Urzędniczy spór dotyczy kanału, który niegdyś doprowadzał wodę z Małej Panwi i Kieleczki do miejscowej Huty Andrzej. Po upadku zakładu w 2003 r. i jego rozparcelowaniu kanał przestał być potrzebny.
W dodatku podczas prywatyzacji huty syndyk zapomniał, że taki ciek w mieście jest. W rezultacie zakład znalazł nowych właścicieli, a kanał pozostał bezpański.
Skutki tego przeoczenia okazały się fatalne. Kanał na przestrzeni lat kompletnie zarósł, dno się zamuliło. Gdy 5 lat temu, po kilku dniach ulewy, Mała Panew wystąpiła z koryta, woda wdarła się do kanału i nie chciała dalej spłynąć. To doprowadziło do powodzi, zalało prawie połowę Zawadzkiego.
Po opanowaniu sytuacji urzędnicy usiedli do stołu, żeby ustalić, co zrobić z nieszczęsnym kanałem. Uznali, że jego właścicielem jest Skarb Państwa, a w takim przypadku przepisy nakazują wyznaczenie zarządcy.
W pewnym uproszczeniu wygląda to tak: jeżeli woda w kanale płynie, za jego utrzymanie odpowiada marszałek, a gdy woda stoi, odpowiedzialny jest starosta. Niby wszystko jasne, ale urzędnicy, zamiast wskazać zarządcę, zaczęli się spierać, jak z tą wodą faktycznie jest i komu bardziej powinno zależeć na utrzymywaniu kanału. Choć trudno w to uwierzyć, ten spór trwa już 5 lat i nic nie zapowiada jego końca.
Woda w kanale zasilana jest z rzeki i ujście ma do rzeki, więc siłą rzeczy mamy do czynienia z wodami płynącymi - przekonuje Janusz Żyłka, wicestarosta strzelecki. Nie zgadza się z tym Zbigniew Bahryj, dyrektor Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych, który podlega marszałkowi.
By rozstrzygnąć spór, proponujemy urzędnikom puszczanie łódeczki albo zabawę w misie-patysie, spopularyzowaną przez... Kubusia Puchatka. Wrzucamy do wody patyk z jednej strony mostku i sprawdzamy, czy wypłynął po drugiej.
Wczoraj reporter nto w trzech miejscach na kanale zastosował metodę na "misie-patysie", a żeby potwierdzić wynik, przeprowadził test z pomocą papierowej łódeczki.
Wystarczyło 5 minut, żeby się przekonać, że woda jednak płynie, czyli kanałem powinien się zainteresować marszałek.
Świadkiem "eksperymentu" był Mariusz Stachowski, burmistrz Zawadzkiego, który zabiega o uporządkowanie kanału, od tego bowiem zależy bezpieczeństwo przeciwpowodziowe gminy. - Woda płynie, bo przecież zasila dwa duże stawy w Zawadzkiem - mówi. - Ale ja nie jestem sędzią, by rozstrzygnąć spór.
Tymczasem według Zbigniewa Bahryja to wcale nie oznacza, że kanał można zakwalifikować jako "powierzchniową wodę płynącą".
- Woda płynie, bo kanał jest sztucznie zasilany przez jaz na rzece Kieleczce - tłumaczy. - Ale gdyby to spiętrzenie zlikwidować, wody nie będzie tam wcale. A więc marszałek nie odpowiada za ten kanał. Tym bardziej że nie ma on znaczenia ani rolniczego, ani przeciwpowodziowego.
Dyrektor Bahryj idzie jeszcze dalej i dla rozwiązania problemu proponuje… całkowite zasypanie kanału. Na co nie zgadza się z kolei starostwo, bo to doprowadziłoby do osuszenia stawów w Zawadzkiem i miało niekorzystny wpływ na obszary chronione programem Natura 2000.
Niewykluczone, że sprawa skończy się w sądzie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?