Honorata Skarbek: - W internecie żyję realnie

Redakcja
Honorata Skarbek
Honorata Skarbek Natalia Popczyk
O swej chorobie, karierze i inwestowaniu w ziemię mówi Honorata Skarbek

Urodziłyśmy się w tym samym dniu, bo 23 grudnia. Więc po prostu muszę spytać, jak to jest u ciebie z prezentami: dostajesz łączone gwiazdkowo-urodzinowe czy też nie? No i czy masz czas świętować urodziny tuż przed najbardziej angażującymi świętami w roku?
Oj, ciężko jest! Na dodatek dzień przed urodzinami mam imieniny, to znaczy 22 grudnia. Przyzwyczaiłam się już od dziecka, że nie mam co liczyć na kumulację prezentów, dostawałam jeden prezent imieninowo-urodzinowo-gwiazdkowy, a nawet mikołajkowy! Oczywiście każda z tych okazji była w rodzinie stosownie celebrowana, ale prezent dostawałam łączony. Obecnie jestem dużą dziewczynką i tak nie przeżywam, czy mam kilka, czy jeden prezent. Ważne, żeby się cieszyć na rodzinnych spotkaniach.

Czyli rodzice nie obsypywali cię prezentami, a kupowali lekcje muzyki dla marzącej o karierze piosenkarki córki?
Edukowałam się muzycznie, ale były to zajęcia bezpłatne, np. szkolne chóry czy zajęcia w domu kultury, a w miejskiej orkiestrze uczyłam się grać na perkusji oraz na gitarze. Rodzice nie musieli we mnie inwestować, a potem - kiedy były sytuacje, że musiałam wziąć odpłatną lekcję śpiewu u profesjonalisty, a kosztowało to, z tego co pamiętam, 30 złotych za godzinę, to musiałam na to zapracować. Gdy miałam 14-17 lat, zarabiałam na lekcje śpiewu różnymi sposobami. Mój tato prowadził sklep, ja siedziałam przy kasie, dorabiałam też, zbierając owoce i sprzedając je. A w okresie świątecznym kolędowałam po osiedlach i zebrane pieniądze przeznaczałam na naukę śpiewu.

Mając zaś 19 lat, nagle stałaś się sławna: blogerka life-stylowa, piosenkarka. Otwierałam internet i wyskakiwała Honorata Skarbek. Kto trzymał cię blisko ziemi, sprawił, że bąbelki nie uderzyły do głowy?
Nie było kogoś takiego, samej udało mi się nie zwariować. Być może dlatego, że miałam dużo pracy, zajęć, które były dla mnie czymś nowym. Praktycznie codziennie był jakiś wywiad, wizyta w rozgłośni czy w telewizji, wciąż nagrywałam piosenki oraz teledyski, dawałam koncerty. Moja osoba i muzyka były eksploatowane codziennie na różnych polach i przez - bywało - 24 godziny na dobę. Gdy się ma dużo pracy, to nie ma czasu na wariowanie na swoim punkcie. Może więc ta praca trzymała mnie blisko ziemi. Poza tym nie raz słyszało się o krótkotrwałych sukcesach i o karierach jednego sezonu. Nie chciałam tworzyć jednej z takich opowieści. Jeśli chce się stale i długofalowo wspinać po szczeblach kariery, to trzeba w sposób zdroworozsądkowy myśleć o swym życiu, karierze i rozwoju.

Ta praca oznaczała też zarobki, stać cię było na rozpoczęcie budowy domu. Nie każdy dwudziestolatek tak może…
Kasa też mnie nie zepsuła - zapewniam, to wynikało z mojego charakteru - nie lubię szastać pieniędzmi. Budowa domu, podobnie jak inwestowanie w ziemię, wynikały właśnie ze świadomości, że i sława, i fortuna łatwo przemijają, dlatego warto się zabezpieczyć - to inwestycja w moją przyszłość. Budowa domu już się kończy, choć wciąż brakuje mi czasu na kwestie związane z jego wyposażeniem.

Powtarzasz, że wszystko zawdzięczasz internetowi. A nie sobie i pomysłowi, aby najpierw zaistnieć właśnie w internetowej przestrzeni?
To nie był świadomy pomysł na karierę. Gdy miałam 13 lat, założyłam sobie bloga lifestylowego i pisałam w nim o wszystkim: spotkaniu ze znajomymi, jak i o ulubionej muzyce, która była dla mnie wtedy najważniejsza. Robiłam to jak wszyscy nastolatkowie. Jednak nie miałam pojęcia o tym, jak pisać, jakie zdjęcia dokładać, jak sprawdzać statystyki. Blogosfera u nas w kraju była raczkująca, a więc wyrozumiała dla błędów takich naturszczyków jak ja. Aż nagle mój blog zaczął bić rekordy popularności. Gdy miałam piętnaście lat, wymyśliłam z kolegami z klasy i nagrałam piosenkę, którą wrzuciliśmy do internetu. I nagle okazało się, że ona ma kilkudziesięciotysieczną słuchalność. Byłam w szoku, bo moje rodzinne miasto - Zgorzelec - miało wówczas 35 tysięcy mieszkańców. Podobnie powstało pięć innych piosenek. Po czym znalazł mnie menedżer i podpisałam kontrakt z wytwórnią.

Co myśli wykonawczyni utworu, który bije na YouTube rekordy popularności, znajduje się tuż za utworem Michaela Jacksona? Jako jedyny polski wykonawca znalazłaś się wśród pięciu najbardziej popularnych wykonawców portalu YouTube w naszym kraju, tuż obok Jacksona i Justina Biebera.
Myśli: To nie do wiary! Takie rzeczy przydarzają się dziewczynce z małego miasta? Pamiętajmy, że miałam wówczas 17-18 lat, to były moje pierwsze kroki w internecie. Wciąż na myśl o tym uśmiecham się. I wiem, że wszystko w życiu jest możliwe.

Żyjesz w internecie?
Tak. Gdybym mogła, tobym i w internecie swój realny dom zbudowała! Ale się nie da. Natomiast wszelkie zakupy robię właśnie w sieci, bo nie znoszę chodzenia po sklepach i galeriach handlowych. Robię to w pięć minut w internecie. Mam internet w komórce i dzięki niemu kontaktuję się z moimi fanami, cały czas prowadzę korespondencję. Teraz wszystko, co dzieje się w świecie rzeczywistym, przenosi się do internetu.

Porozmawiajmy o czymś bardziej realnym i cielesnym. O twoich tatuażach…
Pierwszy to pięciolinia i klucz wiolinowy z napisem w języku angielskim "Spełniaj marzenia", to takie moje życiowe motto. Miałam 16 lat, gdy go sobie zrobiłam. Wielokrotnie prosiłam mamę, aby się zgodziła na ten tatuaż. Zresztą mama zapewne zdawała sobie sprawę, że albo zgodzi się i pójdzie ze mną, albo nie zgodzi się i ja pójdę sama do salonu. Kolejny tatuaż, na karku, to motto: "Nigdy nie mówi nigdy." Bardzo dużo ludzi powtarzało mi, że będę gwiazdką jednego sezonu i nigdy nie zrobię kariery. Ostatni tatuaż zrobiłam w wieku 19 lat. To fragment wiersza Emily Dickonson. Ten fragment w tłumaczeniu na język polski znaczy: "nadzieja ma skrzydła, które osiadają na duszy i śpiewają piosenkę, która nigdy się nie kończy". Nadzieja na to, że będzie lepiej, jest dla mnie ważna, podobnie jak muzyka. Chcę te słowa mieć już zawsze przy sobie.

Czy owa nadzieja ma związek z twoją chorobą? Nie tak dawno przyznałaś, że zmagasz się z nowotworem, w dzieciństwie zachorowałaś na przewlekłą białaczkę szpikową…
Długo trzymałam tę informację dla siebie, a jak już ją ujawniłam, to media zaczęły zarzucać mi, że wykorzystuję ten temat jako formę promocji. Bzdura! W wieku 14 lat zdiagnozowano u mnie przewlekłą białaczkę szpikową. Przeszłam bolesną punkcję szpiku, czekał mnie jego przeszczep. Niestety, nie można było znaleźć dla mnie dawcy. Zastosowano formę leczenia, która zahamowała rozwój choroby, ale nie wyleczono mnie. Muszę codziennie przyjmować leki. Kwestia przeszczepów to bardzo istotny temat. Znalezienie dawcy, bliźniaka genetycznego w wielu przypadkach graniczy z cudem, a czekający na ratunek i ich rodziny przeżywają koszmarne chwile. Gdy pojawia się dawca - jest i szczęście, i nadzieja na wyleczenie, a potem ów dawca się rozmyśla i ludziom, którzy na niego liczyli, zawala się cały świat. Trudno mi się o tym mówi, nie tylko z uwagi na własną chorobę, ale na to, że jest ona często postrzegana jako sposób na promocję Honoraty Skarbek. Coraz częściej zastanawiam się nad tym i opracowuję w głowie plan, jak mogłabym jako osoba publiczna pomóc wielu osobom, zmagającym się z tą chorobą i ze wszystkimi problemami, które z niej wynikają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska