W czyje prochy mój zmarły krewny się obrócił? - to pytanie zadaje sobie teraz wielu Opolan

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Mirosław Kamiński: – W Bytomiu spopieliłem zwłoki matki i ojca. Teraz nie mam pewności, czy leżą w rodzinnym grobie. Największemu wrogowi czegoś takiego nie życzę.
Mirosław Kamiński: – W Bytomiu spopieliłem zwłoki matki i ojca. Teraz nie mam pewności, czy leżą w rodzinnym grobie. Największemu wrogowi czegoś takiego nie życzę. Sławomir Mielnik
Odkąd wyszła na jaw afera zimnych urn, wątpliwości dręczą wiele rodzin. Dziennikarze odkryli, że bytomskie krematorium wydawało prochy zmarłych na chybił trafił. Opolan też.

Kremacja

Mirosław Kamiński: – W Bytomiu spopieliłem zwłoki matki i ojca. Teraz nie mam pewności, czy leżą w rodzinnym grobie. Największemu wrogowi czegoś takiego
Mirosław Kamiński: – W Bytomiu spopieliłem zwłoki matki i ojca. Teraz nie mam pewności, czy leżą w rodzinnym grobie. Największemu wrogowi czegoś takiego nie życzę. Sławomir Mielnik

Mirosław Kamiński: - W Bytomiu spopieliłem zwłoki matki i ojca. Teraz nie mam pewności, czy leżą w rodzinnym grobie. Największemu wrogowi czegoś takiego nie życzę.
(fot. Sławomir Mielnik)

Kremacja

Temperatura w piecu krematoryjnym waha się od 800 do 1200 stopni Celsjusza, a cały proces spopielania zwłok trwa około dwóch godzin. (zależy on m.in. od masy ciała zmarłego). Później następuje obniżenie temperatury prochów oraz ich rozdrobnienie. Następnie - wciąż jeszcze gorące prochy - trafiają do worka i do urny, którą odbiera rodzina lub zakład pogrzebowy. Wystawiane jest również świadectwo kremacji, potwierdzające, czyje zwłoki spopielono.

Brak mi słów, żeby opisać to, co się stało - kręci z niedowierzaniem głową opolanin Piotr Soroka. Mężczyzna miał ponad tydzień, żeby ochłonąć, poukładać sobie w głowie to, co właśnie do niego dotarło. Ale to nie takie proste. - Zawiadomiłem prokuraturę i będę walczył o sprawiedliwość, ale o tym, kogo pochowałem w rodzinnym grobie i co stało się z prochami mojej mamy, staram się nie myśleć - wzdycha.

Trzęsienie ziemi nastąpiło trzy tygodnie temu, gdy do drzwi pana Piotra zapukali dziennikarze programu interwencyjnego TVN. Mężczyzna nie spodziewał się tej wizyty.

- Wtedy jeszcze niewiele chcieli mówić, choć ja czułem, że dzieje się coś niedobrego - wspomina opolanin. - Pytali mnie m.in., czy mam świadectwo kremacji mamy, szukali też tych dokumentów w zakładzie pogrzebowym, który organizował pochówek. Wtedy zaczęło mi coś świtać, więc zapytałem prosto z mostu, czy prochy, które pochowałem, nie są prochami mojej mamy. Powiedzieli, że takie jest podejrzenie…

Jadwiga Soroka zmarła przed świętami Bożego Narodzenia w 2008 roku. Bliscy zdecydowali, że prochy kobiety spoczną w rodzinnym grobie na cmentarzu w Kolonii Gosławickiej w Opolu. Do dziś zresztą ją tam odwiedzają i w najczarniejszych koszmarach nie śnili, że w urnie mogły zostać zamknięte prochy obcej osoby. Kiedy po tygodniu od pierwszego spotkania dziennikarze pojawili się znowu, pan Piotr miał już pewność, że raczej nie mają dobrych wieści...

Podobną gehennę przeżywa wiele opolskich rodzin, których bliscy zostali skremowani. Nie mają pewności na czyim grobie palą znicze. Sprawą zajęła się prokuratura, ale udowodnienie czegokolwiek może być trudne, bo prochy nie mają DNA. To oznacza, że bliscy nigdy nie będą mieli pewności, czy urna w rodzinnym grobowcu zawiera prochy ich krewnego.
Pierwsze niepokojące sygnały z bytomskiej spopielarni dotarły do dziennikarzy Superwizjera już osiem lat temu. Pracownicy jednego z zakładów pogrzebowych, który korzystał z jej usług, skarżyli się wówczas, że odbierają zimne urny, a sam proces kremacji trwa podejrzanie krótko. Aby spopielić zwłoki dorosłego człowieka, potrzeba około 1,5 godziny. Urna, która po takim czasie wychodzi z krematorium, nie ma prawa być zimna, a do takich sytuacji miało dochodzić w bytomskim krematorium. Sprawa na wiele lat utknęła w martwym punkcie, bo brakowało przekonujących dowodów. Przełom nastąpił dopiero wtedy, gdy z pracy odeszli ludzie, którzy znali mroczne sekrety firmy. Jeden z nich zrobił zdjęcie, które jak się później okazało, wywróciło do góry nogami świat Piotra Soroki z Opola.

Z ustaleń dziennikarzy TVN wynika, że właścicielowi krematorium było wszystko jedno, czyje prochy otrzymują bliscy zmarłych. Pracownicy wydawali je na chybił-trafił i zdarzało się, że zwłoki przez wiele dni czekały na spalenie, ulegając przy tym rozkładowi, podczas gdy żałobnicy zdążyli już odebrać urnę i pochować - jak sądzili - bliską im osobę. Dziennikarze nie byli w stanie precyzyjnie ustalić, ilu zwłok mógł dotyczyć proceder. Z prowadzonego przez firmę rejestru wynika jedynie, że w latach 2004-2010 w krematorium, którego dotyczy sprawa, spalono ponad 31 tysięcy ciał.

Jednym z dowodów ma być zdjęcie zrobione przez byłego pracownika firmy. Widać na nim nazwisko zmarłej osoby, która nadal czeka na kremację. Problem w tym, że dzień wcześniej jej prochy pojechały do Opola, gdzie miał się odbyć pochówek. Zmarłą była matka Piotra Soroki.

- Ekspertyza wykazała, że nikt nie majstrował przy parametrach tego zdjęcia. Wszystko wskazuje więc na to, że faktycznie zostało ono zrobione wtedy, gdy prochy mojej mamy były już w Opolu - mówi syn zmarłej. - Nie chce mi się wierzyć, że ktoś robił takie przekręty i to przy sprawach, które powinny być sacrum. W ogólnym pojmowaniu świata może mi się zmieścić pomyłka ludzka albo polska bylejakość, ale nie działanie z premedytacją - kręci z niedowierzaniem głową.

Pewność jest najgorsza

Gdy proceder wyszedł na jaw, wielu Opolan, którzy zdecydowali się na kremację swoich bliskich, bije się z myślami, że i oni mogli pochować nie tę osobę, którą powinni. - Nie ma dnia, żebym o tym nie myślała - mówi jedna z opolanek, której mąż zmarł 8 lat temu. Kobieta nie pamięta, gdzie konkretnie przeprowadzono kremację.

- Wtedy nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, a dziś boję się o to nawet zapytać w zakładzie, który organizował pochówek. Serce by mi pękło, gdy okazało się, że kilka razy w tygodniu modlę się nad prochami obcego człowieka, a te mojego męża poniewierają się gdzieś po świecie.

- Ja też myślę, że lepiej, aby ludzie nie wiedzieli - uważa Piotr Soroka. - Dopóki nie ma pewności, każdy będzie sobie wmawiał, że ta przykra sprawa dotyczy innych, ale nie jego. Tak łatwiej sobie z tym poradzić, bo pewność jest najgorsza.
Trudno oszacować, ilu zmarłych z Opolszczyzny trafiło do bytomskiego krematorium. Pewne jest natomiast, że popularność pochówków urnowych w ostatnich latach rośnie. Dla przykładu w samym Opolu organizowanych jest rocznie około 900-1000 pogrzebów. W niemal 1/4 przypadków krewni decydują się na spopielenie zwłok. Podobny trend widoczny jest w całym województwie, choć przedsiębiorcy pogrzebowi twierdzą, że kremacja bardziej popularna jest w miastach.

Mirosław Kamiński jesienią 2009 roku, w ciągu niespełna trzech tygodni, stracił matkę i ojca. Zwłoki trafiły do spopielarni w Bytomiu i mężczyzna obawia się, że on również dostał podmienione prochy.

- Większego draństwa nie mogę sobie wyobrazić, choć na usta cisną mi się bardziej dosadne słowa - mówi. Dziś o swoich podejrzeniach chce powiadomić prokuraturę. - Powiedzenie "po trupach do celu" pasuje jak ulał do tej firmy - mówi smutno.

Z usług spopielarni w Bytomiu korzystało wiele zakładów pogrzebowych z Opolszczyzny. Ci, którzy z nią współpracowali, zapewniają, że nigdy nie zauważyli niczego niepokojącego. - Przez cały okres współpracy byliśmy pod wrażeniem ich profesjonalizmu. Wszystko odbywało się jak należy, a przynajmniej tak wtedy sądziliśmy - podkreśla właścicielka jednej z opolskich firm pogrzebowych.

- Nigdy nie miałam sygnału, że pracownicy skarżyli się na zimne urny z prochami. To jest nowoczesne krematorium, które do tej pory miało bardzo dobre opinie. To, co obejrzeliśmy w telewizji, było dla nas szokiem - kwituje.
Z bytomskim krematorium współpracował również Piotr Sitarz z opolskiego zakładu pogrzebowego Zieleń Miejska. To ta firma przygotowywała pochówek matki Piotra Soroki. - Wcześniej korzystaliśmy z usług innej spopielarni, ale nie byliśmy zadowoleni, bo byli nieterminowi - wspomina Sitarz.- Kierowca czekał na przykład 2-3 godziny, zanim ktokolwiek się nim zainteresował. W Bytomiu nie było takich sytuacji. Jestem zaskoczony zarzutami, które się teraz pojawiają. Podpytywałem pracowników i oni twierdzą, że nieraz sami pomagali wkładać trumny do pieca. Ale to jeszcze o niczym nie przesądza…

Piotr Sitarz podkreśla, że śledząc doniesienia medialne w tej sprawie, trudno odłożyć emocje na bok. - Bliscy naszych pracowników również byli kremowani w tej spopielarni, więc nas to dotyka nie tylko jako zakład pogrzebowy - przyznaje. - Ale nie ma co wpadać w panikę, bo i tak nic to nie zmieni. Mam tylko nadzieję, że sytuacja uwieczniona na zdjęciu to był odosobniony przypadek.

Odkąd w grudniu 2011 roku powstała spopielarnia w Skarbimierzu, a później w samym Opolu, wiele opolskich firm nie widzi już potrzeby, aby wozić zmarłych poza województwo. - Ale ta sprawa i tak wydaje mi się szyta grubymi nićmi. Z tego, co mi wiadomo, prochy po kremacji są studzone, więc trudno, aby w momencie, gdy trafiają do urny, były ciepłe - uważa jeden z opolskich przedsiębiorców pogrzebowych, który jeszcze kilka lat temu korzystał z usług feralnego krematorium.

- Nie do końca tak to wygląda - prostuje Marcin Mysłek, który prowadzi spopielarnię w Skarbimierzu, a wcześniej przez 20 lat miał też zakład pogrzebowy. - Prochy po wyjęciu z pieca faktycznie są studzone, a później rozdrabniane, ale na pewno nie osiągają temperatury pokojowej. Później trafiają do specjalnego worka, a z nim do urny, ale ich temperatura nadal jest dosyć wysoka, więc urna i tak zrobi się pod ich wpływem ciepła. W zależności od tego, jak dobrym przewodnikiem jest materiał, z którego została wykonana, stanie się to w krótkim czasie albo po kilkunastu minutach - wyjaśnia.

Krewni patrzą na ręce piecowym

Kiedy wyszła na jaw afera zimnych urn, ludzie zrobili się bardziej podejrzliwi. Ci, którzy zdecydowali się na kremację zwłok swoich bliskich, uważniej patrzą na ręce piecowym, aby mieć pewność, że odebrane prochy należą do zmarłej babci czy wujka. - W tym tygodniu i pod koniec zeszłego miałem takie przypadki, że krewni chcieli zobaczyć moment wprowadzenia trumny do pieca kremacyjnego - przyznaje Marcin Mysłek. - Nigdy nie było to dla nas problemem, więc i tym razem się na to zgadzaliśmy.

Z ustaleń dziennikarzy TVN wynika, że w bytomskim krematorium również pozwalano na to bliskim i to nawet wtedy, gdy piece były przez kilka dni unieruchomione. Pokazówka wyglądała w ten sposób, że trumnę w obecności krewnych wsadzano do krematorium, a gdy ci opuszczali pomieszczenie, nie tkniętą ogniem wywożono, oddając bliskim "zapasowe" prochy, które zostały z innych kremacji.

- Podglądanie przez wizjer samego procesu spalania mogłoby być dla rodziny traumatycznym doświadczeniem, bo są momenty, kiedy widać, jak ogień trawi ciało. Dlatego nie słyszałem, aby ktokolwiek dawał bliskim taką możliwość - przyznaje Marcin Mysłek ze spopielarni w Skarbimierzu. - To, czy piec pracuje czy też jest wygaszony, można zauważyć, m.in. dlatego, że działające krematorium jest rozświetlone od panującej w nim temperatury. Wierzę jednak, że żałobnicy nie mieli głowy, aby zwracać uwagę na takie detale.

Piotr Soroka zamierza złożyć do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Jeśli śledczy potwierdzą ustalenia dziennikarzy, nie wyklucza, że będzie domagał się od feralnego krematorium zadośćuczynienia. - Ten człowiek powinien dostać przykładną karę za to, co zrobił. Jeśli dostanie wyrok w zawieszeniu, niespecjalnie to odczuje, dlatego może kara finansowa zmusiłaby go do refleksji - mówi.

Dowody, które dziennikarze przedstawili opolaninowi, wydają się jednoznaczne, choć pan Piotr wolałby się obudzić i dowiedzieć, że wydarzenia ostatnich dni były tylko złym snem. - Staram się nie myśleć, kto leży w grobie, w którym powinny spocząć prochy mojej mamy. Ja i inne osoby, które znalazły się w podobnej sytuacji, mamy związane ręce, bo nie można przeprowadzić badania DNA prochów, a to oznacza, że nigdy nie będziemy mieli pewności…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska