Zły dotyk, który boli

Redakcja
Mam na imię Tamara, mam 29 lat. Boję się mężczyzn z obgryzionymi do połowy paznokciami. Takie miał mój kuzyn. Podduszał mnie dłońmi, kiedy gwałcił. Pierwszy raz zrobił to, gdy miałam 11 lat. Śnię o tym niemal co noc. Dlatego boję się ciemności.

Nikt nie wie, kiedy się za-
częło...
Mama przygarnęła
mojego kuzyna... jego
mama umarła... (…)
Miałam 10 lat.
Dotykał tam, gdzie
nie powinien...
a ja tylko płakałam...

Pierwszy raz przyszedł do mojego łóżka, gdy miałam 10 lat. Obejrzał wtedy film z dorosłymi o ludziach, którzy umierają na raka. Tak zmarła jego mama, moja ukochana ciocia. Wtedy wieczorem powiedział, że boi się spać sam. Pozwolili mu położyć się do mnie. Miałam 10 lat, a on 15. Kiedy wszyscy usnęli, zaczął mnie dotykać. Zesztywniałam. Nie wiedziałam, co mi robi, co się dzieje. Wtedy tylko mnie dotykał.
Potem zaczął we mnie wkładać różne rzeczy. Trzonek latarki, kredki, palce. Przychodził prawie co noc. Nauczył się chodzić na palcach po deskach podłogi, które nie skrzypiały. Kiedy próbowałam się wyrywać, straszył domem dziecka albo ojcem. Taty bałam się wtedy bardziej niż jego. Kiedy byłam dzieckiem, nim rodzice się rozwiedli, tata strasznie mnie bił i krzyczał. Wydawało mi się, że najgorsze, co może mi się zdarzyć, to do niego wrócić. Więc milczałam. A mój kuzyn pozwalał sobie na coraz więcej. Kiedyś była u nas babcia. Przy niej wsadził rękę pod kołdrę, którą się okryłam i dotykał. Uciszył mnie gestem. Potwornie się go bałam.

był piękny dzień… (…)
oparta o łóżko rodziców...
od tyłu… zatkał mi usta...
(…)
miałam 11 lat...
Był środek tygodnia, ciepły, słoneczny dzień. Nie poszłam wtedy do szkoły, bo mama z młodszym bratem pojechała do lekarza. Pilnowałam dwóch pozostałych braciszków. W którymś momencie mój kuzyn zamknął ich dwa pokoje dalej. Pamiętam, że był w krótkich spodenkach i bawełnianej koszulce. Wysoki i potężny, wypełniał całe drzwi, kiedy wchodził.
Pamiętam też, że moi bracia strasznie płakali. Krzyczeli, żebym ich nie zostawiała. Słyszałam to, kiedy popchnął mnie na łóżko rodziców. Kazał się rozebrać, zatkał usta, chwycił dłonią za szyję i poddusił tak, że zrobiło mi się słabo. Rozszerzył moje nogi i zgwałcił. Miałam dreszcze - z bólu, strachu i upokorzenia. Krwawiłam, ale on kazał mi klęczeć. Nagiej, przerażonej, poranionej. Sam usiadł w fotelu i oglądał telewizję. Błagałam, żeby pozwolił mi pójść. To trwało chyba z godzinę. Potem kazał wyszorować krew z podłogi i łóżka, żeby mama się nie dowiedziała. Groził, że jeśli pisnę słówko, to zgłosi nas do opieki socjalnej i ta odda mnie i moich braci do domów dziecka. Albo pójdę do ojca. Nie powiedziałam nic. Kiedy wróciła mama, dostałam lanie drewnianą deską kuchenną, bo bracia powiedzieli, że ich zostawiłam.

nie mogłam siedzieć... nie
mogłam chodzić.
nie mogłam spać... prawie
nie jadłam...
bałam się...

Po tym pierwszym razie miałam dwa tygodnie spokoju. Myślałam, że już więcej tego nie zrobi. Ale zrobił. Nie raz. Najpierw przychodził raz w tygodniu, potem nawet co dwa, trzy dni. W nocy albo kiedy mamy i ojczyma nie było. Zawsze było tak samo - jedną ręką zatykał mi usta i dusił tak, że traciłam oddech i robiło mi się ciemno, a drugą ściągał mnie za nogi na brzeg łóżka. Nie umiałam krzyczeć. Kiedy próbowałam się wyrywać, zaciskać nogi, bił. Kiedy płakałam, był jeszcze brutalniejszy. Na całe lata nauczyłam się nie płakać. Ciągle straszył. Kiedyś, gdy nikogo nie było w domu, przystawił mi nóż kuchenny do gardła i powiedział, że moje życie zależy od niego. Powtarzał, że sama tego chcę, że jestem małą dziwką, której można używać. Szybko mu uwierzyłam.

W pokoju, w którym spałam, nocował mój młodszy brat. Miał wtedy 6 czy 7 lat. Poprosiłam rodziców, żeby go zabrali, bo chcę mieć spokój. Tak naprawdę bałam się, że może słyszeć albo widzieć, co robi mi kuzyn. Chciałam go chronić. Nie wiem, czy mi się udało - widziałam nieraz, jak mój kuzyn i jemu szeptał coś do ucha. Widziałam, jak brat ucieka do pokoju, zamyka się i godzinami stamtąd nie wychodzi. Myślę, że mój kuzyn wykorzystał i jego. Dziś brat mówi, że nie pamięta tamtych czasów. Niczego. Nie chce do nich wracać.
Nauczyłam się słyszeć każdy szelest. Zasypiać, kiedy wszyscy usną i spać czujnie. Nigdy nie wiedziałam, kiedy przyjdzie znowu. Gdy wychodził z mojego łóżka szłam się kąpać. Musiałam go z siebie zmyć. Potem wiele lat nie umiałam się umyć bez poczucia obrzydzenia do siebie. Często podczas kąpieli wymiotowałam. Czułam się brudna. Na noc zakładałam dwie pidżamy i koszulę - myślałam, ja mała dziewczynka, że będzie mu trudniej. Że to go zniechęci. Nie zniechęciło.

Ile razy to zrobił - nigdy nie liczyłam. Często zostawiał po sobie siniaki, ślady rąk. Udawałam, że ich nie ma. Nikt poza mną ich nie widział. Tego też nikt nie zauważył.
Mój kuzyn zgwałcił mnie kiedyś w noc przed Wigilią Bożego Narodzenia. Następnego dnia siadaliśmy razem do stołu. Nie chciałam łamać się z nim opłatkiem. Mama krzyczała, że jestem niewdzięczna, że zepsułam święta, nie mam sumienia.

Powiedziałam mamie...
wezwała go na rozmowę...
wyparł się...
mama uwierzyła jemu...
Mój kuzyn był wtedy w wojsku, miałam 14 lat. Gdy się dowiedziałam, że ma przyjechać na przepustkę, wpadłam w panikę. Płakałam kilka dni. Wreszcie postanowiłam porozmawiać z mamą. Poprosiłam ją do swojego pokoju. Siedziała na tapczanie z kolorową narzutą, kiedy jej mówiłam, co ze mną robił. Mówiłam, że się boję, że nie chcę, by przyjeżdżał. Nie uwierzyła. Napisała do niego list, wezwała go na rozmowę i zapytała, czy to prawda. On odpowiedział, że nie. Uwierzyła jemu. Wtedy straciłam wiarę, że coś się może zmienić.

Myślałam że jak będę
strasznie chuda...
nie będzie mnie chciał...
zachorowałam na
anoreksję... (…)
dla niego nie miało
znaczenia (…)
Kiedy się bałam, zawsze mało jadłam. Ale jakiś czas po rozmowie z mamą pomyślałam, że jeśli przestanę jeść w ogóle i będę bardzo chuda, to on nie będzie mnie chciał. Że poczuje obrzydzenie i zostawi mnie w spokoju. Chudłam szybko i bardzo. Miałam 15 lat i przy 170 cm wzrostu ważyłam 38 kg. Ale mój kuzyn nie zostawił mnie w spokoju. Przychodził w nocy i gwałcił dalej. A mama krzyczała, że "za dużo mam w dupie" - że jestem rozpieszczoną, niegrzeczną dziewczyną. Że nie jem i ludzie wytykają ją na ulicy. Mówią, że mnie głodzi, a to dzieci w Afryce nie mają co jeść. Mawiała też często: tyle dla was zrobiłam, tak się poświęcałam, a wy jesteście tacy niewdzięczni. Kiedy się przekonałam, że głodzenie nie pomaga, zaczęłam jeść na siłę. I wymiotować. Z anoreksji popadłam w bulimię. Trafiłam do lekarza, a ten wysłał mnie do szpitala.

Powiedziałam w szpitalu,
że kuzyn mi robi
krzywdę... (…)
pani doktor przerwała...
nie pozwoliła nawet
skończyć...
powiedziała, żebym nie
opowiadała historii
wyssanych z palca...
Byłam tam dwa tygodnie. Było cudownie, bo nie było mojego kuzyna. Przesypiałam noce, czułam się swobodnie. Chciałam tam zostać jak najdłużej. Najpierw skłamałam, że nie wiem, skąd mam sińce na całym ciele, które zauważyła pielęgniarka, ale potem poszłam do pani doktor. Chciałam jej wszystko opowiedzieć. Wydawała się ciepła, mądra i rozumiejąca. Konkretna. Wyglądała na taką, która wysłucha i pomoże. Nie pomogła. Kiedy jej powiedziałam, że nie chcę wracać do domu, bo kuzyn mnie dotyka, wkłada we mnie różne rzeczy i gwałci, zadzwoniła do mamy. Powiedziała, że fantazjuję, opowiadam historie wyssane z palca i żebyśmy to sobie załatwili w domu.
Następnego dnia mama zabrała mnie ze szpitala. W domu zbiła drewnianą deską kuchenną. Tą samą, którą biła po pierwszym gwałcie. Znalazłam w książce telefonicznej adres pani doktor. Napisałam do niej list: że jest mi przykro i że była moją ostatnią deską ratunku.
Wyprowadziłam się
z domu.
On został...
Mama pozwoliła mu być...
wiedziałam już, że nikt mi
nie pomoże...

Próbowałam się zabić dwa razy. Raz w parku za moją starą szkołą. To było już po tym, jak w wieku 18 lat wyprowadziłam się z domu. Nawet wtedy mój kuzyn nie dał mi spokoju. Nachodził mnie co jakiś czas, przestępował drogę - gdziekolwiek się wyprowadziłam. Stawał przede mną i pytał, czy chcę jeszcze. Albo czy pamiętam, jak było dobrze.
Któregoś dnia wieczorem spotkałam go po pracy. Rozpiął rozporek, ściągnął spodnie i zapytał, czy mu obciągnę. Zemdlałam. Postanowiłam z tym skończyć. Poszłam do parku, próbowałam się powiesić, ale urwała się lina. Byłam na siebie wściekła, że nawet zabić się nie potrafię. Trafiłam na oddział.

Drugi raz był w szpitalu. Pani psycholog postanowiła mnie leczyć metodą Hellingera. Kazała mi powtarzać: "mamo, robiłam to z chęcią dla Ciebie". A potem: "Zakładając sprawę w sądzie, stawiam się na równi z oprawcą". Bo założyłam wtedy sprawę, poszłam do prokuratury i opowiedziałam wszystko. Ale to zdanie - było o jedno za dużo. Wyczekałam w łazience aż wszyscy usną i próbowałam powiesić się na framudze drzwi. Jedna z pacjentek przyszła do toalety. Odratowali mnie.

Nikt nie wie, kiedy to się
skończy...
Czuję się brudna...
oblepiona nim...
czuję się jak dziwka...
jak ostatnia szmata...
mała kurewka…
czuję go wszędzie...
Na terapię trafiłam w 2005 roku dzięki pani psycholog, która wyłapała mnie na internetowej grupie wsparcia Fundacji Kidprotect.pl. Umówiła mnie z terapeutką. Przez pierwsze tygodnie przychodziłam do niej i tylko płakałam. Nie umiałam mówić. Potem zaczęłam pisać o swoich wspomnieniach na kartkach. Odpowiadać na pytania: kto mi robił krzywdę, jaką, od kiedy, jak długo, jak często. W 2008 roku zdecydowałam się złożyć sprawę do sądu. Terapeutki pomogły mi pójść do prokuratury, skontaktowały z prawnikiem. Najpierw było trzy godziny przesłuchań u prokuratora, potem osiem rozpraw. Było i kilka takich, które się nie odbyły, bo mój kuzyn się nie stawiał. Przed każdą wymiotowałam, prawie na każdej mdlałam. Ze strachu i stresu. Na co drugą wzywali do mnie pogotowie. Musiałam zeznawać przy moim kuzynie, bo pani sędzia nie zgodziła się, żeby go nie było. Powiedziała, że on też ma prawo do reakcji, choć czytałam w karcie praw ofiary, że takie przesłuchanie mogłoby się odbyć bez sprawcy. Spotykałam się z nim na sądowym korytarzu, choć według prawa nie musiałam. Pani sędzina pozwoliła mi tylko zeznawać w obecności pani psycholog. Ale już nie znajomej, tylko sądowej. Dobrze, że była. Sama pewnie bym się wycofała. Nie dałabym rady.

Pani psycholog przez całe przesłuchanie w sądzie trzymała mnie za rękę. Potem miała sine palce, bo mocno ją ściskałam. Stanęła obok mnie - tak, żebym nie widziała mojego kuzyna. Powiedziała, że tak będzie mi łatwiej mówić. Było, ale tylko trochę.
Zeznawali biegli, terapeuci, do których trafiłam. Pani doktor, którą kilka lat wcześniej spotkałam w szpitalu i mi nie pomogła, na rozprawie powiedziała, że nie pamięta takiej pacjentki. Pewnie gdyby pamiętała, straciłaby prawo wykonywania zawodu. Pamiętała za to moja mama. Najpierw, gdy dostała wezwanie na przesłuchania, zadzwoniła do mnie i krzyczała, że zamiast zapomnieć, ciągam ją po sądach i robię wstyd. Ale potem mówiła. Że widziała, jak piorę zakrwawione majtki i pościel, że nie wie, czemu nie pytała i nie reagowała, że faktycznie lekarka powiedziała jej o mojej skardze.

Przeżyłam…
Moja prawie trzyletnia
walka dobiegła końca…
I choć po drodze
wątpiłam… w to, że
wytrzymam… to jednak
wytrzymałam…
23 września 2010 r. w Sądzie Rejonowym w Strzelcach Opolskich sąd skazał mojego kuzyna na 2 lata i 10 miesięcy więzienia. Dostał wyrok za gwałty i inne czynności seksualne. Za wkładanie we mnie trzonka od latarki i kredek. Po ogłoszeniu wyroku czułam ogromne zmęczenie i ulgę. Wiedziałam, że będzie apelacja.
Dwa dni przed rozprawą odwoławczą dowiedziałam się, że mój kuzyn zmarł w szpitalu w wyniku obrażeń, które odniósł w ulicznej bójce. Poczułam ulgę, ale i winę. Pomyślałam, że to przeze mnie. Powiedziałem to terapeutce. Odpowiedziała: "Jeśli czujesz się winna, to go przeproś za wszystko". Poczułam złość. Nigdy go nie przeproszę - poczucie winy prysnęło jak bańka mydlana.

wczoraj wracałam
z pracy...
obok stał jakiś zupełnie
nieznajomy mi chłopak...
miał takie same dłonie
jak on...
tak samo obgryzione
paznokcie... (...)
bałam się jak wtedy...
gdy nikt nie wiedział
kiedy to się zaczęło...

Wciąż boję się ciemności, bo wtedy śni mi się pierwszy gwałt. Marzę, by kiedyś przespać noc bez leków nasennych. Boję się mężczyzn z paznokciami obgryzionymi do połowy, takimi, jak miał mój kuzyn. Kiedy widzę podobne, wpadam w panikę, szerzej otwieram oczy i mówię sobie, że to nie on. Ale zaczynam już lubić sukienki. I marzę o dziecku. Mój mąż był pierwszą osobą, która mi uwierzyła. Pomógł w terapii, wspierał podczas procesu, woził do lekarzy, jeździł na konsultacje do mojej psycholog. Zawsze był cierpliwy i wyrozumiały. Nie zmuszał do dotyku, nie naciskał.

Dużo czasu spędzam w internecie, wyszukując ludzi podobnych do mnie. Nie chcę, by jak ja, przez lata byli sami. Obserwuję ludzi wokół i często wyłapuję takich, którym dzieje się krzywda. Których ktoś gwałci i wykorzystuje jak mnie. Jest ich wielu. Mówię o tym, bo chciałabym, żeby to, co przeżyłam, nie poszło na marne. Żeby ludzie tacy jak ja wiedzieli, że można nie być ofiarą przez całe życie. Że można o siebie zadbać, że można o sobie decydować. Chciałabym napisać o tym książkę do wszystkich, którzy nie chcą być sami.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska