Ludzie nie wstydzą się łez

Fot. Sławomir Mielnik
Fot. Sławomir Mielnik
Z Katarzyną Urban, psychologiem społecznym z Uniwersytetu Opolskiego, rozmawia Zbigniew Górniak

- To, co się dzieje ze świadomością Polaków po śmierci papieża, jest dla psychologa społecznego fantastycznym materiałem badawczym.
- Sądzę, że przedmiot zainteresowania psychologa społecznego może stanowić niekoniecznie świadomość, ale z pewnością zachowanie Polaków po śmierci Ojca Świętego.
- Jakie zachowania pani zaobserwowała?
- Śmierć papieża wpłynęła na szereg zmian w zachowaniu ludzi, nie tylko Polaków, choć wśród nas, Polaków, pewne reakcje ujawniają się z powodów oczywistych w sposób bardzo intensywny. Jedną z zasadniczych zmian jest jednoczenie się społeczności pogrążonej w smutku. Wierni pozbawieni duchowego przywódcy gromadzą się, by wspólnie "radzić sobie" z poczuciem straty. A więc nie potrafimy i nie chcemy być w takiej chwili sami, gromadzimy się, zbijamy w grupy. Kolejnym objawem jest oczekiwanie na pocieszenie i poszukiwanie kojących reakcji ze strony duchowych przewodników i autorytetów społecznych. Zauważmy, jak wielu ludzi zmierza do kościołów. Tam szukają ukojenia i azylu. Dlaczego? Otóż ludzie kierują się tam, gdzie autorytet czy duchowy przywódca pozwoli im ukierunkować negatywne emocje i okiełznać niepokój. A odczuwanie niepokoju jest jedną z naturalnych reakcji społeczności, która traci swojego przywódcę
- Jak możemy poradzić sobie z bólem po stracie?
- Każda społeczność postawiona w sytuacji utraty kogoś bliskiego radzi sobie z bólem jednocząc się. Teraz ludzie jednoczą się na placu Świętego Piotra, po jedenastym września jednoczyli się w strefie Ground Zero w Nowym Jorku, kiedy patrzyli na zgliszcza World Trade Center. Teraz jednoczą się w kościołach, jednoczą się na wspólnej modlitwie, jednoczą się we wspólnym dialogu.
- To w poszukiwaniu tego dialogu tak wiele osób dzwoni teraz do rozgłośni radiowych?
- Tak, bo radzenie sobie z bólem jest dużo łatwiejsze wówczas, gdy otaczają nas bliscy, którzy rozumieją naszą sytuację, pocieszają nas i pomagają nam odnaleźć właściwą rolę. Zasadniczą rolę w sytuacjach straty pełni wsparcie społeczne. W tym przypadku, potrzebne jest ludziom wparcie bliskich, ich obecność oraz wspólne działanie. Terapeutyczny wpływ ma też zbiorowa modlitwa. Niebagatelną rolę odgrywają mądrzy przywódcy, którzy potrafią właściwie zarządzać energią tłumu.
- A czy ta energia, jaką wyzwoliło w nas przeżywanie cierpień i śmierci papieża, zaowocuje czymś, dobrym?
- To zależy od tego, na jaki grunt to upadnie. Jeśli energią powstającą na bazie cierpienia wiernych pokieruje mądry przywódca, może się okazać, że przeżywana strata i odbywana żałoba zjednoczy społeczność. Może nastąpić zjednoczenie społeczności chrześcijańskiej, ale to jednoczenie może mieć również szerszy zasięg - mogą zewrzeć szeregi wszyscy zwolennicy przesłań papieskich: krzewienia pokoju i miłości.
Ponadto takie doświadczenie poczucia zagrożenia i niepokoju jest zwykle momentem zwrotnym, ludzie poddają się refleksji i zaczynają skłaniać się ku działaniom, które pozwolą im na "metafizyczną egzystencję". Skłaniamy się nie tylko ku rozwojowi religijnemu czy duchowemu, ale również pobudza nas to twórczo - układamy symfonie, malujemy obrazy, piszemy wiersze i powieści, nierzadko dotyczące samego zdarzenia. Podsumowując, sądzę że ludzie staną się teraz nie tylko bardziej aktywni religijnie, ale i bardziej uduchowieni.
- Czy umieranie papieża na oczach milionów spowoduje, że
inaczej spojrzymy na kwestię śmierci? Że przestanie ona być czymś wstydliwym?
- Każde zachowanie wielkiego przywódcy, mentora i autorytetu jest zachowaniem godnym naśladownictwa. Ludzie uczą się nowych wzorców postępowania przekazywanych przez wielkich. Autorytet Ojca Świętego jest kwestią bezdyskusyjną, zatem można oczekiwać, pewnego przełomu w pojmowaniu śmierci. Z całą pewnością jest to okazja do dialogu o śmierci. Dialog może stać się początkiem zmiany postaw. Śmierć, moim zdaniem, była do dziś spychana na dalszy plan, nie tylko ze względu na pewną dozę wstydliwości, ale ze względu na to, że kojarzy się ze smutkiem. A jedną ze współczesnych norm społecznych jest nieokazywanie smutku i ukrywanie negatywnych emocji. Do dziś ludzie płakali w ukryciu, bo cierpienie w ukryciu było zgodne z kanonem norm społecznych. Jednak odejście Jana Pawła II sprawiło, że łzy przestały być napiętnowane społecznie. Przeciwnie, płacz jest jedną z naturalnych ludzkich reakcji pozwalających konstruktywnie przechodzić przez proces żałoby.
- Skoro zmieni się nasz stosunek do śmierci, to czy zaczniemy zbierać pieniądze na hospicja? Bo to tak, jakby inwestować we własną najważniejszą podróż życia?
- Myślę, że pomoc cierpiącym stanowi jeden z zasadniczych celów nauki Ojca Świętego. Wspieranie hospicjów jest jedną z form takiej pomocy, nie można zatem wykluczyć i takiego sposobu realizacji przesłania papieskiego.
- Czy przewiduje pani falę nawróceń, wstąpień do zakonów czy na drogę kapłaństwa?
- Moim zdaniem, istnieje spore prawdopodobieństwo, iż wzmożenie poczucia religijności doprowadzi do tego typu wyborów życiowych. Jeśli chodzi o nawrócenia, sądzę, że już obecnie możemy obserwować pierwsze plony papieskiego przesłania. Przyznam szczerze, że jestem pod wrażeniem, jak wielu ludzi po raz pierwszy od wielu lat odwiedziło kościół podczas minionego weekendu. Sadzę, że taka sytuacja może trwać do czasu odnalezienia spokoju przez wiernych, czyli wyboru nowego papieża. Ale może się okazać, że będą to zmiany trwałe i mimo ukojenia, ludzie nadal będą masowo chodzić do kościołów. Sądzę, że musimy poczekać, aby w pełni odpowiedzieć na to pytanie.
- Już nie tylko branża rozrywkowa wstrzymuje się od pracy w te dni żałoby. Także biznes: z "NTO" wycofywane są czasowo reklamy, centra handlowe ograniczają godziny otwarcia. Ludzie piszą do redakcji maile ze skargą, że ktoś gdzieś się bawi, puszcza muzykę itd. Skąd ten niebywały szacunek społeczny?
- Jeśli umiera nam ktoś bliski, zachowujemy długi okres żałoby. Jan Paweł II był "ojcem" ogromnej społeczności, nic więc dziwnego, że każdy z członków tej "rodziny" chce okazać mu swój szacunek. Czciciele Ojca Świętego należą obecnie do większości. To już nie jest kwestia wyboru, to jest sprawa naturalna: normą zaczyna być to, co czyni większość członków społeczności. Ci, którzy nie stosują się do norm, stają się outsiderami i są wykluczani z grupy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska