Polacy bez strachu

Fot. Witold Chojnacki
Konrad Tomala z Radomia (pierwszy z lewej) i Michał Bigoraj z Lubartowa musieli z powodu zamachów przerwać w czwartek swoją podróż do Londynu. Spod granicy niemieckiej przywiózł ich do Opola Wojciech Wsół z „Sindbada” (pierwszy z prawej).
Konrad Tomala z Radomia (pierwszy z lewej) i Michał Bigoraj z Lubartowa musieli z powodu zamachów przerwać w czwartek swoją podróż do Londynu. Spod granicy niemieckiej przywiózł ich do Opola Wojciech Wsół z „Sindbada” (pierwszy z prawej). Fot. Witold Chojnacki
Po zamachu w stolicy Wielkiej Brytanii przebywający tam rodacy nie mają zamiaru wyjeżdżać. A ci, którzy chcieli jechać na Wyspy - jadą.

Przez Opole codziennie przejeżdża siedem autobusów do Wielkiej Brytanii i tyle samo z tamtej strony. Na zachód jadą pełne. Z powrotem pasażerów jest tak niewielu, że zmieściliby się w jednym autokarze. W piątek w Opolu wysiadła tylko jedna osoba, która na dodatek i tak nie jechała z Londynu.

- My też wróciliśmy prawie "na pusto", ale wczoraj, kiedy wjeżdżaliśmy do Londynu w dwie godziny po wybuchach, to mieliśmy autobus pełen ludzi - powiedział nam w piątek po południu na opolskim dworcu PKS Wojciech Wsół, kierowca z Biura Podróży "Sindbad" w Opolu. - O tym, że coś się stało, dowiedzieliśmy się najpierw z komunikatów wyświetlanych nad autostradą. Potem włączyliśmy radio i słuchaliśmy wiadomości. Im byliśmy bliżej Londynu, widać było coraz więcej pędzących karetek.
Gdyby autokar z "Sindbada" jechał zgodnie z planem, dotarłby do centrum stolicy Anglii akurat w tym czasie, kiedy eksplodowały bomby w metrze i jednym z autobusów. Ale nie jechał, bo na granicy polsko-niemieckiej okazało się, że dwoje rosyjskojęzycznych pasażerów jedzie z fałszywymi paszportami. Przymusowa przerwa w podróży trwała około 2 godzin...

- Jak się rozniosło, że w Londynie były zamachy, to w autobusie zrobiła się nerwówka - opowiada drugi kierowca Krzysztof Biegaj. - Sam zadzwoniłem od razu do żony, żeby się nie martwiła. Na co dzień ogląda głównie "M jak miłość" i inne seriale, a w czwartek nie przepuściła żadnych wiadomości w telewizji.
- A do mnie zadzwonił zaniepokojony dawny zmiennik, z którym nie miałem kontaktu od miesięcy - dodaje Wojciech Wsół.
Autokar "Sindbada", jak wiele innych, skierowany został na jeden z dworców komunikacji miejskiej na peryferiach Londynu. Stały tam i odjeżdżały piętrowe londyńskie autobusy. Takie same, jak ten, który rozerwała bomba przy Tavistock Square. Wokół biegali zdenerwowani pracownicy dworca.
- Trzeba jednak przyznać, że mimo tej dramatycznej sytuacji potrafili być dla nas bardzo życzliwi - opowiada Piotr Guzy, trzeci z kierowców opolskiej firmy. - Pozwolili wysiąść pasażerom, wyciągnąć na spokojnie bagaże z luków autobusu i wskazali ludziom miejsce, gdzie mogą zaczekać, aż ktoś po nich nie przyjedzie. Co ciekawe, jak jechaliśy do Londynu, to prawie wcale nas nie sprawdzali, a jak wracaliśmy, to przetrzepali dokładnie cały autokar.
W drodze powrotnej, po polskiej stronie tuż za granicą z Niemcami, do autobusu wsiedli dwaj młodzi mężczyźni, którzy w czwartek przerwali podróż do Londynu.

- Jechaliśmy na koncert Queen, który miał być w Hyde Parku, ale tuż przed granicą z Niemcami zadzwonili do nas znajomi z informacją, że koncert jest odwołany - opowiada Michał Bigoraj z Lubartowa. - Wysiedliśmy więc, przespaliśmy się w przygranicznym motelu i zabraliśmy się z panami z powrotem. Na koncert może pojedziemy za tydzień, bo ma być przesunięty.
W piątek na dworcu PKS w Opolu można było zobaczyć, że Polacy w dzień po krwawych zamachach nie tylko nie wracają masowo z Londynu, ale wyjeżdżają tam tłumy kolejnych rodaków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska