Na Opolszczyźnie mieszkańców ubywa, ale nie urzędów

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Nysa, jedna z największych gmin na Opolszczyźnie.
Nysa, jedna z największych gmin na Opolszczyźnie. Artur Pieczarka
Z powodów demograficznych na Opolszczyźnie zamknięto już 25 szkół. Pomysł łączenia małych gmin jest bardziej kontrowersyjny.

Powiat głubczycki ma niewielkie szanse na reaktywację sądu rejonowego, zlikwidowanego decyzją byłego już ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Znowelizowana ustawa o ustroju sądów powszechnych wprowadziła bowiem warunek: muszą obsługiwać rejon zamieszkany przez co najmniej 50 tys. osób.

Tymczasem powiat głubczycki który jeszcze 10 lat temu miał 52 tys. mieszkańców, dziś liczy już tylko 48 tys.

- Mimo wszystko liczymy, że zostaniemy potraktowani wyjątkowo ze względu na przygraniczny charakter i dużą odległość do innych sądów - mówi starosta głubczycki Józef Kozina.

W ustawie o sądach Sejm pierwszy raz jasno wyznaczył liczbę mieszkańców, niezbędną do utworzenia państwowej instytucji. A czy przy spadającej liczbie ludności stać nas na utrzymanie obecnej liczby urzędów gmin, starostw i innych organów administracji?

Marek Wójcik, sekretarz Związku Powiatów Polskich, już dwa lata temu - powołując się na prognozy GUS - informował, że do 2035 roku liczba ludności Polski zmniejszy się o 2,2 mln osób. To tak, jakby zniknęło 500 małych gmin czy 70 powiatów.

Na Opolszczyźnie według prognoz GUS liczba mieszkańców ma stopnieć z obecnego miliona do 897 tys. w 2035 roku. 100 tysięcy ludzi mniej to 10 gmin średniej wielkości i dwa małe powiaty.

W naszym województwie gmin jest 71, z czego 9 nie ma nawet 5 tysięcy mieszkańców. Tymczasem według Marcina Sakowicza ze Szkoły Wyższej Gospodarstwa Wiejskiego optymalna gmina powinna liczyć 25-32 tysiące ludzi. Wtedy najlepiej zarządza się urzędem i terenem. Pomysły łączenia samorządów budzą jednak potężne kontrowersje.

- Jeśliby doszło do przyłączania małych gmin do większych miast, będziemy traktowani jak przysiółki - ostrzega wójt Lubrzy Mariusz Kozaczek (4,5 tys. mieszkańców). - Mamy mało, ale sami jednak lepiej to możemy podzielić.

- Licząc razem z pracownikami oświaty, urząd jest największym pracodawcą w gminie - mówi Kazimierz Cebrat z Kamiennika, gdzie na 3,6 tys. mieszkańców jest 320 zarejestrowanych bezrobotnych. - Rozwiązanie urzędu oznacza, że kolejnych ponad 20 osób poszłoby na bruk.

W latach 2005-2012 według oficjalnych danych ubyło w Opolskiem 38 tys. ludzi. Liczba urzędników w tym czasie wzrosła z 9 tysięcy do prawie 10,3 tys., co wynika też z coraz większej ilości zadań nakładanych przez państwo na samorządy. Z powodów demograficznych likwidowane są szkoły (w l. 2005-2012 zamknięto u nas 25 podstawówek). O reorganizacji urzędów nikt głośno nie mówi.

- Powiat do 60 tys. mieszkańców to rzeczywiście trochę za mało - przyznaje starosta prudnicki (58 tys. ludności) Radosław Roszkowski. - Porównując się z powiatem nyskim (142 tys. mieszkańców), widzimy, że oni wydają na administrację ok. 30 procent więcej. Ale za to budżet mają ponad dwa razy większy. Nam czasami brakuje nawet na własny wkład, gdy sięgamy po pomoc unijną. Z drugiej strony w dużym powiecie dłuższa jest kolejka po remont czy budowę.

- Utrzymanie administracji byłoby pewnie tańsze, ale nikt nam nie zagwarantuje sprawiedliwego podziału pieniędzy - komentuje Piotr Hanusiak, mieszkaniec Lubrzy. - Gdyby nas włączono do Prudnika, burmistrz pewnie wydałby więcej na potrzeby swojego miasta, bo tam ma więcej wyborców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska