Ustawiane przetargi, czyli wolny rynek po polsku

Redakcja
Budownictwo i roboty drogowe to branże, w których ustawianie przetargów zdarza się najczęściej. Duża konkurencja rodzi pokusę, żeby przez zmowę zapewniać sobie zlecenia, które pomogą firmom utrzymać się na rynku.  Na zmowach tracą uczciwi przedsiębiorcy, rodzą one też korupcję.
Budownictwo i roboty drogowe to branże, w których ustawianie przetargów zdarza się najczęściej. Duża konkurencja rodzi pokusę, żeby przez zmowę zapewniać sobie zlecenia, które pomogą firmom utrzymać się na rynku. Na zmowach tracą uczciwi przedsiębiorcy, rodzą one też korupcję.
– Powszechna jest metoda na zająca – mówi właściciel opolskiej firmy wykonującej roboty drogowe. – Sam z niej korzystam, by wygrać przetarg lub konkurs ofert.

Ogłaszanie przetargów, choć zwycięzca został już wybrany, to sytuacje, z którymi w ostatnim roku zetknęło się 60 procent przedsiębiorców - wynika z badań programu Rzetelna Firma. Badania przeprowadzono wśród 1115 przedsiębiorców z różnych branż. Aż 58,7 proc. z nich spotkało się z sytuacją ogłaszania przetargów lub proszenia o przygotowanie oferty bez zamiaru zawarcia umowy.

Głównym celem takich kantów była zwykła nieuczciwość, chęć zebrania pomysłów lub wypełnienie wymaganej liczby ofert w przetargu, w momencie gdy zwycięzca już był znany.

- Metoda na zająca wykorzystywana jest w przetargach, ale i w procedurze tzw. zapytań o ofertę, która obowiązuje przy kontraktach opiewających na kwotę poniżej 30 tys. euro, wiec jest się o co bić - mówi opolski biznesmen z branży budowlanej. - Kilku przedsiębiorców umawia się, że wystawia do tego samego konkursu oferty, ale tak napisane, aby tylko jeden z nich wygrał. Sam to robiłem: podpisywałem ofertę napisaną pod firmę znajomowego, który miał wygrać przetarg, innym razem ten znajomy pomógł mnie i podpisał ofertę, którą mu przygotowałem tak, aby to moja była lepsza. W mojej branży mało jest firm samowystarczalnych pod względem sprzętowym i załogi, więc potem dla każdego jest praca w ramach podwykonawstwa...

- A my jako ekonomiści potem się dziwimy, że podwykonawcą firmy, która wygrała przetarg, jest jej konkurent, który dawał w tym samym przetargu wyższą cenę - mówi dr Witold Potwora, ekonomista z WSZiA w Opolu.

Często dochodzi też do przyznawania „po uważaniu” robót finansowanych z pieniędzy publicznych.
- Np. szkoła ma do ocieplenia budynek i umawia się ze „znajomą” firmą, a potem całą biurokrację ustawia pod nią - tłumaczy opolski biznesmen. Stąd w ofertach przetargowych pojawiają się np. wymagania, aby firma miała doświadczenie w budowie konstrukcji z konkretnego betonu, choć sztuka budowlana dla danej inwestycji wcale tego nie wymaga.

- Na polskim rynku mamy do czynienia z odejściem od czystej konkurencji do systemu zbliżonego do oligopolistycznego - mówi dr Witold Potwora. Oznacza to, że parę firm dzieli między siebie rynek w danej branży na danym terenie. - To świadczy o braku tzw. odpowiedzialności społecznej biznesu - dodaje Potwora.

Co ciekawe, te same firmy, które dzielą rynek między siebie i chętnie współpracują przy ustawianiu przetargów, równie chętnie się nawzajem oczerniają. Co trzeci przedsiębiorca przyznał, że w ostatnim roku był oczerniany przez inną firmę z tej samej branży.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska