Anatomia samobójstwa, czyli dlaczego w afrykańskiej wiosce ludzie są szczęśliwsi

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
U osób cierpiących na depresję ryzyko podjęcia próby samobójczej wzrasta dwudziestokrotnie.
U osób cierpiących na depresję ryzyko podjęcia próby samobójczej wzrasta dwudziestokrotnie. 123RF
W ubiegłym roku na Opolszczyźnie więcej osób odebrało sobie życie, niż zginęło w wypadkach drogowych. Choć problem narasta, samobójstwa nadal są tematem tabu.

17-letnia Patrycja z G. wyszła z domu w ubiegły czwartek. Gdy przestała odbierać telefony, zaniepokojona rodzina powiadomiła policję. Zwłoki dziewczyny odnaleziono następnego dnia w lesie nieopodal jej domu. Wszystko wskazuje na to, że popełniła samobójstwo. Nieoficjalnie funkcjonariusze zdradzają, że wcześniej wysłała wiadomość do koleżanki, w której poinformowała o swoich makabrycznych planach. Powodem miała być zawiedziona miłość.

Kilka miesięcy temu podobna tragedia stała się udziałem 15-letniej Wiktorii z Popielaw, niewielkiej miejscowości pod Łodzią. Zapłakana gimnazjalistka wybiegła po lekcjach ze szkoły. Do koleżanek i kolegów zdążyła jeszcze krzyknąć „Spotkamy się w niebie”, a chwilę później wbiegła wprost pod nadjeżdżającego tira. Dziewczynka zginęła na miejscu. Nieoficjalnie mówiło się, że powodem mogła być napięta sytuacja w szkole.

Czerwiec 2013. Andrzej F. z Kielc przyjechał do stolicy. Kręcił się przez kilkadziesiąt minut w pobliżu siedziby rządu, w końcu usiadł na ławce naprzeciwko kancelarii premiera, oblał się benzyną i podpalił. Osiem dni później zmarł w szpitalu. Dziennikarze ustalili, że mężczyzna był budowlańcem, pracował za granicą. Gdy podupadł na zdrowiu, musiał zrezygnować z pracy. Nowej nie znalazł, w międzyczasie pracę straciła też jego żona. W końcu coś w nim pękło...

Co pchnęło całą trójkę do desperackiego kroku? Czy nie szukali wcześniej pomocy?

- Proszę spróbować umówić się na wizytę do psychiatry – podpowiada dr Tomasz Grzyb, psycholog społeczny. - Nawet w prywatnych gabinetach, jeśli wybieramy dobrego specjalistę, trzeba na nią czekać nawet trzy miesiące. Osoba, która przeszła załamanie nerwowe, często nie ma tyle czasu.

Próbuję się więc umówić, ale już dodzwonienie się do psychiatry graniczy z cudem. Zajęło mi to trzy dni. Gdy skończyły się nazwiska na liście opolskich specjalistów od ratowania psychiki, musiałam sięgnąć po tych z Katowickiego. Dopiero tu kolejna próba okazała się udana.

- Opieka nad zdrowiem psychicznym Polaków kuleje i tu mamy naprawdę poważny problem – przyznaje dr Grzyb. - Kiedyś było tak, że ludzie wizytę u psychiatry traktowali jako coś wstydliwego, dlatego nie zgłaszali się do niego ze swoimi problemami. To na szczęście się zmienia, ale co z tego, skoro ci ludzie – nawet jeśli chcą szukać pomocy – odbijają się od drzwi gabinetu. Dopóki to się nie zmieni, nie pomoże nawet najlepsza kampania społeczna.
Samobójstwa dotykają młodych i starych, ładnych i brzydkich, bogatych i tych, którzy z trudem wiążą koniec z końcem. Tylko nieliczne – najczęściej gdy popełniają je dzieci – wzbudzają zainteresowanie mediów. Być może dlatego wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak wielka jest skala problemu.

- Od 10 do 20 proc. moich pacjentów przyznaje się do tego, że ma myśli samobójcze – mówi dr Radosław Stepańczak, psychiatra. – Czasami są to osoby, które zgłaszają się do mnie z powodu depresji albo dlatego, że nie radzą sobie z codziennymi problemami. Rzadko sami przyznają się do tego, że myśleli o tym, żeby się zabić. Otwierają się dopiero wtedy, gdy pyta się ich o to wprost.

Z tym z kolei, jak mówi psychiatra, bywa różnie, bo wielu lekarzy wręcz boi się poruszać ten drażliwy temat.

– Pacjent zdradzający pewne niepokojące objawy trafia na przykład do lekarza pierwszego kontaktu i nawet jeśli ten nabierze podejrzeń, rzadko decyduje się zapytać o myśli samobójcze wprost. Niektórzy tłumaczą, że nie robią tego, by nie podsuwać takiej myśli pacjentowi. Inni pewnie obawiają się tego, co usłyszą. Nie chcą brać na siebie odpowiedzialności, więc profilaktycznie nie pytają.

W przypadku samobójstw rodzina często jak mantrę powtarza, że nic nie zapowiadało tragedii. Zdaniem psychiatry takie scenariusze należą do rzadkości, a osoby u skraju wytrzymałości zwykle wcześniej sygnalizują swoje zamiary.
Ostatnio miłośników kina zelektryzowała wiadomość, że samobójstwo – podczas festiwalu filmowego w Gdyni – popełnił reżyser Marcin Wrona. Jak wynika ze wstępnych wyników sekcji zwłok – powiesił się. Znajomi reżysera zgodnie powtarzali, że nic nie przeczuwali, a tuż przed festiwalem Wrona umawiał się z nimi na spotkania, zupełnie jakby nie planował żegnać się z życiem. Takie przypadki pokazują, że problem – jak zwykło się uważać - dotyczy nie tylko osób z marginesu, które po kilku głębszych postanawiają rozliczyć się z życiem.

Statystyki są zastraszające. W ubiegłym roku w wypadkach, które wydarzyły się na drogach Opolszczyzny, zginęły 104 osoby. W tym samym czasie policjanci odnotowali w regionie 133 samobójstwa (w sumie zabić się próbowało 228 osób, ale blisko sto prób okazało się nieudanych – przyp. red.). Wśród samobójców było 19 kobiet i 114 mężczyzn (z badań, na które powołuje się dr Stepańczak, wynika, że kobiety częściej niż mężczyźni podejmują próby samobójcze, ale mężczyźni robią to skuteczniej – przyp. red.). Rok wcześniej życie odebrały sobie w regionie 152 osoby, a przed dwoma laty – blisko setka.

Ten rok, choć jeszcze się nie skończył, również nie napawa optymizmem. Tylko od stycznia do sierpnia w województwie odnotowano 102 samobójstwa i 164 próby. Desperaci wybierali głównie śmierć przez powieszenie, samookaleczenie i rzucenie się z wysokości. Najczęstszymi przyczynami targnięcia się na swoje życie były nieporozumienia rodzinne i złe warunki ekonomiczne. Rzadziej – śmierć bliskiej osoby, nagła utrata źródła utrzymania czy zawód miłosny.

– 80 proc. tych, którzy skutecznie się zabijają, wcześniej już próbowało popełnić samobójstwo – mówi psychiatra. – U osób cierpiących na depresję ryzyko podjęcia próby samobójczej wzrasta 20-krotnie. Nie bez znaczenia jest również wiek. Częściej odbierają sobie życie osoby w wieku 15-25 lat oraz seniorzy po 65. roku życia.
Oddzielną kategorię stanowią ci, którzy zanim zdecydują się na ostateczny krok… wybierają numer alarmowy.

– Takie przypadki to nic innego jak wołanie o pomoc – mówi kom. Hubert Adamek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. – Człowiek ma problemy, z którymi sobie nie radzi i nie widzi innego wyjścia niż odebranie sobie życia. Tak naprawdę on nie chce tego zrobić, dlatego szuka kogoś, kto pomoże mu te problemy rozwiązać. Wielokrotnie zdarzało się, że nasi dyżurni – odpowiednio prowadząc rozmowę – ratowali życie osobie, która zamierzała targnąć się na nie.

– Ludzie raczej są skłonni walczyć o swoje życie, niż oddać je walkowerem, dlatego decyzja o samobójstwie pewnie nie jest łatwa. Być może dlatego wiele osób, które decydują się na ten krok, wcześniej, aby dodać sobie odwagi, „znieczula się” alkoholem – uzupełnia anonimowo jeden z opolskich policjantów, który pracował przy tego typu sprawach.

Funkcjonariusz zauważa, że płeć ma wpływ na to, jaki rodzaj śmierci wybiera desperat.

– Z mojego doświadczenia wynika, że samobójstwa częściej popełniają mężczyźni i robią to zwykle przez powieszenie. Kobiety wybierają mniej brutalne metody, na przykład zażywając leki. Być może wynika to z ich strachu przed bólem? – zastanawia się policjant.

Samobójstwa są tematem tabu. Niepisana zasada w wielu redakcjach jest taka, że się o nich nie pisze.

– Powodów jest kilka. Po pierwsze dlatego, że opisanie jednego takiego przypadku pociąga całą serię. Możesz wierzyć lub nie, ale to nie jest środowiskowa legenda - opowiada o redakcyjnej kuchni jeden z opolskich dziennikarzy.

Tę obserwację potwierdzają również policjanci.

– Myślę, że przyszli samobójcy długo dojrzewają do ostatecznej decyzji. Kiedy widzą w mediach, że innym się udało, to działa na nich jak katalizator. Dlatego nagłośnienie jednego przypadku zwykle powoduje krótkotrwały wzrost liczby samobójstw – opowiada anonimowo jeden z opolskich funkcjonariuszy.
Kolejnym z powodów jest to, że w przypadku samobójstw zwykle więcej jest znaków zapytania niż pewników.

– Pamiętam, że raz – gdy zginęła młoda dziewczyna – złamaliśmy tę zasadę. Policjanci ustalili, że studentka wyskoczyła z okna, i taką informację podaliśmy. No i rozpętała się burza, bo rodzina upierała się, że to był nieszczęśliwy wypadek, a nie samobójstwo. To są bardzo delikatne sprawy, więc ja staram się je omijać szerokim łukiem – przyznaje opolski dziennikarz.

Socjolog, dr Tadeusz Detyna mówi, że człowiek to skomplikowana istota, dlatego trudno w przypadku samobójstw znaleźć prawidłowość, która pozwalałaby stwierdzić, które społeczeństwa są na nie bardziej podatne. - Pamiętam takie ogólnoświatowe badania sprzed lat, z których wynikało, że najbardziej szczęśliwi są mieszkańcy Gwatemali, choć założę się, że wielu z nas wcale nie chciałoby tam mieszkać – mówi socjolog. – Wysoko w tym rankingu był również Meksyk, gdzie kwitnie przemoc, a ludzie żyją w biedzie. Mieszkańcom nie przeszkadzało to jednak czuć się szczęśliwym.

Zdaniem socjologa niewielki wpływ na kondycję psychiczną społeczeństwa ma też ustrój polityczny.

- Niektórzy twierdzą, że kapitalizm i gospodarka rynkowa zwiększają ryzyko samobójstw, bo człowiek obawia się utraty pracy czy majątku, co z kolei mogłoby doprowadzić do utraty pozycji społecznej. Ale samobójstwa zdarzały się i w PRL-u, gdy na przykład ktoś po raz kolejny wrócił z kolejki bez mięsa czy bez masła – przypomina dr Detyna.
Dziś sklepowe półki uginają się pod ciężarem produktów i ani o mięso, ani o nową parę butów nie trzeba walczyć. Ale narażeni jesteśmy za to na inne stresy.

- Gdy tracimy pracę, nikt nam nie zagwarantuje kolejnej tylko po to, żeby ze statystyk zniknął problem bezrobocia. Tak samo jest z własnym biznesem, który przecież też nie zawsze wypali. To wszystko powoduje stres – dowodzi socjolog. – Naszym przekleństwem stało się też to, że możemy cieszyć się z dóbr i usług, na które jeszcze nie zarobiliśmy. Kupujemy domy i mieszkania na kredyt, jeździmy samochodami na raty, a to wszystko sprawia, że utrata pracy czy śmierć bliskiej osoby, która pomagała taki kredyt spłacić, powoduje, że taki nieszczęśnik nie widzi rozwiązania i wybiera ucieczkę w śmierć. Dlatego ktoś, kto mieszka w afrykańskiej wiosce, nie musi płacić za czynsz i za energię elektryczną, bo jej tam nie ma, wodę ma bezpłatną, bo ze studni, więc i stresów ma mniej niż my. I czuje się szczęśliwszy.

Psychiatra dodaje, że granice wytrzymałości są różne dla różnych ludzi.

– Utrata miłości dla 30-latka pewnie w większości przypadków będzie do przeżycia, ale w przypadku nastolatka taki zawód może sprawić, że kończy mu się świat – mówi dr Radosław Stepańczak. – Dlatego gdy widzimy, że ktoś z naszego otoczenia wymaga pomocy psychiatry, spróbujmy namówić go na taką wizytę. Jeśli to nie pomoże, mamy prawo wezwać karetkę, która nawet bez zgody samego zainteresowanego zawiezie go na konsultację do specjalisty. Czasami taki radykalny krok może zapobiec tragedii.

Samobójcy zwykle robią to w czterech ścianach
Z policyjnych statystyk wynika, że na Opolszczyźnie samobójcy, którzy od początku roku próbowali odebrać sobie życie, najczęściej robili to w mieszkaniach, budynkach gospodarczych, w piwnicach, na strychach i korytarzach. Rzadziej wybierali parki i lasy, tereny kolejowe czy rzeki i zbiorniki wodne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska