenie UE 852/2004 w sprawie higieny środków spożywczych mówi wyraźnie, że dla takiej małej, lokalnej, sezonowej produkcji wymagania mają być bardziej elastyczne. Wyśrubowane procedury dotyczą zorganizowanych zakładów prowadzących działania stałe.
- Znam rolników, którzy ze swymi twarogami, maślankami jeżdżą na targi w Niemczech i jedyne, czego się od nich wymaga, to lodówki przenośne. W Polsce handlują pokątnie, obawiając się sanepidu - mówi Jadwiga Łopata z Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi.

Przywołuje też doświadczenia Polki - miłośniczki ekorolnictwa, która chciała równolegle uruchomić takie samo przydomowe przetwórstwo owocowe zarówno w Anglii, jak i w Polsce, w Krakowie: - Zgłosiła się do lokalnych inspekcji sanitarnych. W Anglii otrzymała jedną stronę wymogów: ma być czysty nóż, deska, czyste pomieszczenie. W Krakowie - 10 kartek, a na nich między innymi nakaz posiadania oddzielnego budynku z wykafelkowanymi ścianami i specjalistycznym sprzętem.

Podobne doświadczenia ma Iwona Frasek ze Szczedrzyka:
- Koledzy z Austrii czy Niemiec legalnie sezonowo handlują swymi produktami, bez konieczności uruchamiania całych hal produkcyjnych w gospodarstwie - mówi z zazdrością.

Zadzwoniliśmy do opolskiego sanepidu z pytaniem, jakie warunki musi spełnić rolnik, który zechce piec i sprzedawać, dajmy na to, 20 chlebów na zakwasie.

- Musi zapewnić odpowiednie urządzenia, szczególnie czyszczące i dezynfekujące sprzęt, wentylację... - wylicza Maria Jeznach, kierownik oddziału higieny żywności.

Polskie przepisy sanitarne potraktują go podobnie jak właściciela standardowej piekarni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska