Udar mózgu spada na człowieka jak grom z jasnego nieba

fot. Krzysztof Świderski, kolaż: Wojciech Stachowi
fot. Krzysztof Świderski, kolaż: Wojciech Stachowi
Czyni go bezbronnym, zdanym na opiekę innych. Jest szokiem dla rodziny, często ciężarem nie do wyobrażenia i nie do udźwignięcia.

Dwa tygodnie temu 82-letnia Maria S. z Opola straciła rano przytomność i już nie wstała z łóżka. Przyjechało pogotowie, lekarz stwierdził udar i zabrał chorą do Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego. Do dziś, mimo intensywnego leczenia, z kobietą nie ma żadnego kontaktu.

Musi być karmiona przez sondę. Wszystko trzeba przy niej zrobić. Przypomina roślinę. Tacy pacjenci jak ona, dla których medycyna już nic więcej nie może zrobić, nie mogą blokować łóżek w szpitalu. Rzeczywistość jest okrutna: personel kazał rodzinie zabrać Marię S. do domu.

Córki wyprosiły miejsce

- Trzymali żonę w szpitalu przez 10 dni, a potem jej los przestał kogokolwiek obchodzić, choć oboje przez całe życie płaciliśmy składki na ubezpieczenie - żali się, ciężko dysząc, Władysław S. - Mam już 85 lat i sam jestem schorowany, ledwo się ruszam, ledwo mówię. Jestem po zawale, dwóch udarach, po których pozostał mi częściowy paraliż, przeszedłem rozedmę płuc. Skąd wezmę siły, żeby zająć się żoną? Jak ją podniosę, umyję, nakarmię? Mnie nie wolno niczego dźwignąć. Oddycham przy pomocy tlenu z aparatu.

Władysław S. ma dwie córki. Obie pomagają mu jak mogą. Ale nie są już w stanie zająć się matką, która wymaga całodobowej, specjalistycznej opieki. Obie pracują, wychowują po kilkoro dzieci. Nie mogą też zabrać rodziców do siebie.

- Najpierw córki szukały wolnego miejsca w domach opieki w Prudniku, Nysie, Kluczborku, bo od razu zapowiedziano im, że w Opolu nic nie znajdą - opowiada Władysław S. - Ale i tam odprawiono je z kwitkiem. W końcu chcieliśmy się złożyć na miejsce w prywatnym domu opieki, jednak okazało się, że miesięcznie miałoby to kosztować aż 3 tys. zł, co niestety przekraczało nasze możliwości. Myśleliśmy o wzięciu pożyczki w banku, ale ani moja emerytura, ani żony nie wystarczyłaby na jej spłatę, a z czegoś trzeba jeszcze żyć. Córkom też się nie przelewa.

W końcu córkom pana Władysława udało się znaleźć miejsce dla matki w zakładzie opiekuńczo-leczniczym prowadzonym przez siostry zakonne. - Poruszyły niebo i ziemię, wyprosiły to miejsce - mówi z płaczem Władysław S. - Chyba stał się jakiś cud.

Lekarze są od leczenia

Rocznie na Opolszczyźnie doznaje udaru mózgu 1600-1700 osób. Szczęśliwcy, na których podziałało nowoczesne leczenie, rozpoczęta w porę rehabilitacja, mogą wrócić do normalnego życia. Część pacjentów niestety umiera, ale pozostają jeszcze ci, którzy udar przeżyją, ale przechodzą na drugą stronę życia. Mimo wysiłków lekarzy ich stan już się nie zmieni. Są przykuci do łóżka, wymagają opieki, fachowej pielęgnacji, którą musi im ktoś zapewnić.

- Udar u osoby bliskiej to jest dla rodziny traumatyczne przeżycie - przyznaje dr n. med. Michał Glonek, ordynator oddziału neurologii "B" Wojewódzkiego Specjalistycznego Zespołu Neuropsychiatrycznego w Opolu. - Większość rozmów z rodzinami chorych przebiega podobnie. Są pełne nerwów, emocji, nieraz dla nas bardzo przykre. Mało kto jest przygotowany na to, żeby po wypisie ze szpitala zająć się natychmiast ojcem, matką, mężem, żoną. Być przy nich w dzień i w nocy. My to rozumiemy. Ludzie pracują, a przysługujące im 2 tygodnie opieki nad bliskimi to za mało, żeby na spokojnie coś zorganizować. Dobrze byłoby kupić specjalne łóżko, ale to kosztuje ponad 3 tys. zł. Nie wszyscy mają w domu odpowiednie warunki, a z kolei zakłady opiekuńczo-lecznicze są niewydolne.

Dr Glonek podkreśla: - Trzeba jednak zrozumieć i nas. Gdybyśmy przetrzymywali pacjentów, którzy wymagają już tylko pielęgnacji, to nie mielibyśmy gdzie położyć chorych, potrzebujących natychmiastowej pomocy. Marią S. nie mogliśmy się już dłużej zajmować. Kobieta jest po rozległym udarze, leży, rehabilitacja nie wchodzi u niej w grę. Wymaga ona już tylko opieki, a my zajmujemy się przede wszystkim leczeniem.

Musi być rotacja

W szpitalu neuropsychiatrycznym są dwa oddziały neurologiczne dla dorosłych, na których wydzielono po 14 łóżek wyposażonych w specjalistyczną aparaturę, przeznaczonych wyłącznie dla osób po udarze. Pacjenci, którzy wymagają jedynie diagnostyki, wychodzą już po 3 dniach, ciężej chorzy leżą 9-10 dni, czasem dwa tygodnie. I ani dnia dłużej.

- Mam na oddziale 44 łóżka, a tylko w ostatni weekend musieliśmy przyjąć 24 nowych chorych, w tym kilku z udarami - podkreśla dr Glonek. - Przez miesiąc przewija się przez nasz oddział nawet 80 pacjentów z takim rozpoznaniem. Cyfry mówią same za siebie. Musi być rotacja. Nie ukrywam, że naciskamy na naszą pracownicę socjalną, by wydzwaniała po zakładach opiekuńczych i szukała wolnych miejsc dla naszych pacjentów. Przeważnie z miernym skutkiem, ale przynajmniej tyle możemy zrobić.

Strategia nie przewidziała limitów

- Kłopot z zorganizowaniem opieki nad osobami po przebytym udarze, którzy w większości są ludźmi starszymi, wynika również z tego, że model rodziny wielopokoleniowej odszedł do przeszłości - zauważa dr Sławomir Romanowicz, ordynator oddziału neurologii "A". - Dzieci pracują bądź wyjechały na stałe za granicę albo nie chcą się zaopiekować chorymi rodzicami. Bywam nieraz świadkiem żenujących rozmów. Nawet jak w domu są odpowiednie warunki i jest niepracująca osoba, to rodzina wymyśla, co się da, żeby tylko nie zaopiekować się chorym. Nie można wszystkiego zrzucać na służbę zdrowia.

Przed rokiem opolski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia we współpracy z Wojewódzkim Specjalistycznym Zespołem Neuropsychiatrycznym opracował strategię leczenia udarów na Opolszczyźnie. Uwzględnia ona podanie supernowoczesnego leku, aktywatora plazminogenu (jeśli jest to możliwe i pacjent trafi do 3 godzin do szpitala), co daje nadzieję na pełne wyleczenie. Drugi punkt strategii zakłada, że jeżeli osoba po udarze wymaga rehabilitacji neurologicznej, to jest kierowana na jeden z 4 oddziałów o takim profilu: w Branicach, Brzegu, Korfantowie lub Ozimku. Gdy jednak już nawet rehabilitacja nie wchodzi w grę, zakłada się, że chory ma zapewnioną pomoc placówki opiekuńczej.

To, co było naszym szczytnym założeniem, jak to zwykle w życiu bywa, w praktyce napotyka na problemy - przyznaje dr Romanowicz, współtwórca strategii leczenia udarów. - Wiem, że w Korfantowie i Ozimku naszych pacjentów po udarze na rehabilitację już w tym roku nie przyjmują, bo wyczerpali limit. A fundusz nie chce renegocjować kontraktów. - Z kolei zakładów opiekuńczo-leczniczych jest za mało. Działają tylko w oparciu o roczne kontrakty. Niektóre z nich bankrutują.

Opolski szpital neuropsychiatryczny, żeby wyjść naprzeciw przynajmniej tym osobom, które po udarze nie mogą się dostać na rehabilitację, utworzył dla nich dzienny oddział. Zajęcia odbywają się codziennie od 8 do 15. Pacjenci ćwiczą pod okiem specjalistów, mają lekcje z logopedą, spotkania z neuropsychologiem. Uczą się od nowa prostych, codziennych czynności, które pozwalają im na powrót do w miarę normalnego życia.

Na dzienny oddział przyjmowane są osoby, które są na tyle samodzielne, że same się poruszają, ale uczestnictwo w nich też wymaga mobilizacji ze strony rodziny - dodaje dr Romanowicz. - Taką osobę trzeba bowiem rano odwieźć i po południu odebrać. Dlatego rodziny często się przed tym bronią, tłumaczą, że nie mają czasu albo samochodu. Możliwości oddziału nie są w pełni wykorzystywane.
Zdaniem doktora Romanowicza konieczne jest zorganizowanie dla pacjentów oddziału codziennego dowozu. To jednak pociągnęłoby za sobą dodatkowe koszty, a tego kontrakt z funduszem nie przewiduje.

- Według mojej opinii 4 oddziały rehabilitacji neurologicznej na Opolszczyźnie całkowicie wystarczają - uważa dr n. med. Marek Czerner, dyrektor Opolskiego Centrum Rehabilitacji w Korfantowie. - Problem nie dotyczy bowiem braku miejsc, tylko braku pieniędzy. Nam kontrakt skończył się już dwa tygodnie temu. Program leczenia udarów jest bardzo ambitny, ale wymaga porządnego dofinansowania. Żeby pacjent po udarze mógł wrócić do aktywnego życia, powinien trafić na rehabilitację do 6 tygodni od tego zdarzenia. Staramy się nie odmawiać. Ale w tej chwili przyjęcie każdego pacjenta oznacza dla nas stratę finansową.

W leczeniu udarów mózgu Opolszczyzna odnosi coraz większe sukcesy. W systemie opieki nad pacjentami po udarach są jednak wyraźne luki. Przyznają to zgodnie opolscy neurolodzy.
W zakładach opiekuńczo-leczniczych i na oddziałach rehabilitacyjnych powinna czekać zawsze jakaś pula miejsc dla tych osób - uważa dr Michał Glonek, który jest też konsultantem wojewódzkim w dziedzinie neurologii. - Musi być uruchomiona szybka ścieżka w przekazywaniu pacjentów, w zależności od stanu zdrowia, albo do zakładu, albo na rehabilitację.

Wtedy nie byłoby z tym problemu. My musimy skoncentrować się na leczeniu. Czasem chodzi nie tylko o brak miejsc w ZOL-ach. Niektóre z nich bronią się przed przyjmowaniem pacjentów w najcięższych stanach, a my nie mamy na to żadnego wpływu. Dlatego powinien tym odgórnie sterować NFZ.

Musicie w tym widzieć człowieka

Dyrektor opolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia twierdzi, że zna problem i stara się go sukcesywnie rozwiązywać.

- Wiedząc, jak duże jest zapotrzebowanie na miejsca w zakładach opiekuńczo-leczniczych, zwiększyliśmy w krótkim czasie ich liczbę ze 120 do 800 - tłumaczy Kazimierz Łukawiecki. - Uruchomiliśmy 2 oddziały geriatryczne w Kup i Kędzierzynie-Koźlu, łącznie na 140 miejsc. Dzięki naszym staraniom w zakładach opiekuńczych są już 24 respiratory, żeby chorzy, wymagający opieki, ale nie umiejący samodzielnie oddychać nie blokowali miejsc na OIOM-ach. Natomiast my nie możemy wszystkim ręcznie sterować.

Podpowiadać placówkom, co mają robić. Szpitale nie mogą się ograniczać tylko do mechanicznego realizowania kontraktów. Oczekujemy od świadczeniodawców inicjatywy, wzajemnej współpracy i większego otwarcia na potrzeby pacjentów. Niech szpitale zatrudnią dodatkowy personel do spraw socjalnych.

Opolski NFZ też widzi pilną potrzebę przemodelowania całego systemu opieki nad przewlekle chorymi. Dotyczyłoby to również osób po udarach. - Lada moment ogłosimy konkurs na świadczenie długoterminowej opieki pielęgniarskiej - zapewnia dyrektor Łukawiecki. - Chcemy, żeby pielęgniarki miały pod stałą opieką chorych w domach. Mogłyby wspomagać przez kilka godzin dziennie rodzinę chorego, pomóc w jego pielęgnacji, nakarmieniu. Chcemy też mocno zachęcić do poszerzania sieci hospicjów domowych. Przewidujemy dla lekarzy i pielęgniarek, które zechcą się tego podjąć, bardzo korzystne kontrakty. Mogę obiecać, że na tego typu opiekę fundusz nie pożałuje pieniędzy.

- Jeśli jednak chorym po opuszczeniu szpitala absolutnie nie ma kto się zająć, to wtedy będziemy interweniować - obiecuje dyrektor opolskiego NFZ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska