Świat pełen dźwięków

Krzysztof Świdrak
Dźwiękową pocztówką z Pokhary w Nepalu, miejscowości, z której wyruszają wyprawy na Annapurnę, może być odgłos fletu. Sprzedawcy tego instrumentu to stały element krajobrazu ulicy.
Dźwiękową pocztówką z Pokhary w Nepalu, miejscowości, z której wyruszają wyprawy na Annapurnę, może być odgłos fletu. Sprzedawcy tego instrumentu to stały element krajobrazu ulicy. Krzysztof Świdrak
Położone u podnóża Himalajów Katmandu brzmi jak rockowy koncert. Ocean nad brzegami Madagaskaru jak "Bolero" Ravela. Na pustyni hałas robią ziarenka piachu.

Sterylna cisza nie istnieje w naturze, w żadnym z zakątków świata - przekonują Katarzyna i Krzysztof Świdrakowie, opolanie, którzy podróżują po całym świecie.

Tezę tę weryfikowali podczas swoich licznych wyjazdów w różne części globu, a potem poprosili o jej potwierdzenie znanych i lubianych. Tak powstała książka "Ucho na świat", w której gwiazdy - np. Martyna Wojciechowska, Wojciech Mann, Jerzy Stuhr czy Jarosław Kret - opowiadają o swoich dźwiękowych wspomnieniach z wyjazdów.

Szmery, szczebiotania i szelesty

- Już same nazwy takich miejsc jak Zanzibar czy Madagaskar w Afryce brzmią jak symfonia - przekonuje Katarzyna Świdrak. - Zwłaszcza dla kogoś, kto choć raz tam był i wie, że miasta w tych krajach są jak krwioobieg. Od rana do nocy panuje tam gwar rozmów.

Wokół słychać samochody, klaksony, odgłosy narzędzi z małych warsztatów. - Są też takie miejsca, jak ptasi targ w Kairze, stolicy Egiptu, gdzie można zobaczyć albo kupić przeróżne latające stworzenia - dodaje Krzysztof Świdrak. - Nie trzeba go zbytnio szukać - wystarczy iść za odgłosami szczebiotania, ćwierkania i treli. Słychać je z daleka.

To wszystko rozpływa się w dusznym, lepkim od gorąca powietrzu. Ma się wrażenie, jakby dźwięki wisiały w ponad 30-stopniowym upale. Jakby nawet im nie chciało się w nim poruszać.

- A do tego jest coś, czego nie ma żaden inny zakątek świata: rytm - mówią Katarzyna i Krzysztof. - Afryka cały czas pulsuje. I nie chodzi tylko o muzykę z tego kontynentu, choć tej też jest dookoła mnóstwo.

Polega ona głównie na wybijaniu taktu. Robi się to na bębnach, grzechotkach, ale też klaskaniem, tupaniem czy śpiewem. Do jej tworzenia wykorzystywane są nieznane gdzie indziej instrumenty - bębny typu djembe, kora czy balaton albo zanza, pudełko z wmontowanymi elastycznymi płytkami z metalu. Dźwięk wydobywa się z nich szarpaniem. - Na Madagaskarze popularna jest też waliha, rodzaj rury, na której rozpięte są struny - opowiada Katarzyna Świdrak.

Pustynia daje zapomnienie

Na pustyni gwar tłumu zastępuje szum wiatru i poruszanego przezeń piasku. - Ten dźwięk sprawia, że głowa wietrzy się ze wszystkich spraw. Zupełnie się odrywam, do niczego nie spieszę. Podobnie działa chyba tylko szum trzcin na polskich Mazurach - śmieje się Krzyszof.

Ciszę lubi też Jarosław Kret, prezenter pogody, dziennikarz, podróżnik i pisarz. - Afryka poza miastem jest według mnie cicha, bo tam są wielkie przestrzenie - przekonuje na łamach książki Świdraków. - Gdy jedzie się przez sawannę, gdzieś z trawy słychać jakieś ćwierkanie, i niekoniecznie są to ptaki. Potem przejedzie samochód… ziuuu… i znów cisza.

Martyna Wojciechowska nie ma wątpliwości: nawet poza miastami Afryka to najbardziej udźwiękowione miejsce na świecie. - Puszcza Amazońska jest jeszcze głośniejsza, ale Afryka niewiele jej ustępuje - stwierdza globtroterka, naczelna polskiej edycji "National Geographic". - Słychać zwierzęta, ruch w krzakach, czasem zwiastujący bardzo niepokojące rzeczy, pomruki kotów czy ryk lwa, który jest nie do pomylenia z czymkolwiek innym. Afryka rzeczywiście wyróżnia się magią fonii.

Hałaśliwi mnisi

Kolejne "głośne" miejsce to bez wątpienia kilkusettysięczne Katmandu, stolica Nepalu. Stąd wyruszają na podbój kolejnych kilkutysięczników himalaiści i tu koncentruje się życie tego położonego na wysokościach państwa.

- Mnie Katmandu kojarzy się głównie ze stukotem bębnów, których setki wyrabia się w wąskich bocznych uliczkach miasta - wspomina Katarzyna Świdrak. - Słychać tam też gwar ulicy i warkot aut. Miasto brzmi jak rockowy koncert. Ale już kilkanaście kilometrów poza miastem, w niewielkiej miejscowości Bhaktapur, gdzie czas jakby się zatrzymał ze 300 lat temu, jest tak spokojnie, że słychać szelest przesypywanego zboża.

Cicho bywa też w niewielkiej osadzie McLeod Gańdź u podnóża Himalajów, w której mieszka Dalajlama i rząd tybetański na uchodźstwie. Z istniejącego tam klasztoru mnichów buddyjskich wydobywają się jednak czasem dźwięki dalekie od monotonnego szmeru mantr. - Kiedy tam dotarliśmy, usłyszeliśmy głośne krzyki przerywane raz po raz klaskaniem - wspominają opolanie. - Okazało się, że buddyjscy duchowni w ramach edukacji pobierają też lekcje retoryki...

- Z buddyjskimi świątyniami w różnych częściach świata kojarzy się nam też nieodłącznie dźwięk młynków, bardzo ważnych religijnie instrumentów - dodaje Krzysztof Świdrak. - Zawieszone w rzędach, jeden obok drugiego, na wysokości ludzkiej twarzy niewielkie metalowe puszki obraca się płynnym ruchem ręki, wypowiadając cicho intencję. Trzeba jednak pamiętać, by młynkami kręcić zawsze w jedną i tę samą stronę - zgodnie z ruchem wskazówek zegara. W przeciwnym wypadku odwraca się intencję kogoś, kto szedł przed nami. A tego robić nie można.

Świst na szczycie

W Nepalu, a zwłaszcza w otaczających go górach, wielki hałas potrafi robić wiejący tam wiatr.
- Wrażenie jest niesamowite, zwłaszcza na szczytach gór, gdzie podmuchy szarpią flagami zamontowanymi tam na znak udanej wyprawy - mówi Krzysztof Świdrak.

Przenikliwy szum wiatru wspomina też Martyna Wojciechowska, której żywioł rozerwał namiot, gdy była na Antarktydzie. - Słyszałam, jak wyginają się maszty, jak materiał łopocze na wietrze - opowiadała dziennikarka.

Wiatr wspominał też himalaista Leszek Cichy. To jemu w roku 1980, wraz z Krzysztofem Wielickim, udało się pierwsze w historii zimowe wejście na najwyższą górę świata. - Jeżeli na szczycie Everestu jest wiatr, to tylko jego słychać - opowiada alpinista. - Wszechstronny i dominujący. On rządzi. W dniu ataku szczytowego mieliśmy na twarzach maski tlenowe, więc słychać było świst wiatru i dźwięk oddechu. Swojego i ewentualnie partnera. Myślę jednak, że w wysokich górach słychać przede wszystkim własne myśli.

Ocean jak Ravel

Tak skojarzył się Katarzynie i Krzysztofowi Świdrakom dźwięk fal oblewających wybrzeże Madagaskaru.
- Rano wody są ciche, dźwięk fal daleki, bo jest odpływ - opowiadają. - To zupełnie jak na początku słynnego dzieła wielkiego kompozytora, gdy muzyka momentami jest ledwie słyszalna. Ale po południu fale nabierają tempa. Stają się głośne, brązowo-brunatne, są dużo bliżej i bardziej agresywnie nacierają na brzeg. Brzmią jak finał "Bolera".

- Mnie te fale wydały się jeszcze groźniejsze, a ich dźwięk jeszcze bardziej ostry, gdy wybraliśmy się na kilkugodzinny rejs pirogą - malutką łódką, którą pływają mieszkańcy wyspy. Ten szum był dla mnie pełen trwogi pewnie dlatego, że nie umiem pływać... - śmieje się dziś Krzysztof.

Z Madagaskaru nasi podróżnicy pamiętają jeszcze jeden odgłos - trzask palonego drewna w pobliżu ciągnącej się kilka kilometrów Alei Baobabów. To jeden z najbardziej malowniczych zakątków wyspy, miejsce bodaj najczęściej na wyspie fotografowane.

- Tam drzewa objęte są ochroną, choćby ze względu na to, że stanowią atrakcję - mówią opolanie. - Ale kilka kilometrów dalej Malgasze palą je, bo dla wielu wytwarzanie węgla drzewnego to jedyny dochód.

Poranne śpiewy na modlitwę

Marrakesz, marokańskie miasto leżące u stóp gór Atlas Wielki, opolanom najbardziej kojarzy się z muezinami.

- Słyszeliśmy tam koncerty kilku naraz, nawołujących pięć razy dziennie do modlitwy z kilku minaretów położonych w różnych częściach miasta - wspomina Katarzyna Świdrak. - Wczesnym rankiem i późnym wieczorem brzmieli, jakby ze sobą rozmawiali, a ich śpiew niósł się echem po murach miasta.

- Równie niesamowicie brzmią głosy zwiedzających Tadż Mahal w Indiach - dodaje Krzysztof Świdrak. - Akustyka mauzoleum jest tak niezwykła, że ludzkie szepty i szmer rozmów snują się dłuższą chwilę pod sklepieniami świątyni miłości.

Każdy z nas z każdej podróży przywozi wspomnienia nie tylko obrazów, ale i towarzyszących im dźwięków - przekonują Świdrakowie. - W naszych głowach jest cały album takich dźwiękowych pamiątek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska