Strachy na lachy

Małgorzata Kroczyńska [email protected]
Jim Carrey w „Serii niefortunnych zdarzeń” gra demonicznego hrabiego Olafa.
Jim Carrey w „Serii niefortunnych zdarzeń” gra demonicznego hrabiego Olafa.
"Lemony Snicket. Seria niefortunnych zdarzeń" to, jak głoszą reklamy, kino grozy dla dzieci. Brzmi groźnie, ale...naprawdę nie ma się czego bać.

Reżyser Brad Silberlin sięgnął po poczytną powieść Daniela Handlera (pseudonim Lemony Snicket) i zrobił film, który urzeka (choć w przypadku filmów grozy może to dość niestosowne określenie) demoniczną scenografią, realizatorską starannością, świetnym aktorstwem (grają tu m.in. Jim Carrey i Meryl Streep), a przede wszystkim - co oczywiście nie wszystkim musi się podobać - czarnym humorem.

"Seria niefortunnych zdarzeń" opowiada o trójce dzieci, których rodzice zginęli w pożarze. Nie są to jednak takie zwyczajne dzieci. Najstarsza, 14-letnia Violetka jest wynalazcą wielu przedziwnych, ale pożytecznych rzeczy, jej o dwa lata młodszy brat chętnie wypróbowuje wynalazki siostry i dużo czyta, a "co przeczyta, zapamięta". Słoneczko to najmłodsza latorośl. Dziewczynka nie składa jeszcze słów, ale ma też pewien, jak się okaże cenny, talent - swoimi maleńkimi ząbkami jest w stanie przegryźć wszystko. Niecodzienne umiejętności małoletnich Baudelaire'ów bardzo się im przydadzą, gdy sieroty trafią pod opiekę strasznego kuzyna, Olafa hrabiego z aktorskim zacięciem. Olaf wygląda potwornie i jest potworem w ludzkiej skórze. Opieki nad dziećmi podjął się tylko po to, by je zgładzić i dzięki temu przejąć fortunę, którą one odziedziczyły po rodzicach. Olaf nie cofnie się przed niczym, do celu będzie podążał po trupach. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Każdego, kto przyjmie pod swoje skrzydła sieroty, zgładzi. Taki los czeka nawiedzonego naukowca, specjalistę od żmii i histeryczną, zdziwaczałą ciotkę Józefinę. A sprytne dzieci, choć się boją i nie mają łatwego życia, potrafią wyjść cało z tej serii niefortunnych zdarzeń.

Sęk w tym, że ta seria zdaje się nie mieć końca. Kto oczekuje happy endu, srogo się zawiedzie. Mimo to film Silberlina jest nie tyle straszny, co śmieszny i w gruncie rzeczy zaopatrzony w optymistyczne przesłanie. Takie mianowicie, że każde doświadczenie, nawet nieprzyjemne, hartuje człowieka, wyjście z choćby najbardziej niebezpiecznej sytuacji wymaga wysiłku i wiedzy, ale też wiele uczy. No i najważniejsze - rodzeństwo Baudelaire'ów wychodzi cało z opresji, bo trzyma się razem, bo się po prostu kocha.

Scenografia w "Serii niefortunnych zdarzeń" wprowadza mroczną atmosferę, taką aurę niesamowitości, która przyprawia o dreszcz, ale też wzrok trudno od niej oderwać. Jest po prostu...bajeczna. Dlatego naprawdę gorąco polecam ten film grozy i dzieciom, i rodzicom. Jedno tylko zastrzeżenie. Film wyświetlany jest w polskiej wersji językowej, co zachęca, by w kinie usiadły maluchy, które nie opanowały jeszcze nawet umiejętności płynnego czytania. Nie dam głowy, że taka widownia nie rozpłacze się na widok atakujących ludzi pijawek, czy nie przestraszy jej pełzający na swobodzie wąż. Z drugiej strony "Seria niefortunnych zdarzeń" w porównaniu z niektórymi grami komputerowymi, czy makabrycznymi kreskówkami to bajka dla grzecznych dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska