W Głuchołazach komornik... zajął koncert Krzysztofa Krawczyka

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Centrum Kultury podpisało z artystą osobną umowę i koncert został uratowany.
Centrum Kultury podpisało z artystą osobną umowę i koncert został uratowany. Archiwum
O mało nie doszło do skandalu.Gdyby nie decyzja dyrektora domu kultury, Krzysztof Krawczyk by nie wystąpił, a widzowie nie mieliby od kogo żądać zwrotu za bilety.

Pełna widownia - 250 osób kupiło wejściówki na koncert Krzysztofa Krawczyka w Głuchołaskim Centrum Kultury. Przyjechał znany piosenkarz z zespołem, jego żona i impresario. Jednak zanim artysta wszedł na scenę, w domu kultury pojawił się komornik z tytułem egzekucyjnym wobec agencji, organizującej występ. I zażądał wydania pieniędzy za sprzedane bilety, w sumie nieco ponad 8 tys. zł.

- W dniu koncertu rano zadzwoniono do nas z kancelarii komorniczej, żeby się dopytać, jaka agencja jest organizatorem imprezy. Potem dosłano nam faksem wystawioną przez komornika decyzję o zajęciu wpływów z biletów - opowiada Jan Ćwiek, dyrektor GCK. - Konsultowałem to z radcą prawnym. Powiedział mi, że muszę oddać pieniądze, bo inaczej sam narażę się na zarzut karny utrudniania egzekucji.

Komornik zjawił się w Głuchołazach o 15, gdy na sali muzycy już rozkładali instrumenty. Skasował pieniądze i odjechał. Niedługo potem nadjechał Krzysztof Krawczyk. - Telefonicznie konsultowałem się wcześniej z żoną artysty. Oboje stwierdzili, że bez zapłaty nie będzie koncertu - mówi dalej dyrektor Ćwiek. - Przedstawiciel agencji powiedział, że w tej sytuacji to już nie jego problem. Zdecydowałem więc, że Centrum Kultury podpisze z wykonawcami osobną umowę i zapłaci za ich występ ze swoich pieniędzy. Zagrali i nikt z wykonawców nie jest poszkodowany.

Dyrektor Ćwiek tłumaczy zawiłości prawne umowy: Organizatorem koncertu była agencja artystyczna, jak się potem okazało zadłużona. Dom kultury miał tylko udostępnić salę i sprzedać wcześniej bilety. W umowie był zapis, że pieniądze za bilety są przekazywane przed występem. To rutynowe formułki.

- Gdybyśmy odwołali występ, widzowie mogliby tylko pójść do przedstawiciela agencji, ale on nie miał pieniędzy, żeby zwrócić za bilety - tłumaczy Jan Ćwiek. - Zapłaciliśmy za imprezę ze swojego budżetu, bo dla widzów, mieszkańców miasta, to my byliśmy twarzą tego wydarzenia. Ludzi nie obchodzą formalne zawiłości umowy. I obawiam się, że takie sytuacje mogą się powtórzyć...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska