JEGO góry

Krzysztof Strauchmann [email protected]
Karol Wojtyła kochał narty i górskie wędrówki. Po każdej pielgrzymce do kraju, żegnany przez górali, zawsze słyszał pieśń: Góralu, czy Ci nie żal? Góralu, wracaj do hal!

Najpiękniejsza historia na Podhalu wydarzyła się biskupowi Karolowi Wojtyle w Ludźmierzu, gdzie znajduje się Sanktuarium Gaździny Podhala, duchowa stolica regionu. 15 sierpnia 1963 roku zjechały się tu tysięczne rzesze górali na wielką uroczystość koronacji słynącej łaskami figury Matki Boskiej Ludźmierskiej. W czasie uroczystości wysunęło się berło z ręki Matki Boskiej. Byłoby upadło, ale chwycił je biskup krakowski Karol Wojtyła. Widziało to wielu ludzi, chwila została utrwalona na filmowej taśmie. Dla górali był to jasny znak, że oto Matka Boska, Gaździna Podhala, pokazuje, kto będzie Jej berło nosił. Kto zostanie papieżem. W 1997 roku po nabożeństwie w Ludźmierzu papież przypomniał to zdarzenie, wołając do wiernych: "Trzymam berło". I z uśmiechem potrząsnął kopią berła Matki Boskiej Ludźmierskiej, wręczoną na pamiątkę wydarzenia z 1963 roku.
Ksiądz i turysta
Cały świat się zdziwił oglądając na samym początku pontyfikatu zdjęcia Ojca Świętego wędrującego po włoskich Dolomitach. Turystyką papież zaraził się w polskich górach, w Tatrach i Beskidach, dokąd miał bardzo blisko z rodzinnych Wadowic. W 1938 roku 18-letni Karol brał udział w wakacyjnym hufcu pracy, który budował wysokogórską drogę w Zubrzycy Górnej na Orawie. Od 1949 roku jako ksiądz w Krakowie ze studentami odbywał dalekie piesze wakacyjne wycieczki w Gorce, Beskidy. Lubił bardzo wstępować do góralskich szałasów, rozmawiać z bacami, przyjmować poczęstunek. Po tych spotkaniach do dziś krąży mnóstwo anegdot i dykteryjek. Podobno kiedyś Karol Wojtyła został zatrzymany przez milicjanta, gdy szedł z nartami po chodniku w Kuźnicach. Milicjant, widząc dowód osobisty z wpisem "biskup", zawołał: "Ty kanciarzu, nie nabierzesz mnie, komuś zgrandził ten dowód?" Po czym dodał już łagodniej: "Odkąd biskupi jeżdżą na nartach?" Według innej opowieści biskupa Wojtyłę, wędrującego z grupą młodzieży akademickiej, złapała burza na Oleksówkach nad Nowym Targiem. Gaździna udzieliła im schronienia i noclegu na sianie, zastrzegając surowo: "Nie kurzyć papierosów i nie sprowadzać dziewek!" Mieszkańcy Rzek - małego przysiółka w Gorcach, położonego w dzikiej Dolinie Kamienicy, wspominają, że w latach 50. XX wieku ksiądz Karol Wojtyła spędził w ich okolicy samotne wakacje. Przez dwa lub trzy tygodnie mieszkał w małym górskim szałasie. Pozostawił tu po sobie trwałą pamiątkę - wybudowany przed szałasem kamienny chodnik z przyniesionych z potoku otoczaków.
Kadynał Karol Wojtyła mocno związany był także z ruchem oazowym, którego ośrodek znajdował się w Krościenku w Pieninach. 16 sierpnia 1972 roku pieszo wszedł na spotkanie z ok. tysiącem uczestników oaz na górze Tarbor w Beskidzie Sądeckim. Gdy odprawiał mszę z doliny Dunajca, rozpętała się gwałtowna, gradowa burza. Wśród setek ludzi znalazły się dwa parasole, które posłużyły do osłonięcia kamiennego ołtarza przed szalejącą nawałnicą.
Ciągle tu wracał
Od początku swojego pontyfikatu Jan Paweł II nie zapomniał o górach i góralach ze swojej krakowskiej metropolii. Przy boku miał zresztą zawsze swojego osobistego sekretarza jeszcze z czasów krakowskich, ks. Stanisława Dziwisza, górala rodem z Raby Wyżnej pod Nowym Targiem, który dla Podhalan zawsze otwierał drzwi do gabinetów Ojca Świętego. W czasie I pielgrzymki do Ojczyzny papież wybrał Nowy Targ na miejsce jednej z mszy. W czerwcu 1979 roku na lotnisko sportowe przyszedł na spotkanie z Ojcem Świętym milion ludzi.
Władze jak mogły, tak utrudniały i opóźniały przygotowania do pielgrzymki. Dzień przed mszą zamknięto na kilka godzin linię kolejową z Chabówki do Nowego Targu i pielgrzymi musieli iść pieszo 20 kilometrów. Zakłady pracy miały zakaz wynajmowania autokarów. W kombinacie obuwniczym "Podhale" dyrekcja nie zgodziła się na przerwę w pracy, pracownikom zagrożono konsekwencjami finansowymi, a nawet zwolnieniami. Mimo tego kilkuset pracowników z 10-tysięcznej załogi i tak udało się na lotnisko.
Do legendy przeszły dzieje drewnianej kaplicy, wybudowanej w rekordowym tempie na terenie lotniska dla Ojca Świętego. Zaraz po odlocie papieża i ucieczce pielgrzymów przed burzą na lotnisko wjechała brygada budowlana i robotnicy przystąpili do niszczenia kaplicy. Drewno z rozbiórki zabrała milicja. Potem rozeszła się pogłoska, że trafiło na budowę domku letniskowego jakiegoś generała albo też, że wyłożył nim swój dom sekretarz partii w Nowym Targu. Sam podejrzany po latach zdecydowanie temu zaprzeczał.
W czasie kolejnej pielgrzymki 23 czerwca 1983 roku Ojciec Święty przyleciał helikopterem do Doliny Chochołowskiej. Wylądował na Siwej Polanie, gdzie wsiadł do samochodu i pojechał pod same schronisko w Chochołowskiej. Skosztował oscypka, przywitał się z kierownictwem schroniska, z ratownikami górskimi. Nieoficjalnie rozmawiał tu z Lechem Wałęsą. A potem zmienił buty na turystyczne i ruszył na Jarząbczą. Godzinę wspinał się przez reglowy las, posilił się nad potokiem, a wracając jeszcze odwiedził szałas bacy Andrzeja Gali-Zięby.
Góry zostaną na pamiątkę
Pożegnanie Jana Pawła II z Tatrami miało miejsce 5 czerwca 1997 roku. Był to jedyny wolny dzień Ojca Świętego w czasie pielgrzymki. Jan Paweł II wsiadł przed południem do śmigłowca i odleciał na wycieczkę. Helikopter poleciał najpierw w kierunku Orawy, krążył chwilę nad Babią Górą, a potem poleciał na północ w stronę nowej parafii w Rokocinach Podhalańskich, związanej z osobą ks. Stanisława Dziwisza. Krążył dłuższy czas nad zalewem czorsztyńskim, nad Maniowami, nad Pieninami i przełomem Dunajca. Przeleciał też nad Krościenkiem, nad wioskami Spisza i nadleciał nad Rusinową Polanę, opodal Kościoła Matki Boskiej Jaworzyńskiej. Na Wiktorówkach papieski helikopter zniżył się do lądowania, zatrzymał się jakiś metr nad ziemią. Z pokładu widać było grupę ok. 200 ludzi, czekających na polanie na pojawienie się Ojca Świętego. Śmigłowiec jednak nie wylądował, tylko poderwał się znów do lotu. Po południu już samochodem Ojciec Święty pojechał do Morskiego Oka.
- Około godz. 19, kiedy przyjechał papież, było już pusto i spokojnie - opowiadała po spotkaniu Maria Łapińska, kierowniczka schroniska w Morskim Oku. - Obyło się bez żadnych przygotowań, zamieszania, specjalnej organizacji. Nikt nas wcześniej nie uprzedzał. Papież wszedł do schroniska, spotkał się z naszymi pracownikami i z moją rodziną, bo prowadzimy to schronisko rodzinnie. Do księgi pamiątkowej wpisał: "Szczęść Boże" oraz datę i swój podpis. Wypytał o moich nieżyjących już teściów - Wandę i Czesława Łapczyńskich, którzy przez 40 lat prowadzili schronisko w Morskim Oku, a których znał osobiście. Potem Ojciec Święty wyszedł przed schronisko, spotkał się z pracownikami TPN i z kilkoma zaskoczonymi turystami. Podszedł do barierki na placu, długo patrzył na góry, na Morskie Oko.
Następnego dnia już po odprawieniu pamiętnej mszy św. pod Wielką Krokwią z głośnym "hołdem górali polskich", Jan Paweł II jeszcze raz wyruszył na górską wycieczkę. Tym razem wybrał Kasprowy Wierch, gdzie wielokrotnie sam bywał na narciarskich wyprawach. Papieski orszak podjechał do Kuźnic. Ojciec Święty w towarzystwie kilku osób wsiadł do wagonika kolejki i wjechał na górę. Fotografie białej postaci z laską, wskazującej na tatrzańskie szczyty, obiegły potem światowe agencje prasowe.
Następnego dnia papież był w Ludźmierzu na różańcu w ogrodach sanktuarium. Żegnając się z pielgrzymami długo patrzył na dobrze widoczne Gorce. Słysząc wielokrotny okrzyk tłumów: "Zostań z nami", odpowiedział wtedy: "Chodź na Turbacz, chodź na Turbacz, chodź na Turbacz!".
Góry zostaną jako pamiątka po Nim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska