Mnisi, zamiast medytować, bili się o to, jak mają wyglądać szaty

Anna Grudzka
Anna Grudzka
W Baganie jest blisko 2200 pagód na terenie wielkości Opola. Można je podziwiać z balonu. Koszt takiej atrakcji to 350 dolarów za 20 minut lotu.
W Baganie jest blisko 2200 pagód na terenie wielkości Opola. Można je podziwiać z balonu. Koszt takiej atrakcji to 350 dolarów za 20 minut lotu. Archiwum prywatne
Bajkowe krajobrazy, pływające ogrody, duchy i numerologia. - Birma jest piękna i pełna sprzeczności - mówi Przemysław Supernak, opolski bloger, który niedawno wrócił z tego niezwykłego kraju.

Birma w opinii wielu podróżników jest jednym z najpiękniejszych krajów Azji. Przez lata niedostępna i zapomniana, kojarzona raczej z narkotykami niż przemysłem turystycznym, systematycznie zdobywa coraz większą popularność. Obecnie krajem rządzi brutalna junta wojskowa, nasz stan wojenny w porównaniu do tego reżimu to zabawa w chowanego. Z drugiej strony to kraj pełen niespotykanie pięknych świątyń ze słynnym Baganem, który kusi krajobrazami niczym z "Baśni tysiąca i jednej nocy".

Pełno tu sprzeczności. W praktycznie buddyjskiej Birmie mieszkańców od małego uczy się poszanowania i miłości dla świata oraz wszelkich istot. Z drugiej strony Birmańczycy są bardzo porywczym narodem.

- Widać to, jak się prześledzi historię tego kraju. Pełno w niej wojen, najazdów i rewolt. Tutaj nawet mnisi potrafią się kłócić. Jednym z najdłużej trwających i chyba najzabawniejszych w historii był konflikt pomiędzy dwiema szkołami mnichów. Poszło o błahostkę. Jedna szkoła uważała, że strój mnicha powinien zasłaniać tylko jedno ramię, a druga, że oba. Różnica zdań doprowadziła nawet do bijatyk wśród mnichów, których przecież wyobrażamy sobie jako uduchowione, prawie lewitujące osoby - opowiada Przemysław Supernak, opolski podróżnik i autor bloga SuperGlob. - Co ciekawe, na ulicy nie widać birmańskiej porywczości, przeciwnie ludzie są łagodni, a wszelkie przejawy złych emocji kończą się dla awanturującego wykluczeniem - dodaje.

Wróżbita prawdę ci powie

Mimo, że w Birmie królował buddyzm, dość powszechną praktyką stosowaną tam jeszcze w XIX wieku było zamurowywanie lub zakopywanie żywcem ludzi w świątyniach, pałacach i murach, żeby zapewnić sobie przychylność duchów opiekuńczych, tzw. natów.

- Wierzono, że ci ludzie zmieniają się w naty i będą strzec tego miejsca. W Mandalaj (miasto w centrum kraju - red.) zamurowano w murach miejskich kilkaset osób. Kiedy nie pomogło i miasto dalej nawiedzali najeźdźcy - zamurowywano kolejnych. - Nie byłem tam, ale znajomi mówili mi o dziwnej energii tego miejsca, turyści bardzo szybko stamtąd odchodzą - dodaje.

Birmańczycy od zawsze bardzo mocno wierzyli też w numerologię i bardzo mocno kierowali się wskazaniami wróżbitów, traktując ich jak maklerów na giełdzie swojego życia. - Jedną z anegdot ze współczesnej Birmy jest historia banknotów. Jeden z dyktatorów - Ne Win - zmienił nominały banknotów na 45 i 90 po tym, jak numerolog powiedział, że to jego szczęśliwe liczby. Nie zawahał się także, kiedy jego doradca zmienił zdanie i wskazał na liczby 35 i 70. Władca znów zmienił nominały, ale ostatecznie musiał się z tego wycofać, bo w kraju zaczęły się zamieszki wśród mieszkańców - opowiada Supernak.

Akcja z nominałami to nie jedyny absurd Ne Wina. Innym razem słysząc od wróżbity, że czeka go prawicowa rewolucja postanowił oszukać los, sam wyprzedzając przepowiednie mędrca. - Birmę skolonizowali Anglicy, dlatego panował tam ruch lewostronny. Ne Win wprowadził rewolucję na swoją modłę, zmieniając ruch na prawostronny. W ogóle nie interesowało go, że samochody mają kierownice po złych stronach - opowiada Supernak.

Mnisi jak wojsko

Charakterystycznym elementem birmańskiego krajobrazu są mnisi. W kraju jest ich około 800 tys. to więcej niż armia. Co rano wyruszają oni w żebraczych pochodach do miast i wiosek, prosząc o jałmużnę do misek.

- W Birmie obowiązuje najstarsza forma buddyzmu - terwada - czyli "droga starszych". W myśl tej nauki oświecenia może dostąpić tylko mnich. Dlatego ich status jest bardzo wysoki. Co więcej, nie mają żadnego obowiązku wobec ludności: nie muszą nikogo nauczać ani modlić się w czyjejś intencji. To dla nas może wyglądać jak pasożytnictwo, ale dla zwykłych Birmańczyków proszący o jałmużnę mnich to możliwość zrobienia dobrego uczynku - mówi Supernak.

Opolanin sam znalazł się w takiej sytuacji. - Grzebałem w plecaku, gdy nagle za moimi plecami pojawił się mnich. Wiedziałem, że trzeba dać mu jedzenie, więc do miseczki wrzuciłem mu kupione przed chwilą pyzy… z mięsem, a oni powinni być wegetarianami - dodaje opolanin.

Punkty obowiązkowe

W Birmie do zobaczenia jest wiele i jeszcze wiele pozostaje do odkrycia, ale najpopularniejsze punkty to: Rangun, jezioro Inle, Mandalaj i wspomniany Bagan z ponad 2200 pagodami rozsianymi na powierzchni zbliżonej do Opola. Turyści zjeżają tu z całej Azji tylko po to, by - będąc usadowionym na jednej z setek pagód - oglądać niezwykły świetlny spektakl.

- Widziałem wiele wschodów słońca na całym świecie, ale ten w Baganie był absolutnie wyjątkowy. Rozmyte światło i te sylwetki świątyń, wyrastające nagle na linii horyzontu to istna magia. Widok poraża - przekonuje Przemysław Supernak.

W bagańskim lesie pagód jest kilka najbardziej popularnych i na te z reguły nie da się wdrapać z uwagi na okupujący je tłum. Próbować? - Niekoniecznie. Zdobycie świątyni będzie okupione brakiem prywatności. Lepiej poszukać mniejszej, ale za to spokojniejszej pagody, na której w pełni można cieszyć się wschodem słońca samotnie albo w niewielkim gronie - radzi Supernak. Można też wschód oglądać z balonu, ale to rozrywka dla bardziej majętnych turystów. Koszt 20-minutowego lotu to 350 dolarów.

Warto odwiedzić także jezioro Inle - pełne wiosek rybackich, których mieszkańcy trudnią się tradycyjnym rzemiosłem.

- To tam można zobaczyć słynne pływające ogrody. To unoszące się na wodzie kożuchy z wodorostów, na których rosną warzywa. Niezwykłe - kwituje Supernak.

Wyjątkowość Birmy bierze się też stąd, że mieszkańcy nie są jeszcze na tyle zmanierowani, aby widzieć w turyście tylko pieniądze. Życie jest tanie, ale noclegi (jak na Azję) dość drogie. Za pokój trzeba zapłacić min. 15-20 dolarów. Kosztują też usługi turystyczne, ale za to jedzenie jest niedrogie. Kuchnia Birmy nie uwodzi - jest raczej uboga w składniki i dość tłusta (to raj dla amatorów podrobów i owadów).
Koszt trzytygodniowej wyprawy to ok. 4,5 tys zł.

Z Przemysławem Supernakiem można się będzie spotkać w poniedziałek w filii nr 4 MBP. Początek godz. 18. Podróżnik opowie o Chinach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska