Moje Kresy. Wybitni kutczanie

Ze zbiorów Romualda Nowaka z Brzegu
Romuald Nowak – historyk sztuki, muzealnik, dyrektor Panoramy Racławickiej we Wrocławiu, brzeżanin, ze swoją matką – Romualdą i żoną – Barbarą.
Romuald Nowak – historyk sztuki, muzealnik, dyrektor Panoramy Racławickiej we Wrocławiu, brzeżanin, ze swoją matką – Romualdą i żoną – Barbarą. Ze zbiorów Romualda Nowaka z Brzegu
Miasteczko Kuty, leżące przed wojną na polsko-rumuńskiej granicy, było miejscem urodzenia wielu Polaków, którzy dobrze zapisali się na kartach historii Polski. Oto portrety niektórych z nich.

Wszechpolski korporant "Znicza"

W Kutach urodził się i spędził dzieciństwo Stanisław Łucki (1917-2013) - prawnik, polityk narodowy, po wojnie działacz polonijny we Francji. Był synem Katarzyny z Pogonowskich i Stefana Łuckiego - sekretarza sądu w Kutach.

Ochrzczono go w kościele rzymskokatolickim w Kutach, a jego dwie siostry, Helenę i Romualdę - z racji że matka była Ormianką - w kościele ormiańskim w Kutach. Przed maturą przeniósł się do Gimnazjum im. Karola Szajnochy we Lwowie, gdzie dyrektorem był kutczanin dr Stanisław Buzath (jego siostra była lekarką w Kutach).

Wybitny pisarz Stanisław Lem, który uczęszczał do tego samego gimnazjum co Łucki, w książce wspomnieniowej "Wysoki Zamek" sportretował uczących tam profesorów. W latach gimnazjalnych Łucki mieszkał w Bursie Ormiańskiej.

Na co dzień kontaktował się z arcybiskupem Józefem Teodorowiczem. Gdy metropolita zmarł w 1938 roku, otrzymał przywilej niesienia trumny z arcybiskupem na Cmentarz Łyczakowski, co zostało udokumentowane w fotografiach rodzinnych.

Po maturze Stanisław Łucki podjął studia prawnicze na Uniwersytecie we Lwowie. Trafił pod opiekę szefa "Bratniaka", Adama Treszki, który wywarł na niego ogromny wpływ polityczny - można rzec, że uczynił zeń żarliwego działacza młodzieży wszechpolskiej i Stronnictwa Narodowego. Łucki został też członkiem korporacji akademickiej "Znicz".

W swoich barwnych wspomnieniach napisał: W Młodzieży Wszechpolskiej nie należałem nigdy do władz, ale byłem zawsze aktywnym szeregowym, do dyspozycji w razie manifestacji, na uczelni jak i na ulicy.

Jak każdy neofita na początku chciałem się wykazać. Szybko jednak za to zapłaciłem, i to relegowaniem mnie na rok z Uniwersytetu. Ukarano go za obrzucenie jajkami rektora, prof. Stanisława Kulczyńskiego. Spędził nawet za udział w manifestacji miesiąc w więzieniu "na Brygidkach".

W tym czasie Łucki mieszkał w słynnym "Łozińcu" - akademiku uniwersyteckim leżącym w centrum Lwowa, będącym wówczas twierdzą narodowych demokratów. Nadzorował prace w tamtejszej kuchni.

Spisywał przy okazji ciekawe anegdoty, jak choćby ta, której bohaterami byli jego uniwersyteccy profesorowie, wybitni lwowscy prawnicy: Ludwik Ehrlich z Tarnopola i Kamil Stefko ze Złoczowa, nielubiący się nawzajem. Był piątek i prof. Ehrlich, widząc w bufecie prof. Stefko, zwrócił mu uwagę, że w taki dzień nie powinno się jeść szynki. A Stefko na to: "Gdy pan będzie tak długo katolikiem jak ja, wówczas będzie Pan mógł również mnie naśladować".

Ostatnie wakacje Stanisław Łucki spędził w rodzinnych Kutach i tam był świadkiem ewakuacji naczelnych władz Rzeczpospolitej przez słynny most. W swych wspomnieniach zanotował: Przykry był widok dowódców legionowych opuszczających kraj, tak zawsze dumnych i zarozumiałych w czasie świątecznych defilad w wolnej Polsce.

Okazuje się, że łatwiej było znęcać się w bestialski sposób nad bezbronnymi więźniami politycznymi w Brześciu, niż dobrze przygotować armię do nowoczesnej wojny. Tragiczną anegdotą w tej sytuacji było pilnowanie kanarka panny Keller - kochanki gen. Kasprzyckiego, ministra spraw wojskowych, który również przeszedł przez Kuty na stronę rumuńską, ratując się przed niewolą. (...)

20 września Armia Czerwona weszła do Kut w zwartym szeregu, jak na defiladzie. (...)
Ja nie przekroczyłem od razu granicy i zostałem, by zorientować się w możliwościach jakiejkolwiek przydatności w tej trudnej sytuacji dla kraju. Niestety, armia okupacyjna znalazła od razu ochotników do współpracy.

Nacjonaliści ukraińscy z Cholewczukiem na czele oraz młodzież żydowska zgłosili się natychmiast do tworzącej się milicji. 22 października 1939 roku odbyło się referendum w sprawie przynależności Pokucia do ZSRR - 99% poparcia. Następnego dnia przekroczyłem Czeremosz i zbiegłem do Rumunii.

Stanisław Łucki na uchodźstwie zapisał ważną kartę w działalności konspiracyjnej. Walczył pod Narwikiem w 1940 roku i w ruchu oporu we Francji. Wydawał z Wojciechem Wasiutyńskim i Józefem Baranieckim (późniejszym prezesem Koła Lwowian w Londynie) "Biuletyn Narodowy". Był jednym z głównych organizatorów "sieci wywiadowczej F-2", przez którą przewinęło się około 2 tysięcy osób, w tym 10% Polaków pełniących tam funkcje kierownicze. Łucki prowadził dział szyfrów i depesz. W uznaniu zasług mianowano go po wojnie kapitanem armii francuskiej. W 1944 roku ożenił się z Francuzką Renée Oddon.

Trzy lata później ukończył studia prawnicze w Oksfordzie. Aktywnie działał w życiu polonijnym we Francji i rozwijał emigracyjne koła Stronnictwa Narodowego. Był m.in. attaché konsularnym w Paryżu. W 1960 roku, w związku z przyjazdem do Francji przywódcy ZSRR Nikity Chruszczowa, został jako ostry krytyk tej wizyty wydalony na czas jej trwania na Korsykę. Internowano wówczas około 1000 działaczy niepodległościowych z Europy Środkowo-Wschodniej. Wśród nich było 20 Polaków.

Łucki żył we Francji dostatnio. Utrzymywał się z pracy w firmach handlowych i motoryzacyjnych. Miał opinię dobrego fachowca. Pełnił funkcje kierownicze. Po śmierci pierwszej żony ożenił się w 1980 roku z Polką, Anną Smyszlajew - doktorem lingwistyki (romanistką).

Z jej pomocą napisał interesujące wspomnienia pt. "Od Kut do Paryża" (Paryż 1996), które podczas wizyty w jego domu w Vitry pod Paryżem 27 października 1996 roku otrzymałem od niego z osobistą serdeczną dedykacją. Dwa lata później uległ wylewowi krwi do mózgu i ostatnie 15 lat życia spędził w łóżku - sparaliżowany i unieruchomiony, otoczony bardzo troskliwą opieką niezawodnej żony, Anny. Spoczął na cmentarzu Les Champeaux w Montmorency. Żona zabezpieczyła całą jego spuściznę - duży zbiór dokumentów - i przekazała do Archiwum Akt Nowych w Warszawie.

Poruszająca jest historia dwóch sióstr Stanisława Łuckiego. Helena Łucka (1913-1944), która wyszła za Ukraińca Władysława Drebeta, została z nim i ich jednorocznym synkiem, Ewhenem (Eugeniuszem), oraz swoją matką, Katarzyną, zamordowana w 1944 roku przez banderowców. Nie uchronił jej fakt, że była żoną Ukraińca, gdyż był on dla banderowców (ze względu na swoją sympatię do Polaków i małżeństwo z Polką) "zaprzańcem", a takich - według ich ideologii - należało likwidować w pierwszym rzędzie.

W archiwum rodzinnym zachował się list Katarzyny Łuckiej pisany do syna, Stanisława, w sierpniu 1943 roku, a więc na pół roku przed śmiercią nadawczyni. Kochany i najdroższy Mój Stasiu - czytamy w tym liście. - Smutno i przykro mi, że tak długo Ciebie nie widzę, ale mam w Bogu nadzieję, że od spotkania już krótszy okres dzieli nas niż dotychczas. Proszę Pana Boga, żeby mi dozwolił kiedyś Ciebie szczęśliwie zdrowego zobaczyć. (...) Pobieram emeryturę, trochę dorabiam szyciem - licho płacą, ale co robić! (...) Manię i Wujcia zabrali bolszewicy. Mania ze swym Stasiem rozpaczliwe listy pisała. Za Wujciem przyszła mi wiadomość z Czerwonego Krzyża, że zamordowany w Katyniu. (...) U nas zaszły wielkie zmiany - miasto popalone, a Żydów nie ma.

Druga siostra Stanisława Łuckiego, Romualda (1927-2014), przeżyła wojnę. Po wyjeździe z Kut w 1946 roku trafiła na Śląsk, do Brzegu. Tam spotkała swoich sąsiadów z Kut - małżeństwo Kuziemskich, rodziców znanego później wrocławskiego aktora Eliasza Kuziemskiego.

Przyjaźnili się z sobą. Eliasz Kuziemski okazał się dobrym swatem i doprowadził do małżeństwa Romualdy Łuckiej z pochodzącym z Wielkopolski Janem Nowakiem - elektromonterem, który położył duże zasługi jako twórca sieci energetycznych w całym powiecie brzeskim.

W tym małżeństwie urodził się w 1953 roku Romuald Nowak - historyk sztuki, uczeń prof. Mieczysława Zlata, muzealnik, długoletni dyrektor Panoramy Racławickiej we Wrocławiu, strażnik pamięci o rodzinnych korzeniach kresowych. To dzięki niemu i zgromadzonym przezeń fotografiom i listom oraz wspomnieniom jego matki można było odtworzyć wiele nieznanych faktów z przeszłości Pokucia.

Warto pamiętać, że Romuald Nowak, mimo iż od wielu lat jest dyrektorem słynnej, przywiezionej ze Lwowa Panoramy Racławickiej, mieszka od urodzenia w Brzegu i aktywnie uczestniczy w życiu społecznym tego miasta, pełniąc m.in. funkcję radnego oraz członka rady programowej Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu.

Matka "Nieznanego Żołnierza"

W Kutach urodziła się Jadwiga z Karczewskich Zarugiewiczowa (1878-1968) - żona Andrzeja Zarugiewicza (brata wybitnego ogrodnika, twórcy plantacji winogronowych w Zaleszczykach, a po wojnie w Zielonej Górze - Grzegorza, również urodzonego w Kutach).

Była matką Konstantego Zarugiewicza (1901-1920) - studenta Politechniki Lwowskiej, który zginął 17 sierpnia 1920 roku w bitwie pod Zadwórzem - polskimi Termopilami, broniąc przedpola Lwowa przed Kozakami z armii konnej pod wodzą Siemiona Budionnego. Pociętych szablami kozackimi zwłok Konstantego Zarugiewicza nie udało się zidentyfikować. Został pochowany na polu bitwy w zbiorowej mogile z 318 towarzyszami broni, podobnie zmasakrowanymi przez Kozaków.

W pierwszej połowie lat 20. XX wieku zapadła decyzja o stworzeniu w centrum Warszawy symbolicznego Grobu Nieznanego Żołnierza. 4 kwietnia 1925 roku wylosowano miejsce, skąd miano pobrać symboliczne prochy.

Los chciał, że wybrano Cmentarz Obrońców Lwowa, gdzie spoczywali też niektórzy żołnierze zabici w bitwie pod Zadwórzem. 29 października 1925 roku we Lwowie na Cmentarzu Orląt ekshumowano prochy trzech nieznanych z nazwiska żołnierzy. I wówczas Jadwiga Zarugiewiczowa, jako jedna z tysięcy matek, które straciły na wojnie synów i nie znały miejsca ich spoczynku, została wyróżniona prawem wskazania jednej z trzech trumien z ekshumowanymi prochami.

Następnie trumna wskazana przez Zarugiewiczową została uroczyście przewieziona do Warszawy i złożona na placu Saskim (obecnie Piłsudskiego) w istniejącym tam do dziś Grobie Nieznanego Żołnierza. Tym samym Jadwiga Zarugiewiczowa stała się symbolem Matki-Polki. Była dość powszechnie znana w kraju. Uczestniczyła w setkach patriotycznych uroczystości. Zmarła w 1968 roku w Suwałkach i tam spoczywa.

W swych metrykach mają wpisane Kuty również: Grzegorz Józef Romaszkan (1809-1881) - arcybiskup ormiańsko katolicki, dyrektor jedynego ogólnodiecezjalnego banku ormiańskiego "Mons Pius", opartego na funduszach bractw przy kościołach ormiańskich; ks. Antoni Donigiewicz (1808-1941) - teolog, profesor filozofii na niemieckim Uniwersytecie w Czerniowcach; Eliasz Kuziemski (1922-2000) - aktor teatralny i filmowy, najdłużej związany z teatrami Polskim i Współczesnym we Wrocławiu, uchodzący za mistrza drugoplanowych ról filmowych.

Najbardziej znane role stworzył w filmach: "Sami swoi" (1967) - młynarz Kokeszko, kandydat na męża córki Kargula, "Stawka większa niż życie" (1967) - major Elert; "Lalka" (1968) - adwokat Krzeszowskiej; "Zaraza" (1971) - dyrektor szpitala zakaźnego, "Wielki Szu" (1982) - prezes Franciszek Korzeń. Mieszkał w Obornikach Śląskich, gdzie po wojnie osiadła jego rodzina, i tam został pochowany. Na jego grobie żona, Ludmiła, również wrocławska aktorka, wzniosła mu bardzo oryginalny pomnik.

Jedną z najbardziej znanych postaci urodzonych w Kutach był Samuel Manugiewicz (1871-1956) - kapłan ormiańskokatolicki, senator RP. Położył duże zasługi dla Kut jako miejscowości letniskowej.

W 1928 roku został senatorem RP, a dziesięć lat później burmistrzem Kut, co było rzadkością, bo duchowni raczej stronili od funkcji samorządowych. To on na moście w Kutach żegnał w nocy opuszczających Polskę prezydenta RP Ignacego Mościckiego i marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego.

W czasie wojny angażował się w pomoc dla żołnierzy polskich przedostających się przez Rumunię do Francji. W marcu i kwietniu 1944 był świadkiem rzezi dokonanej na mieszkańcach Kut przez nacjonalistów ukraińskich - zginęło wówczas 200 Polaków i Ormian. Zabarykadowany wraz z kilkoma rodzinami ormiańskimi w kościele ocalał dzięki odsieczy żołnierzy rosyjskich.

Po 1945 roku pozostał, jako jedyny ksiądz ormiańskokatolicki, na Ukrainie, co uważał za swój obowiązek moralny. Duszpasterstwo prowadził legalnie do 1947 roku, kiedy to władze radzieckie zamknęły kościół parafialny; potem odprawiał msze w swoim mieszkaniu na plebanii i zajmował się posługą wiernym. Zmarł w Kutach w 1956 roku, kilka miesięcy po jubileuszu 60-lecia święceń kapłańskich. Jego grobowiec znajduje się do dnia dzisiejszego na cmentarzu w Kutach.

Prezes Koła Lwowian w Londynie

W Kutach urodził się Adam Treszka (1911-1984) - prawnik, jeden z przywódców Stronnictwa Narodowego na Uchodźstwie, po wojnie wyrazista postać polskiego Londynu. Był synem leśniczego. Wyrastał w domu nad Czeremoszem.

Po ukończeniu szkoły podstawowej w Kutach świadectwo maturalne otrzymał w Gimnazjum im. Franciszka Karpińskiego w Śniatynie i wówczas podjął studia na Uniwersytecie Lwowskim. Zamieszkał w Domu Akademickim przy ulicy Łozińskiego, w słynnym "Łozińcu", który był w tym czasie - jak już wyżej wspomniałem - centrum lwowskiej Młodzieży Wszechpolskiej.

Adam Treszka, wykazujący się niepospolitymi cechami przywódczymi, szybko został prezesem Stowarzyszenia Młodzieży Wszechpolskiej oraz prezesem Bratniej Pomocy Studentów Uniwersytetu Jana Kazimierza.

Zdobył wówczas popularność w środowisku akademickim jako rzecznik obrony interesów studentów i aktywny społecznik, stając się zarazem wyróżniającym się działaczem Stronnictwa Narodowego. Po studiach odbył służbę wojskową w podchorążówce w Tarnopolu, którą ukończył z pierwszą lokatą. Ożenił się z koleżanką ze studiów Jadwigą Bednarek i związał się z kancelarią adwokacką znanego obrońcy w sprawach karnych mec. Jana Franciszka Pierackiego (1872-1940).

W wojnie obronnej we wrześniu 1939 roku został ranny pod Sandomierzem, udało mu się jednak przez Lwów dotrzeć do rodzinnych Kut. Ale tam, rozpoznany przez milicjanta Ukraińca, dawnego kolegę szkolnego, został wydany Sowietom.

Przeszedł wiele więzień, nim trafił na Sybir. Jeszcze w więzieniu w Kutach znalazł się w jednej celi z przyjacielem swego ojca, Arturem Liebhardtem (1905-1977) - pochodzącym z Delatyna leśnikiem, z którym wcześniej spędził wiele wakacyjnych tygodni w lasach nad Czeremoszem. Obu udało się wydostać z sowieckich łagrów dzięki armii gen. Andersa.

Na Bliskim Wschodzie, w Jerozolimie, Adam Treszka spotkał swych kolegów ze Stronnictwa Narodowego i zaczął wydawać pismo "Myśl Polska na Bliskim Wschodzie".

W 1944 roku osiadł w Londynie, gdzie podjął działalność opiekuńczą nad polską ludnością cywilną zwalnianą z więzień i obozów pracy w Niemczech. Był też jednym z najbardziej aktywnych działaczy Polskiego Czerwonego Krzyża, szukając śladów po Polakach wywiezionych w głąb Rosji i zapisując relacje tych, którzy przeszli przez lodownie Sybiru. W Londynie utrzymywał bliski kontakt z Arturem Liebhardtem - właścicielem znanego wszystkim Polakom sklepu spożywczego. Bardzo przeżył jego przedwczesną śmierć i poświęcił mu piękny artykuł wspomnieniowy.

Wielką pasją Adama Treszki było utrzymywanie pamięci o Kresach i ziemi rodzinnej. Przez 11 lat był prezesem Koła Lwowian w Londynie i wydawcą biuletynu tej organizacji, w którym zamieszczano setki biogramów i wspomnień jego ziomków wygnanych z Kresów.

Jako prezes Koła Lwowian organizował dziesiątki wieczorów, akademii i capstrzyków. Wieczornice w Ognisku Polskim otwierał wierszem Mariana Hemara:
By pamiętać, pamiętać o mieście - zdradzonym
I cień jego w piosenkę zaklinać -
A jeśli kto zapomniał - to mu przypominać.
Tym co nie chcą pamiętać - pamięcią dokuczać.
I tych co już nie płaczą - znowu do łez wzruszać.
Adam Treszka zmarł 30 grudnia 1984 roku, zostawiając żonę, dwie córki i dwoje wnuków. Pochowano go na cmentarzu Gunnesbury, obok grobu Artura Liebhardta, w pobliżu słynnego Pomnika Katyńskiego, do wzniesienia którego obaj walnie się przyczynili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska