Nawet jeśli dziś umiesz podnieść tylko kij od flagi, jutro możesz być siłaczem

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Adam Skowron studiuje psychologię i  trenuje ciężary w Opolu od półtora roku. Na mistrzostwach Polski zajął szóste miejsce. – Zapłaciłem frycowe – mówi. – Następnym razem będzie lepiej.
Adam Skowron studiuje psychologię i trenuje ciężary w Opolu od półtora roku. Na mistrzostwach Polski zajął szóste miejsce. – Zapłaciłem frycowe – mówi. – Następnym razem będzie lepiej. Paweł Stauffer
- Kiedy do "Achillesa" przychodzi nowy zawodnik, często ma problem z utrzymaniem w ręce widelca. Ale jeśli ma charakter i chce dźwigać, z czasem będzie sobie radził także ze sztangą - mówi trener Wojciech Zachariasz.

Czym jest stowarzyszenie

Stowarzyszenie Animatorów Inicjatyw Społecznych "RaNo" działa od początku 2010 roku w Opolu. Za najważniejsze zadanie postawiło sobie zachęcanie niepełnosprawnych do aktywności fizycznej. Jego siedziba mieści się w "Cieplaku".

Filip Kupis, opolanin, podopieczny trenera Wojciecha Zachariasza, zdobył właśnie srebrny medal w mistrzostwach Polski juniorów w podnoszeniu ciężarów dla osób niepełnosprawnych.

- Ćwiczyliśmy bardzo ciężko - mówi trener. - Ale Filip miał cały czas problem z podniesieniem na treningu 115 kilogramów. Tym trudniej zrobić to na zawodach, gdzie sędziowie pilnują, żeby każda próba była wykonana bardzo dokładnie. Pomyślałem, że jak zrobi taki wynik na zawodach, to będzie cud. W pierwszym podejściu zaliczył 105 kg. W drugim - 110. I wtedy mówi mi, że życzy sobie 120. Jak chcesz, to próbuj, pomyślałem. Podniósł! Wystarczyło na wicemistrzostwo kraju w wadze do 88 kilogramów.

Nie każdy w młodym człowieku cierpiącym na dziecięce czterokończynowe porażenie mózgowe i jeżdżącym na wózku dopatrzyłby się sportowca. Zwłaszcza pięć lat temu, gdy zachęcony przez mamę pierwszy raz przekroczył progi salki dla ciężarowców.

- Składałem się wtedy wyłącznie ze skóry i kości - opowiada ze śmiechem zawodnik. - A podnieść mogłem co najwyżej kij od miotły.

Od tego czasu zmieniło się wszystko. W 2013 roku 18-letni Filip, ważący niespełna 80 kilogramów, podniósł sztangę ważącą sto i został mistrzem Polski w kategorii juniorów młodszych i brązowym medalistą wśród seniorów. Rok później poprawił wynik o 7 kg. Wystarczyło do juniorskiego srebra i do seniorskiego brązu.

Pokazał wtedy, że silne ma nie tyko ręce, ale i charakter. Wystartował tydzień po pogrzebie mamy, ciężko wcześniej chorującej. Na czerwcowych mistrzostwach Polski kolejny raz znacznie poprawił wynik. I przywiózł z Wisły srebrny medal. Dowód własnej siły, ale i dowód na to, że poziom podnoszenia ciężarów dla niepełnosprawnych i konkurencja stale rosną.

- Mam nadzieję, że ja też dalej się będę rozwijał - mówi Filip. - Pomagają mi i motywują brat i bratowa. Jeżdżą ze mną na zawody, dodają otuchy. Nie wszyscy zawodnicy mają tak dobrze jak ja.

Niepełnosprawni ciężarowcy spotykają się kilka razy w tygodniu w siłowni "Achilles" w opolskim "Cieplaku". Nazwa brzmi patetycznie, ale pod nią ukrywa się przestrzeń nie większa niż pięć kroków na pięć, maksymalnie wypełniona sprzętem. Ważne są tu atlasy, hantle i rozmaite ciężarki, ale najważniejsza jest ławka. Trochę szersza od tych, które znamy z klasycznych siłowni, dostosowana do możliwości osób niepełnosprawnych. To na niej Filip Kupis, medalista mistrzostw Polski, i jego koledzy ćwiczą wyciskanie sztangi leżąc.
Zawodnik startujący w tej konkurencji kładzie się na ławce. Jeśli chce, zostaje do niej dodatkowo przypięty solidnym szerokim pasem na rzepy. Zdejmuje sztangę ze stojaka lub mu się ją podaje. Na komendę "start" opuszcza ją na klatkę piersiową. Następnie po obowiązkowym momencie zatrzymania podnosi sztangę do pełnego wyprostu rąk. Na komendę sędziego: "stojak" - odkłada ją z powrotem. Jeśli wszystko uda się wykonać czysto, czyli płynnie, bez zatrzymań i ręce nie ugięły się nie w porę, bój jest zaliczony.
Proste? Teoretycznie tak.

Przywiąż mi ręce do sztangi

- Skutkiem dziecięcego porażenia mózgowego są przykurcze - tłumaczy Wojciech Zachariasz, który od pięciu lat trenuje w Opolu niepełnosprawnych ciężarowców. - Skutkują one w ten sposób, że przy dużym ciężarze, kiedy sama siła już nie wystarcza, zawodnika skręca na ławce i ciągnie go w jedną stronę. To jest niezależne od niego.
Trener podkreśla jednocześnie, że wielu niepełnosprawnych, którzy w życiu muszą pokonywać rozmaite bariery, ze sztangą radzą sobie tak dobrze, że są w stanie rywalizować skutecznie z osobami zdrowymi.

- To jest tym cenniejsze, że niepełnosprawny od dziecka zwykle nie ma szans, żeby pobiegać czy pojeździć na rowerku jak jego zdrowi rówieśnicy. A to oznacza, że w dorosłym życiu będzie sobie musiał poradzić z różnymi lękami. Słabsza psychika bywa większą przeszkodą niż słabe mięśnie - mówi.

Ale Wojciech Zachariasz już wie, że nawet jak adept dźwigania nie potrafi na początku sam utrzymać sztućców, nie jest przegrany. Dlatego "Achilles" jest otwarty dla wszystkich.

- Kiedy Filip Kupis trafił do mnie w wieku 15 lat, trzeba było go karmić - opowiada trener. - Przykurcze tak powykręcały mu ręce, że nie mógł utrzymać łyżki i trafić nią do ust.

Innemu zawodnikowi, Tomkowi Zabawie, trener we Wrocławiu przywiązywał ręce do sztangi bandażem. Dziś ten ważący 48 kilo zawodnik jest w swojej kategorii niepokonany w kraju, podnosi 100 kg. Żaden ciężarowiec by się tego wyniku nie powstydził. Tomek jest z Ozimka, czasem tu do nas przyjeżdża na treningi i na rehabilitację. Ale zasadniczo ćwiczy w domu. Rodzice urządzili mu siłownię.

Wojciech Zachariasz cieszy się, że choć zawodnicy przychodzą i odchodzą, wciąż ma w "Achillesie" pięcioro podopiecznych. Nie ma już Patryka, brązowego medalisty mistrzostw Polski, bo lekarze stwierdzili, że ma astmę i zakazali mu uprawiania sportów wysiłkowych. Maja z Ligoty Prószkowskiej dojeżdżała na siłownię do Opola, ale z czasem przerzuciła się na badminton i jeździ teraz na treningi do Krapkowic. Na szczęście przychodzą też nowi.

Obecnie najmłodszym stażem zawodnikiem w grupie jest chory psychicznie Kamil. O istnieniu "Achillesa" dowiedział się w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Opolu. Trenuje od trzech tygodni. Wcześniej ćwiczył karate, więc dynamikę i siłę ma. Chęci także.

Przyznaje, że na razie wyciska mniej od kolegów, więc i patrzy na nich z podziwem. Ale około 50-60 kilogramów już dźwiga. Trener ocenia, że jest bardzo dobrym materiałem i to nie tylko na ciężarowca. Mógłby też rzucać dyskiem albo pchać kulę.

Sport dla silnych chłopów

Kiedy nowy zawodnik przychodzi do siłowni, daje mu się do ręki kij. Wojciech Zachariasz dobywa zza jednej z ławek patyk, który nadawałby się np. do umocowania flagi. Kij ma działanie magiczne, bo łączy dwie ręce razem. A u niepełnosprawnego to, czego jedna ręka nie potrafi, zwykle umie druga. Na początku trenowania w ogóle nie chodzi o wagę, tylko o płynny ruch. Trener przypomina, że Filip płynne przepychanie kija nad głowę ćwiczył jakieś dwa miesiące. Dopiero potem mógł wziąć do ręki hantle, i to na początek bardzo leciutkie. Powoli koordynował pracę obu rąk.

- Ciągle się zdawało, że do dźwigania sztangi jest niewyobrażalnie daleko. Ale jak pojechał na pierwsze zawody i podniósł bodaj 45 kilo, wszyscy jemu i mnie gratulowali, bo widać było, że ta robota jednak ma sens - mówi trener. Że kropla naprawdę drąży skałę. Zawodnik, który zdawał się nie mieć predyspozycji do wyciskania sztangi, bo ma długie ręce, zaczął robić regularne postępy. To daje niesamowitego kopa, jak na mistrzostwa Polski przyjeżdżają zawodnicy i trenerzy z całej Polski, gwiazdy z sukcesami. I ja, trener, który prowadzi zajęcia w tej ciasnej, obskurnej salce zapchanej sprzętem, też mam medalistę. Czuję się wtedy jak wędkarz, któremu domownicy ciosają kołki na głowie, że daremnie przesiaduje nad wodą, a on wreszcie przynosi szczupaka.

Adam Skowron jest studentem psychologii. Od urodzenia cierpi na schorzenie kręgosłupa. Chodzić nie może i porusza się na wózku. Ale ręce ma zdrowe i silne. W Opolu trenuje wyciskanie sztangi od półtora roku. Wcześniej ćwiczył ciężary w liceum integracyjnym w Tarnowskich Górach. Nie od razu znalazł w Opolu miejsce do treningu.

- Na szczęście spotkałem pana Wojtka - mówi. - Wróciłem do ćwiczeń, co na mistrzostwach Polski pozwoliło mi podnieść 95 kg i zająć szóste miejsce. Frycowe zapłaciłem, myślę, że będę dźwigał coraz więcej.

Wojciech Zachariasz, wokół którego gromadzą się kandydaci na niepełnosprawnych siłaczy, jest pasjonatem. Był nim jako sportowiec i został jako trener. Zaczynał od dżudo w opolskiej "Gwardii" pod okiem trenerów Faciejewa i Dodziana. Kiedy walkę na macie uniemożliwiła kontuzja kolana, przerzucił się - za namową brata - na wyciskanie sztangi.

- Byłem po prostu silnym chłopem, bo dżudo to sport dla wytrzymałych i mocnych - mówi. - Kiedy na pierwszym treningu pan Dereziński, mój pierwszy trener, zobaczył, ile wyciskam, zabrał mnie za parę dni na mistrzostwa Polski. Zająłem trzecie miejsce, chociaż techniki uczyłem się, podglądając podejścia innych zawodników.

Z czasem sukcesów przybywało. Pan Wojciech został wicemistrzem Polski, a w 1999 roku w Innsbrucku zajął drugie miejsce na zawodach Pucharu Świata (trenował do tych zawodów w domu, a dokładniej w piwnicy). Dziesięć lat później zaczął swoją pasją zarażać niepełnosprawnych: osoby z porażeniem mózgowym, cierpiące na paraplazję, poszkodowane w wypadkach samochodowych itp. I tak funkcjonuje do dziś. Jest także wiceprezesem Stowarzyszenia RaNO (Razem a Nie Osobno) w Opolu, to w jego ramach działa "Achilles". Tu pisze się projekty dla niepełnosprawnych, tutaj mogą oni skorzystać ze wsparcia psychospołecznego. Bo zawodnicy chcą nie tylko dźwigać żelastwo. Chcą też rozmawiać, spotykać się i przełamywać samotność, która dotyka to środowisko.

- Moglibyśmy mieć niepełnosprawnych zawodników więcej, ale oni do siłowni nie trafiają - zauważa trener Zachariasz. - Nie tylko u nas. Ten sam problem jest we Wrocławiu i w innych miastach. Brakuje systemu. Dopiero się mówi o tworzeniu klas sportowych w szkołach integracyjnych, by wyławiać uzdolnionych sportowo niepełnosprawnych i od razu dzielić ich na lekkoatletów, pływaków, ciężarowców itd.

Niepełnosprawni sportowcy trenują nie tylko dla medali. Filip Kupis, medalista mistrzostw Polski, podkreśla, że sport wzmocnił go na tyle, że jest w stanie łatwiej poruszać się na wózku po krzywych chodnikach i pokonać 13 schodów, które oddzielają go od mieszkania, choć mieszka na parterze. Kiedy pytam o szanse na medal olimpijski, tylko się uśmiecha.

- Myślę, że będę się rozwijał, ale do medalu trzeba by robić duże i stałe postępy, a to wymaga dużo pracy na co dzień - mówi skromnie.

- Każdy trener jest wręcz uzależniony od tego, żeby trafić na na uzdolnionego zawodnika. Wątpiłem, czy Filip podniesie na mistrzostwach Polski 115 kg - przyznaje pan Zachariasz. - A on dał radę stu dwudziestu. Od tej chwili zastanawiam się, jaki jeszcze potencjał w nim drzemie. Jest coraz bardziej samodzielny, a w dodatku ma wsparcie brata i bratowej. A skoro tak, wszystko jest możliwe. Medal paraolimpijski też!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska