Couchsurfing. Tanie podróżowanie

Anna Grudzka
Anna Grudzka
Couchsurferzy codziennie spotykają się na wspólnych kolacjach. Na zdjęciu podróżnicy z Niemiec, Polski, Litwy, Nowej Zelandii, Chile i Portugalii.
Couchsurferzy codziennie spotykają się na wspólnych kolacjach. Na zdjęciu podróżnicy z Niemiec, Polski, Litwy, Nowej Zelandii, Chile i Portugalii.
To sposób na życie, na przygodę, czasem nawet na miłość.

Mam 62 lata. Jak myślicie, co robią ludzie w moim wieku? Siedzą przed telewizorem i brzydko pachną. Ja żyję! Oprowadzam wycieczki po moim kochanym mieście, co wieczór jem kolację w towarzystwie ludzi z całego świata. No cóż, czasem trzeba przespać się na ziemi, ale ja i tak prawie w ogóle nie sypiam - mówi Fernando, najlepszy couchsurfer z Porto, ósmy w Portugalii i jedenasty na świecie, jeśli policzyć odwiedzających go ludzi.

Do lutego w swoim dwupokojowym mieszkanku przenocował ponad 1,5 tysiąca osób z 79 krajów, z czego co trzeci przyjechał z Polski. Jest jednym z najbardziej aktywnych członków międzynarodowej społeczności couchsurferów. Cuchsurfing.com to portal międzynarodowej gościnności. Ludzie z całego świata tworzą na nim swoje profile, udostępniają swoje przysłowiowe "kanapy" i podróżują. Portal ma w tym momencie kilka milionów użytkowników na całym świecie. Jego ideą jest nie tylko poznawanie miejsc, ale przede wszystkim ludzi i kultury... ale od środka, od strony ludzi mieszkających w danym miejscu.

Fernando, nasz portugalski tato

Fernando, 62-latek o karmelowej cerze i energii porównywalnej z króliczkiem Duracella. Każdy, kto choć raz odwiedził Porto, na pewno go spotkał. Wynajmuje dwupokojowe mieszkanie w centrum miasta. Swoją sypialnię i pokój dzienny przekształcił na pokoje dla gości. Salon urządził w przedpokoju. Tam stoją dwa fotele i meblościanka pełna alkoholi, książek, albumów, zdjęć, plakatów z całego świata - to wszystko prezenty. Na ławie stoi ogromny jeż zrobiony z flag własnoręcznie wykonanych przez couchsurferów odwiedzających dom Fernanda. Trudno je policzyć, jest ich prawie sto.

- W tym przedpokoju także często sypiam. Bywa, że w moim domu przebywa naraz osiem osób. Wtedy nie pozostaje mi nic innego, jak rozłożyć materac. W ogóle mi to nie przeszkadza. Często wracam nad ranem, bo najpierw mam kolację z couchsurferami, potem idziemy na spacer, idziemy do klubu. Bywa, że wracam nad ranem bardzo głodny. Jem wtedy bardzo dużo, ale nie mogę spać, więc siadam do komputera. Trzeba wszystko zaplanować, odpowiedzieć na prośby o nocleg, na mejle od ludzi, sprawdzić Facebooka - mówi Fernando.

Jego dom tętni życiem 24 godziny na dobę. W kuchni ktoś gotuje kapuśniak, w łazience trwa strzyżenie, a w przedpokoju rozmowa o wyższości Porto nad Lizboną (oba miasta bardzo się nie lubią). W tym nietypowym salonie widać także opolskie akcenty: widok z wieży Piastowskiej na tapecie komputera głównego lokatora.

- Zawsze gdy przyjeżdża do mnie nowy gość, chcę mu zrobić przyjemność, więc wrzucam zdjęcie z jego rodzinnego miasta. Teraz na tapecie jest Opole. Kiedyś jedna dziewczyna mi się popłakała, bo przez przypadek użyłem zdjęcia domu, gdzie mieszkała jej nieżyjąca babcia - mówi Fernando.
To złoty człowiek, który załatwi wszystko w Porto. Obecnie pomaga się urządzić jednej pół Polce, pół Szkotce, która właśnie przeprowadziła się do Porto. Bo… miała taki sen.

Zasady przede wszystkim

Z couchsurfingu korzystają pary, single, a nawet całe rodziny. Można czuć się bezpiecznie, ale pod jednym warunkiem: że dokładnie przeczyta się profil osoby, którą się odwiedza.

- Każdy couchsurfer jest właścicielem swojego profilu, może tam napisać co zechce, wprowadzić swoje własne zasady, że nie można u niego w domu palić, że nie daje ręczników albo nawet ma taki zwyczaj, że chodzi po mieszkaniu nago. Jeśli ktoś przystaje na taki regulamin, musi się liczyć z konsekwencjami - mówi Alberto, couchsurfer z Vila Nova de Gaia.

- Mieliśmy kiedyś w Porto bardzo kryzysową sytuację. Na CS "last minute" pojawiła się rozpaczliwa prośba dwóch dziewczyn o pomoc. Pisały, że mężczyzna, który zaoferował im swoją kanapę, zaczął się do nich w nocy dobierać. Facet ma mieszkanie nad swoją knajpą i gdy dziewczyny przyjechały, zaprosił je na drinka. Potem, gdy robiło się późno, couchsurferki zapytały, czy mogą iść już się położyć. Facet dał im klucze do swojego mieszkania i powiedział, że dziewczyny mogą z powodzeniem położyć się w jego łóżku, bo on spędzi noc na kanapie - opowiada Sergio, couchsurfer z Porto. - Ułożyły się do snu w sypialni tego gościa, a w nocy obudziły się z nim nagim leżącym pomiędzy nimi. Jak poparzone uciekły z mieszkania i zaczęły szukać pomocy.

Właściciel knajpy z rozbuchaną wyobraźnią erotyczną został szybko zlokalizowany, po paru negatywnych listach od innych członków usunął swój profil. Problem w tym, że założył kolejny.

Niektórzy zarzucają projektowi, że to rodzaj sex-turystyki. Bo co niby może się wydarzyć, gdy mężczyzna i kobieta spotykają się i spędzają razem noc?

- Bardzo wiele, w tym seks oczywiście, ale czy takie historie nie zdarzają się na co dzień i bez CS? Czasem zaiskrzy między ludźmi i tyle. Są oczywiście specjalne grupy sprofilowane wyłącznie na seks, ale tam sytuacja od początku jest jasna i oczywista - mówi Sergio.

Za najmniej godnych zaufania couchsurferów uważani są Włosi i Hiszpanie. Mówi się, że CS traktują jak portal randkowy.

Kasia z Opola, która couchsurfingiem podróżowała kilkanaście razy, z tą opinią się nie zgadza.

- Jeździłam sama, głównie po Włoszech. Nigdy nic złego mi się nie przytrafiło, wręcz przeciwnie. Trafiłam na prywatkę do włoskiego domu, jadłam pastę z wielkiego garnka pełnego makaronu, uczyłam Austriaków robienia pierogów, świętowałam zakończenie sezonu narciarskiego w Dolomitach z 40-osobowym ski-klubem mojego hosta, gdzie po zjazdach piliśmy wino na śniegu i tańczyliśmy w butach narciarskich w rytm AC/DC. Niesamowite doświadczenia - mówi.

Kto nie ma miedzi...

O wiele gorszą opinię mają ludzie z Azji. Bywają couchsurferzy, którzy zaznaczają w swoim profilu, że nie będą przyjmowali na noc ludzi np. z Japonii. Dlaczego?

- Bo traktują couchsurfing jako darmowy sposób na nocleg. Nie dają nic z siebie. Przychodzą się tylko wyspać i zużyć papier toaletowy. CS to coś więcej. Chodzi o poznawanie ludzi, wymianę myśli, doświadczeń, poznawanie kultur - mówi Sergio. - Przyjąłem ostatnio Yuki, dziewczynę z Japonii. Gdy ją gdzieś zaprosiłem, nigdy za siebie nie płaciła, oczekiwała, że będę jej sponsorem. Gdy zaproponowałem jej, żeby poszła ze mną na mecz, stwierdziła, że nie stać ją na bilet, a kilka godzin później spotkałem ją w drogiej restauracji, gdy jadła jakiś deser. Poczułem się wtedy wykorzystany - dodaje.

Ważne, aby couchsurfingu nie traktować jako darmowego noclegu, taniego sposobu podróżowania. W dobrym tonie jest przywiezienie jakiegoś prezentu albo zabranie swojego hosta na kolację. Zasada jest jedna na całym świecie: "Kto nie ma miedzi, ten na tyłku siedzi".

- Kiedyś chciałem zabrać mojego gościa na obiad, a on odpowiedział mi, że pójdzie za mną, gdy zapłaci mniej niż zero euro. Z takim podejściem daleko się nie zajedzie. Nie chcę, aby ktoś mnie wykorzystywał - mówi Fernando.

Na CS ludzie się także zakochują. Monika do Opola przyjechała na weekend. Miała tu warsztaty taneczne i zamiast wynajmować hotel, postanowiła skorzystać z gościnności opolskich CS-ów. Trafiła do Ani.

- Trochę porozmawiałyśmy i zabrałam ją na spotkanie z moimi przyjaciółmi do Ostrówka. Tam poznała Maćka, mojego kolegę, który, powiem szczerze, bardzo mi się podobał. Z Moniką od razu przypadli sobie do gustu. To była szalona miłość od pierwszego wejrzenia. Teraz przeprowadzili się razem na północ Polski, Monika jest w ciąży. Mają mieszkanie i psa - uśmiecha się Ania. - Może zostanę matką chrzestną. Życie pisze niesamowite scenariusze...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska