Nie jedź z firmą "kogucik"

Kub
Niskie stawki za godzinę, fatalne warunki mieszkaniowe i wyczerpująca praca zaskoczyły grupę Opolan, która wyjechała do Niemiec.

Szesnaścioro mieszkańców Opola i okolicznych miejscowości wyjechało w ubiegłą niedzielę do pracy w Niemczech. Dziesięcioro z nich wróciło już we wtorek.

- Ogłoszenie znalazłam w gazecie - opowiada Mariola Grabowska. - To była ciekawa propozycja - praca przy pakowaniu pierników. Rzadko spotyka się takie oferty, więc postanowiłam skorzystać.
Przed wyjazdem, jak mówi, pośredniczka obiecywała 7 euro na godzinę i świetne warunki mieszkaniowe. Na miejscu okazało się, że firma będzie płacić tylko 5 euro, a warunki mieszkaniowe są fatalne. Pierwszego dnia, kiedy część osób poszła do pracy, okazało się, że taśma, na której znajdowały się pierniki, przesuwała się tak szybko, że kobiety nie nadążały z pakowaniem.
- Moja siostra poszła w poniedziałek do pracy i wróciła szybciej, bo nie nadążała z pracą - relacjonuje Dorota, kolejna uczestniczka wyjazdu do Niemiec. - To jednak nie wszystko. Dopiero pół godziny przed moim wyjściem do pracy otrzymałam umowę o pracę. Była po niemiecku. Znajdowała się na niej niższa stawka, niż obiecywano w Polsce i podpisać trzeba ją było na trzy miesiące. O tym pośredniczka przed wyjazdem nie poinformowała.
Część osób nie podpisała umów i postanowiła wrócić do kraju. Taką decyzję podjęło 10 spośród 16 Opolan, którzy wyjechali do Niemiec.
- Część osób po prostu nie miała pieniędzy na powrót, dlatego została - opowiada Mariola. - Trzeba było zapłacić 50 euro, a niektórzy nie mieli przy sobie ani jednego euro. Część osób płaciła również od razu za przejazd na miejsce. To kolejne 280 złotych, które trzeba doliczyć do strat na wyjeździe.
Pośredniczka z Chrząszczyc, z którą rozmawialiśmy w piątek, twierdzi, że nie jest winna całemu zamieszaniu.
- Tym dziewczynom po prostu nie chciało się pracować - tłumaczy. - Miałam przez nie sporo problemów, bo zabrakło dziesięciu osób do pracy. Po raz pierwszy zdarzyła mi się taka sytuacja. Do tej pory nikt się nie skarżył. A 7 euro stawki to sobie wymyśliły, nikt tyle nie płaci.

Pośredniczka przyznała, że przed wyjazdem nie widzi osób, które wysyła do pracy, nie wie, czy mają dokumenty oraz czy się nadają do pracy. Twierdzi, że to pracownicy nie chcą do niej przyjechać (jednak kiedy dzwoniliśmy do niej, podszywając się pod osoby zainteresowane pracą, nie chciała podać adresu). Na pytanie, dlaczego nie podpisuje z wyjeżdżającymi umowy w Polsce, stwierdziła, że nie jest to konieczne.
- Ludzie podpisują umowy w Niemczech i to do tej pory wystarczało - kończy. - Tym osobom po prostu nie chciało się pracować.Jedno pytanie
To warto zgłosić
- Co mogą zrobić osoby, które wyjechały za pośrednictwem osoby, która ma biuro w domu i żadnego certyfikatu, nie podpisały żadnych umów i zostały oszukane?
Radzi Renata Cygan z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu: - W takiej sytuacji sprawę należy zgłosić do wydziału kontroli legalności zatrudnienia, który znajduje się w urzędzie wojewódzkim. Konieczne jest napisanie skargi, podanie nazwy i adresu biura. Wtedy urzędnicy sprawdzą, czy działa legalnie i będą mogli wyciągnąć konsekwencje. Zwykle takie sprawy trafiają na drogę sądową. Jeśli pośrednik nie podpisał przed wyjazdem umowy cywiloprawnej, w której byłaby informacja m.in. o stawkach i warunkach mieszkaniowych, to już jest uchybienie i taką rzecz warto zgłosić. Przypominam, że ktoś, kto decyduje się na wyjazd z pośrednikiem, który nie ma certyfikatu, zbiera chętnych do pracy w domu, często ma tylko telefon komórkowy, sam ponosi ryzyko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska