Burmistrz Nysy nie czeka na tajne nagrania kelnerów. Nagrywa się sam

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Teraz wszystkie spotkania w gabinecie burmistrza będą nagrywane.
Teraz wszystkie spotkania w gabinecie burmistrza będą nagrywane. Klaudia Pokładek
Nigdy nie traktowałem świata w kategoriach spiskowych - mówi burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz. - Ale gdy analizuję tę sprawę, dochodzę do wniosku, że ktoś ewidentnie chciał mi zaszkodzić.

W gabinecie burmistrza Nysy Kordiana Kolbiarza zainstalowana zostanie kamera. Podobnie będzie w pokojach jego zastępców, najbliższych współpracowników oraz w sali, gdzie przyjmowani są przez burmistrzów mieszkańcy.

To pierwszy efekt "afery alkoholowej" sprzed tygodnia, kiedy to po anonimowym telefonie policjanci wkroczyli do urzędu, zbadali burmistrza i stwierdzili, że jest po użyciu alkoholu.
- Trafiają do mnie sygnały o możliwych kolejnych próbach prowokacji - wyjaśnia swoją decyzję o monitoringu Kordian Kolbiarz. - Robimy sporo rzeczy. Ujawniamy afery z przeszłości, dotykamy grup interesów. Środowisk nieprzychylnych jest coraz więcej. Dlatego zdecydowałem o jak najszybszym montażu kamer. Chcę, żeby wszystko było jasne i czytelne.
Żeby każdy, kto wchodzi do gabinetu, wiedział, że jest monitorowany. Żeby nie daj Boże nie doszło do kolejnych prób wpakowania mnie w coś, w co nie chcę być wpakowany. Muszę temu zapobiegać, bo czeka mnie wiele lat ciężkiej pracy.

Zgodnie z artykułem 70 kodeksu wykroczeń, gdy się ma od 0,2 do 0,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, pełnienie obowiązków służbowych jest wykroczeniem. Nawet gdyby policja z Prudnika wykazała Kolbiarzowi, że tak było, grozi mu najwyżej kara grzywny.

Stanowisko mógłby utracić dopiero po prawomocnym skazaniu za przestępstwo, np. jazdę po alkoholu. Nysa jednak żywo dyskutuje o sprawie. Mieszkańcy podzielili się na dwa obozy. Tych, którzy solidaryzują się z Kolbiarzem, bagatelizują zarzut i życzą mu powodzenia w dalszych działaniach, i tych, którzy chichoczą z jego wpadki.
- Moja wina jest ewidentna, bo to ja dzień wcześniej piłem - przyznaje Kordian Kolbiarz. - Jest mi wstyd i przepraszam mieszkańców, bo nie tak chciałem zacząć swoją pracę jako burmistrz. Jest mi też źle, bo dałem się wmanewrować w coś, co było zaplanowane.
Piło ich trzech. We wtorek 16 czerwca wieczorem w jednym z nyskich lokali gastronomicznych. Plotkarze już ustalili skład spotkania, ale pewności nie mamy, a sam burmistrz zdecydowanie odmawia podania obsady. Podobno jeden z nich to bliski współpracownik burmistrza. Drugi to samorządowiec z powiatu.

Następnego dnia rano burmistrz Kordian Kolbiarz miał zadzwonić do swojego zastępcy Piotra Bobaka i powiedzieć mu, że bierze okolicznościowy urlop na żądanie, bo się źle czuje. Zgodnie z kodeksem pracy każdy ma prawo do jednodniowego urlopu na żądanie w razie niedyspozycji. Można o to wystąpić nawet w dniu urlopu.

Wszelkie wnioski urlopowe po niedawnych zmianach przepisów burmistrzowie i wójtowie kierują do wyznaczonego przez siebie zastępcy lub sekretarza urzędu. A nie tak jak kiedyś - do przewodniczącego rady. Przewodniczący rady gminy nie ma też żadnych możliwości kontrolnych, w przypadku gdy pojawiają się wobec burmistrza zastrzeżenia dotyczące dyscypliny w pracy.

Kto uruchomił media?

Mimo urlopu Kordian Kolbiarz przyszedł jednak w środę do urzędu i przyjął na spotkaniu jakieś osoby domagające się rozmowy. Policja z Prudnika, do której Komenda Powiatowa w Nysie przekazała materiały ze sprawy, będzie teraz analizować, czy było to podejmowanie czynności służbowych i czy wniosek urlopowy Kordiana Kolbiarza został zgłoszony prawidłowo.

Fakty są takie, że około 10 rano ktoś anonimowy zadzwonił do Komendy Powiatowej w Nysie i zgłosił, że burmistrz pracuje pod wpływem alkoholu. Patrol pojechał do urzędu, wywołał burmistrza ze spotkania i w drugim pokoju zbadał go alkomatem.

Pomiar wykazał 0,17 miligrama, czyli nieco ponad 0,3 promila alkoholu w oddechu. Policjanci spisali notatkę i pojechali z powrotem do komendy.

W międzyczasie tajemniczy informator zadzwonił jeszcze raz do dyżurnego oficera i poinformował, że burmistrz dalej pije w pracy. Patrol zawrócił i jeszcze raz wkroczył do burmistrza na badanie. Tym razem wynik wskazał 0,15 miligrama czyli 0,3 promila alkoholu.
- Stało się, co się stało - opowiada Kordian Kolbiarz. - Na szczęście byłem na urlopie, ale dopiero teraz wiem, że wcale nie musiałem się poddać badaniu alkotestem. Są dokumenty, zeznania świadków, którzy mówili o tym policjantom już wtedy na miejscu, że jestem na urlopie. Poddałem się badaniu, bo nie mam nic do ukrycia. Po chwili było drugie badanie, które podobno było efektem drugiego donosu, mówiącego, że wciąż piję w pracy.

Okazało się, że jednak nie piję, bo wskaźnik poziomu alkoholu jest coraz mniejszy i nie jest tak wysoki, żeby mnie zdyskwalifikować. Tym bardziej, że nie przyjechałem do urzędu samochodem.

Inspektor Piotr Tarapata, zastępca komendanta powiatowego policji w Nysie, nie ma żadnych zastrzeżeń do pracy patrolu.
- W ocenie mojej i naszej komórki kontrolnej policjanci postępowali prawidłowo - mówi insp. Tarapata. - Policjanci jechali na interwencję i dysponowali szczątkowymi informacjami o tym, co się zdarzyło. Ich zadaniem było zebranie wszystkich możliwych dowodów, a nie ich ocena. I wykonali na miejscu wszystkie niezbędne czynności. Na ocenę zebranego materiału przychodzi czas na kolejnym etapie.
- Pytałem na miejscu państwa z policji, jakie są konsekwencje tego faktu, że spotkaliśmy się podczas mojego urlopu - opowiada dalej burmistrz Kordian Kolbiarz. - Usłyszałem, że żadne, bo ta sprawa zostanie wyjaśniona w trybie szybkim i pewnie umorzona, bo takie są przesłanki. Tymczasem potem się dowiedziałem, że ktoś z policji puścił informację do Radia Opole.

- Nie ma rzeczy niemożliwych, więc nie można tego wykluczyć - komentuje komendant Piotr Tarapata. - Ale szczerze wątpię, żeby któryś z policjantów miał intencje, żeby to nagłośnić. To raczej autor telefonu interwencyjnego na policję był zainteresowany dalszym życiem tej sprawy.

Tak czy inaczej wczesnym popołudniem wiadomość o "pijanym burmistrzu" trafiła do jednego z dziennikarzy Radia Opole. Około 16 informacja o policyjnej interwencji i jej ustaleniach pojawiła się na antenie i w internetowym wydaniu radia.

Teoria spisku

- Nigdy nie traktowałem świata w kategoriach spiskowych, ale gdy analizuję tę sprawę, dochodzę do wniosku, że ktoś ewidentnie chciał mi zaszkodzić - uważa Kordian Kolbiarz. - Zestawiam poszczególne fakty, zachowania pewnych osób i wychodzi na to, że zostałem w dziecinny sposób wrobiony, złapany na czymś niecnym, co być może spowoduje, że stracę stanowisko, upadnę wizerunkowo w oczach mieszkańców, więc moja dalsza praca będzie bardzo trudna.

- Takie tłumaczenie burmistrza jest nie na miejscu. To jest niepotrzebne, lepiej by dał już spokój - komentuje anonimowo radny z lewej strony sceny politycznej. - Nie wierzę w spisek. Jestem przekonany, że telefon na policję to był odruch kogoś, kto go widział poprzedniego dnia albo domyślił się czegoś w urzędzie. Żyjemy w czasach, gdy wielu ludzi jest sfrustrowanych, nie lubią władzy, wieszają na niej psy z powodu wysokich zarobków, innych przywilejów. Ktoś po prostu postanowił wykorzystać okazję, jaka się nadarzyła, i odegrać się na nielubianych politykach.

- Sprawa faktycznie wygląda na mocno śmierdzącą - uważa anonimowy radny z prawej strony. - Kolbiarz zwolnił z urzędu kilka osób, co z pewnością nie spodobało się ich politycznym patronom. Wystąpił do prokuratury o zbadanie pewnych spraw z przeszłości. Ktoś mógł próbować go skompromitować w ten sposób, ale trudno mi ocenić, czy cała sprawa została z wyprzedzeniem ukartowana. Z całą pewnością jednak ktoś taki jak burmistrz powinien wiedzieć, z kim pije. Bóg mu dał ostrzeżenie: Uważaj, bo wokół ciebie są także wilki, które tylko czekają na twoje potknięcie.

- Burmistrz jak każdy człowiek ma prawo do swobody w czasie wolnym, ale kiedy się jest na świeczniku, to zawsze trzeba się zachowywać z umiarem i godnością - komentuje trzeci radny. - Prawa nie złamał, a po tej nauczce będzie uważał na przyszłość.

Może to tylko przypadkowy zbieg okoliczności, że 15 czerwca, dzień przed feralną imprezą, z urzędu miasta w Nysie do miejscowej prokuratury wysłane zostało zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Chodzi o wydarzenia z 2007 i 2008 roku, a więc z czasów poprzedniej burmistrz Jolanty Barskiej.

Doszło wtedy do sprzedaży należącej do miasta nieruchomości przy ul. Ujejskiego, gdzie dawniej znajdowała się rzeźnia. Budynek wynajmował od gminy prywatny przedsiębiorca, który prowadził w nim zakład masarski i zatrudniał 20 ludzi. Dzierżawca kilka razy zwracał się do ówczesnych władz gminy, żeby mu sprzedały nieruchomość, bo chce zainwestować w zakład, rozwijać się, modernizować.

W sierpniu 2007 roku rada gminy formalnie zgodziła się, żeby nieruchomość wystawić na przetarg, ale ograniczony tylko do branży mięsnej i wędliniarskiej. W uzasadnieniu napisano, że chodzi o utrzymanie istniejących miejsc pracy.

Przetarg ograniczony się odbył, ale wystartował w nim tylko dotychczasowy najemca. W efekcie w kwietniu 2008 roku kupił on notarialnie od gminy Nysa działkę o powierzchni 38 arów, płacąc za nią 530 tysięcy złotych.

Zakład mięsny długo jednak nie działał w tym miejscu. Już cztery miesiące później, w sierpniu 2008 roku, nowy właściciel zawarł wstępną umowę sprzedaży terenu na rzecz wrocławskiej firmy zajmującej się budową dużych obiektów handlowych. Ostatecznie w marcu 2009 roku umowa sprzedaży została sfinalizowana. Przedsiębiorca skasował za ten sam teren równo 3 miliony, czyli sześć razy więcej, niż sam zapłacił. W poprzedniej kadencji nikt z władz nie domagał się od niego spełnienia swoich zobowiązań: modernizacji zakładu, utrzymania zatrudnienia. Stare budynki rozebrano, a na ich miejscu szybko stanął market spożywczy Aldi.

Przedstawiciele miasta nie zawarli w umowie sprzedaży żadnych warunków dla nabywcy, dotyczących wywiązania się z wcześniejszych zapewnień.

Ekipa Kordiana Kolbiarza, która odgrzebała temat schowany już na półkę w urzędowym archiwum, po konsultacji prawnej uznała, że gmina mogła zostać wprowadzona w błąd, czego efektem było niekorzystne rozporządzanie swoim mieniem. Skoro bowiem teren był wart 3 miliony, to dobry interes mogło zrobić miasto, a nie prywatna osoba. Oszustwo jest karane, dlatego Kordian Kolbiarz zdecydował się zawiadomić o swoich podejrzeniach prokuraturę.

To zresztą drugie zawiadomienie, jakie nowy burmistrz Nysy wysłał do organów ścigania. Pierwsze poszło jeszcze w styczniu, w głośnej sprawie parkomatu ustawionego przy nyskim kinie, który imitował parkomaty miejskiej strefy parkingowej.

Kierowcy zatrzymywali się na placu, który do strefy nie należał, płacili za bilety, a pieniądze kasował ktoś inny. Kto? Pod koniec czerwca nyska prokuratura zakończy śledztwo w tej sprawie i poinformuje o swoich ustaleniach.

Z wrogiem w knajpie

Ukrytych spraw o charakterze aferalnym podobno jest w Nysie więcej. Podobno wskazują na istnienie pewnego układu polityczno-biznesowego, który robił w mieście duże interesy.

Bezkompromisowy burmistrz z dostępem do wielu starych dokumentów mógł być dla niego zagrożeniem. Ale co to za bezkompromisowy burmistrz, który pije z wrogami w jednej knajpie?
- Jestem w 100 procentach pewien, kto zainicjował sprawę z alkoholem - mówi Kordian Kolbiarz. - Nie zdradzę tego. To mój zawód na kimś, kogo uważałem za lojalnego partnera. Zapytam tę osobę, dlaczego tak się stało, gdy już emocje opadną. Czy z chęci dokuczenia, pokazania, kto jest ważniejszy? Nie spodziewam się jednak szczerej odpowiedzi.

I mimo taktycznej porażki burmistrz Nysy nie wycofuje się ze swojej walki o spełnienie wyborczych obietnic. - Nie mam czasu, żeby walczyć z tymi, którzy knują i intrygują, żeby się mnie pozbyć ze stanowiska - dodaje Kolbiarz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska