Obóz Blechhammer. 70 lat temu skończyło się tu piekło

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Tak wyglądał obóz już po drugiej wojnie światowej.
Tak wyglądał obóz już po drugiej wojnie światowej. Archiwum
Karabiny maszynowe na wieżach obozu Blechhammer cały czas wycelowane były w więźniów. Nie było tu ani jednego źdźbła trawy, tylko żwir i kamienie - wspominali osadzeni po wojnie.

W tym roku przypada 70. rocznica wyzwolenia filii obozu Auschwitz-Birkenau w Sławięcicach. Starostwo wyszło z inicjatywą organizacji uroczystości upamiętniających to wydarzenie. Odbędą się 22 kwietnia. Władze samorządu złożą kwiaty, będzie także prezentacja historyczna, którą przygotuje stowarzyszenie Blechhammer.

Historia obozu sięga pierwszych lat wojny. Już wtedy w okolicy Sławięcic i Blachowni powstał szereg miejsc koncentracji i zagłady więźniów. Początkowo trafiali tam okoliczni Żydzi. Jednym z obozów był Judenlager, którego budowę rozpoczęto w 1942 roku niedaleko sławięcickiego dworca kolejowego. 1 kwietnia 1944 zwierzchnictwo nad nim przejęła komendantura w obozu w Oświęcimiu, a Blechhammer stał się jego filią. Na czele lagru stał komendant (Lagerfuhrer). Pierwszym był Otto Brossmann, który pełnił tę funkcję do listopada 1944. Wtedy zastąpił go Kurt Klipp. Komendant był równocześnie dowódcą kompanii wartowniczej. Podlegała mu cała załoga: podoficer raportowy, nadzorcy bloków, sanitariusze oraz strażnicy. Spośród więźniów wybierano funkcyjnych, tworzących samorząd więźniarski, sprawujący bezpośrednią kontrolę nad pozostałymi. Na czele funkcyjnych stał starszy obozu Karl Demerer, sprawujący swoje obowiązki przez cały czas istnienia lagru w Blechhammer.

Tak o swoich początkach w tym obozie opowiadał po wojnie Alter Wiener, Żyd z Chrzanowa: "Po męczącej podróży dotarliśmy do Blachowni, około 47 mil od Auschwitz. Byłem głodny, spragniony, brudny i wycieńczony. Na powitanie jeden ze strażników "przywitał" mnie ciosem w twarz, bo uznał, że nie poruszam się dostatecznie szybko. Byłem potwornie przerażony! Błagałem strażnika o wodę, by zaspokoić swoje pragnienie, lecz on odwzajemnił się kolejnymi ciosami, by zaspokoić swe sadystyczne żądze". Wiener zapamiętał, że obóz otoczony był wysokim płotem z drutu kolczastego. Karabiny maszynowe na wieżach strażniczych wycelowane były w 1500 słaniających się na nogach wychudzonych więźniów. Wszędzie panowało powszechne przygnębienie. "Nie było tam żadnych ścieżek, żadnych drzew ani krzewów, nawet jednego źdźbła trawy, tylko żwir i kamienie pomiędzy rzędami drewnianych baraków." - wspominał. Obóz wyzwolono w wyniku ofensywy zimowej Armii Czerwonej pod koniec stycznia 1945 roku.

Korzystałem z materiałów pochodzących z wystawy "Obóz Judenlager w Sławięcicach" (Miejska Biblioteka Publiczna).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska