Brońmy swego! Czyli NTO w walce o województwo

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Były wtedy takie śluby, na których druhny na znak przywiązania do regionu występowały na żółto-niebiesko.
Były wtedy takie śluby, na których druhny na znak przywiązania do regionu występowały na żółto-niebiesko.
W tamtych gorących miesiącach nasza redakcja zmieniła się w sztab kryzysowy. Prowadziliśmy bezprecedensową w historii polskiej prasy akcję obrony województwa. Udaną, ale otwarte pozostaje pytanie, czy region wykorzystał szanse.

W 1998 roku Opolanom zagotowała się krew, kiedy rząd Akcji Wyborczej Solidarność podjął próbę likwidacji województwa opolskiego. Projekt zmian przygotował wąski krąg ekspertów, nikt nie konsultował go z lokalnymi społecznościami. Wobec takiej arogancji władzy dziesiątki tysięcy Opolan gwałtownie zapro- testowało, podkreślając dumę z bycia Opolaninem. Ręka w rękę działali politycy ze skłóconych na co dzień partii, samorządowcy ze śląskich i napływowych gmin, dziesiątki organizacji pozarządowych, mniejszość niemiecka, Kościół. Powstał Obywatelski Komitet Obrony Opolszczyzny. Na jego czele stanął Janusz Wójcik, lokalny działacz społeczny.

- Nie chcemy czwartego powstania śląskiego, ale też nie zamierzamy biernie przyglądać się, jak warszawscy mędrcy kroją nasze województwo na plasterki - mówił nto.

Niemal równocześnie z powstaniem OKOOP-u do akcji obrony Opolszczyzny włączyła się "Nowa Trybuna Opolska". Uruchomiliśmy interwencyjny telefon dla czytelników, a opinie zebrane tą drogą trafiały do rubryki "Brońmy swego". Był to swoisty Hyde Park, w którym czytelnicy wyrażali poparcie dla zachowania Opolszczyzny na administracyjnej mapie Polski.
"Sercem i duszą jestem za Opolszczyzną - mówiła Teresa Gratza z Jemielnicy. - Ona może stanowić wzór dla całej Polski: dwie narodowości żyją tu razem w Bożej zgodzie".

Były wtedy takie śluby, na których druhny na znak przywiązania do regionu występowały na żółto-niebiesko.
Były wtedy takie śluby, na których druhny na znak przywiązania do regionu występowały na żółto-niebiesko.

Nasz redakcyjny grafik Andrzej Czyczyło zaprojektował pomnik "Brońmy swego Opolskiego". To zdaje się jedyny pomnik na świecie, który wymyśliła redakcja gazety.

Wielu czytelników przywoływało argumenty historyczne. "Dziwię się, że premier jako profesor nie zna historii. To opolscy książęta zakładali Jasną Górę. A jeszcze zabraniają wojewodom zabierać głos. To gorzej niż za komuny. Wstyd i hańba" - pisał Hubert z Walec.
Z dnia na dzień rosła liczba telefonów do redakcji - wszystkie były utrzymane w podobnym, lokalnopatriotycznym, podniosłym tonie. Przeważały te z powtarzającymi się racjonalnymi argumentami natury historycznej i kulturowej, ale sporą część stanowiły też głosy emocjonalne. Wiesław B. z Opola na użytek akcji wcielił się w rolę poety.

"Śląsku Opolski nie Górny,
Śląsku Opolski kochany,
Przypomnij tradycje Powstań,
Powstań i nie bądź poddany".

18 stycznia "Nowa Trybuna Opolska" wydrukowała formularz protestu przeciwko planom likwidacji Opolszczyzny. Ludzie masowo je kserowali, po tygodniu OKOOP zebrał już 25 tysięcy podpisów pod protestem.

Dla Jerzego Dudy, mieszkańca podopolskich Krzanowic, było to stanowczo mało, dlatego w rubryce "Brońmy swego" radził:
"Po wsiach ludzie mają niewielkie możliwości podpisania list protestujących przeciw likwidacji województwa. Jedna gazeta w rodzinie czy dwie, gdzie jest kilkoro dorosłych, to za mało, nie każdy was zresztą kupuje. Może by ludzie z OKOOP-u przyjeżdżali w teren, stanęli w niedzielę pod kościołem albo i w gospodzie, a każdy chętnie by się podpisał. Bo wszyscy jesteśmy obrońcami województwa".

By upamiętnić bezprecedensową akcję społeczną, redakcyjny grafik "Nowej Trybuny Opolskiej" Andrzej Czyczyło zaprojektował pomnik "Brońmy swego Opolskiego", wzorowany na logo interaktywnej rubryki gazety. Pomnik przedstawia ułana stojącego przy armacie, której lufa ma kształt wieży Piastowskiej.

- Wieża jest symbolem Opola i województwa, więc skojarzenie było oczywiste, a ułan to symbol fantazji, odwagi i waleczności. I dziesięć lat temu tacy byliśmy. My, Opolanie - wspominał po latach Czyczyło.

Dzięki sporemu zaangażowaniu mediów (poza "Nową Trybuną Opolską" również Radia Opole, TVP Opole oraz powiatowych gazet), w pierwszych miesiącach 1998 roku lawinowo rosła liczba podpisów przeciwko likwidacji województwa (ostatecznie zebrano 200 tysięcy). 1 marca w Filharmonii Opolskiej na "prze-BOJOWYM" koncercie zaśpiewał m.in. Paweł Kukiz. Zaś 15 marca 10 tysięcy manifestantów skandowało na placu Wolności w Opolu "Nie ma ojczyzny bez Opolszczyzny".

Kolejnym kamieniem milowym akcji obrony Opolszczyzny była demonstracja Opolan w Warszawie - pod Sejmem i Urzędem Rady Ministrów (2 kwietnia). "Nowa Trybuna Opolska" wzięła aktywny udział w akcji. Wydała na tę okazję specjalny, bezpłatny numer gazety. Delegacja dziennikarzy przyjechała do stolicy jeszcze przed manifestantami, by rozkolportować gazetę w redakcjach największych ogólnopolskich gazet, stacji radiowych i telewizyjnych (ten materiał był później cytowany w ogólnopolskich serwisach).

Dziennikarze nto rozdawali gazetę także na ulicach miasta.

"Po prostu: żeby ludzie wiedzieli, o co chodzi nam - manifestantom, którzy blokują im centrum miasta" - opowiadała Ewa Kosowska-Korniak, reporterka nto.

W specjalnym numerze nto opublikowano m.in. artykuł opisujący specyfikę kulturową regionu pióra dr Danuty Berlińskiej, argumenty opolskich samorządowców i polityków przemawiające za istnieniem Opolszczyzny. Przeważały jednak głosy zwykłych mieszkańców regionu.

Dziennikarze nto wspominali po latach, że czuli się wtedy bardziej obrońcami województwa - czy nawet agitatorami - niż bezstronnymi kronikarzami wydarzeń.

"Wyjeżdżaliśmy z Opola praktycznie w nocy, jeszcze przed kawalkadą autobusów i samochodów prywatnych, które zawiozły do stolicy dwa tysiące Opolan. Siedziałem obok kierowcy. Pamiętam, jak ścierałem rosę z lusterka w busie. Jakbym lufę czołgu czyścił. Normalnie jechaliśmy na Warszawę!" - opowiadał dziennikarz Artur Karda.

Opolanie zebrali się na placu Piłsudskiego w Warszawie i utworzyli korowód w żółto-niebieskich barwach Opolszczyzny.

"Pierwsze moje wrażenie: obok siebie stoją ludzie wcześniej nawet zwalczający się! Przedstawiciele różnych opcji politycznych i partii. Młodzi szli pod rękę ze starszymi. I wszystko było takie kolorowe, barwne, śpiewające, choć sama Warszawa zimna i szara. Obserwujący pochód i manifestację dostawali od nas żonkile i kawałki kołocza śląskiego" - wspominała Ewa Kosowska.
Kulminacyjny moment akcji obrony Opolszczyzny nastąpił 7 czerwca 1998 roku, kiedy to obrońcy regionu stanęli w "łańcuchu nadziei". Na 92-kilometrowym odcinku trasy E-40 dziesiątki tysięcy Opolan, trzymając się za ręce, demonstrowało poparcie dla Opolszczyzny. Relacje z protestu pokazały ogólnopolskie telewizje. Dla wielu polityków stało się jasne, że w województwie opolskim mają do czynienia z wyjątkowo silnym oporem, z trudnym do zignorowania przykładem wybuchu lokalnego patriotyzmu.

Prof. Michał Kulesza, główny autor projektu reformy samorządowej, był wówczas na Opolszczyźnie nieomal wrogiem publicznym (manifestanci skandowali w Warszawie "Niech Kulesza nam nie miesza"). Profesor przyznał po latach, że "łańcuch nadziei" i zebranie 200 tysięcy podpisów było wydarzeniem bez precedensu w skali kraju, że władza musiała się liczyć z takim protestem.
"Ta ilość robiła wrażenie. Świadczyła o rzeczywistym, bardzo silnym waszym przywiązaniu do swojego regionu" - przyznał po latach na łamach nto.

Po siedmiu miesiącach walka mieszkańców Opolszczyzny o zachowanie województwa na administracyjnej mapie Polski zakończyła się sukcesem. Koalicja AWS-UW jeszcze kilka razy zmieniała zdanie co do liczby województw, by ostatecznie, 18 lipca 1998 roku przyjąć ustawę o podziale administracyjnym kraju na 16 województw (zamiast proponowanych wcześniej 12). 26 lipca 1998 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski ustawy podpisał.

Już po sukcesie akcji "Nowa Trybuna Opolska" wspólnie z publicznym Radiem Opole zorganizowała żółto-niebieski (nawiązanie do barw Opolszczyzny) "Bal Radości". Na centralnym placu stolicy regionu bawiło się kilka tysięcy Opolan. Wraz ze swoimi mediami świętowali triumf wielkiej akcji społecznej.

Przez kolejne lata nto nie odpuszczała tematu rozwoju Opolszczyzny. W 2006 roku na łamach gazety rozgorzała dyskusja o kondycji regionu (po roku jej zapis ukazał się w wydaniu książkowym). Gazeta piórami czołowych przedstawicieli opolskiego świata nauki, kultury, biznesu i polityki podjęła próbę analizy sukcesów i porażek regionu.

Bilans nie wypadł dobrze. Dyskutanci podkreślili, że przed laty Opolszczyzna kojarzyła się w Polsce z gospodarnością, innowacyjnością i otwarciem na Zachód, tymczasem w 2006 roku była maruderem rankingów gospodarczych. Młodzi ludzie wyjeżdżali na Zachód, brakowało inwestycji zagranicznych. Na pierwszy plan we wszystkich 17 wystąpieniach wysunął się problem niewłaściwego traktowania na Opolszczyźnie inwestorów. Tych rodzimych, właścicieli małych i średnich firm, ale także tych zewnętrznych.

Prof. Dorota Simonides, podróżując po województwie śląskim, zauważyła tablice z napisem: "Witamy inwestorów - u nas wszystko załatwisz w jeden dzień". W tym czasie do jej biura senatorskiego w Opolu zgłaszali się przedsiębiorcy z pretensjami, że w Opolu na załatwienie jakiegokolwiek pozwolenia administracyjnego czeka się miesiącami. Tę atmosferę powszechnej niemożności, braku dynamizmu skrytykował w debacie "Nowej Trybuny Opolskiej" arcybiskup Alfons Nossol, hierarcha mocno zaangażowany w obronę Opolszczyzny, jednak zwykle dystansujący się od wystawiania politycznych cenzurek.

"Ludzie, którzy obecnie są przy władzy, są superostrożni, boją się podjąć jakieś twórcze ryzyko" - skomentował w nto opolski ordynariusz.
Uczestnicy debaty zwrócili uwagę na zły klimat społeczny panujący w regionie. W latach 2002-2005 Opolszczyzną wstrząsały afery korupcyjne, których negatywnymi bohaterami byli politycy rządzący Opolem i Opolszczyzną, w tym również niektórzy bohaterowie akcji obrony Opolszczyzny. Kluczową rolę w ujawnieniu patologii na szczytach władzy odegrała "Nowa Trybuna Opolska", publikując demaskatorską serię artykułów śledczych. Jak przyznawali opolscy politolodzy, afery na długie lata zrujnowały zaufanie społeczeństwa do władzy.

Muzyk Paweł Kukiz, mieszkaniec Opolszczyzny i aktywny jej obrońca w 1998 roku, w ostrym, emocjonalnym artykule nie zostawił na włodarzach regionu suchej nitki. Kukiz, którego rodzina pochodzi z Kresów, wiele razy podkreślał, że czuje się Ślązakiem, że jest dumny z bycia Opolaninem. Muzyk był twarzą społecznego zrywu sprzed 10 lat. Skomponował wtedy piosenkę, która opiewała wielokulturowość Śląska Opolskiego.

"Ja stąd nie wyjadę i ty, Johann, nie jedź też. Tu jest ma ojczyzna, a twój Heimat - ona nasza wspólna jest" - śpiewał swoją wersję śląskiej "Karolinki". W debacie z 2006 roku przyznał, że akcja obrony Opolszczyzny "to był okres, kiedy władza była blisko społeczeństwa. Dziś spora część Opolan jest skłonna sądzić, że politycy i urzędnicy po prostu walczyli o swoje stołki, bo od tej pory nie są w stanie razem działać dla dobra regionu. Przerżnęli wszystko, co nas łączyło, i cynicznie zagrali na naszych uczuciach".

Stanisław Nicieja, były rektor Uniwersytetu Opolskiego, który w 1998 roku w dramatycznym liście do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego bronił regionu, powołując się m.in. na świetny klimat społeczny, w dramatycznym artykule dla "Nowej Trybuny Opolskiej" wyznał osiem lat później, że w regionie czuje się źle i coraz chętniej stąd wyjeżdża. Jego zdaniem, na Opolszczyźnie niszczy się ludzi, którzy wybijają się ponad przeciętność. Panuje atmosfera powszechnej podejrzliwości, napastliwości. "Wielu znamienitych Opolan ucieka w prywatność" - pisał.

Były wtedy takie śluby, na których druhny na znak przywiązania do regionu występowały na żółto-niebiesko.

21 marca 2008 roku "Nowa Trybuna Opolska" wezwała na swoich łamach opolskie elity do ustanowienia święta Opolszczyzny, dokładnie w 10. rocznicę jej obrony.

"Jeśli 10 lat temu uznaliśmy, że jako region tworzymy jedność, że niezależnie od naszego pochodzenia czujemy się Ślązakami i Opolanami, warto przynajmniej raz w roku sobie o tym przypomnieć w świątecznej atmosferze" - napisaliśmy.

Redakcja zaproponowała, by święto miało szeroki charakter. Zawierało część kulturalną (koncerty), biznesową (jarmark opolskich produktów), naukową (dyskusja panelowa) i religijną (msza w intencji Opolszczyzny). Pomysł poparły władze Opolszczyzny, elity intelektualne oraz najbardziej aktywni uczestnicy kampanii obrony Opolszczyzny sprzed 10 lat.

Wojewoda opolski Ryszard Wilczyński (podczas akcji obrony Opolszczyzny przewodniczący Sejmiku Samorządowego Województwa Opolskiego) wyraził nadzieję, że nowe święto stanie się przyczynkiem do refleksji nad tożsamością Opolan.

"»Nowa Trybuna Opolska« wpadła na bardzo dobry pomysł - pisał wojewoda. - Wydarzenia sprzed 10 lat przypominają, że mała ojczyzna to jest wartość, za którą należy się opowiadać, wiązać z nią nadzieje i emocje. Opolanie pokazali wtedy, że małe też ma rację bytu. Udowodnili, że nie chcą, by państwo decydowało za nich. Przy okazji tego święta moglibyśmy się zastanowić nad naszą regionalną tożsamością, zapytać, dlaczego nie umiemy do końca dobrze sobą rządzić i nawzajem siebie akceptować. Bardzo mnie cieszy, że rocznica obrony województwa nie minie bez echa. Dziesięć lat temu nto była twarzą ruchu społecznego broniącego regionu. Teraz też poruszacie nasze sumienia".

Prof. Dorota Simonides podkreśliła, że nowe święto pomoże przypomnieć wszystkim, że warto było walczyć o region. "Nie jestem tylko pewna, czy umielibyśmy teraz - jak 10 lat temu - stanąć razem i podać sobie ręce, nie patrząc na to, kto jest z lewicy, kto z prawicy, z mniejszości czy większości - pisała. - Chyba byłoby to niemożliwe. A przecież sukcesy w postaci obrony województwa czy utworzenia uniwersytetu odnosiliśmy właśnie wtedy, gdy łączyły nas ponadpartyjne wartości. Nie powinniśmy o tym zapominać".
Arcybiskup Alfons Nossol stwierdził, że "świętowanie rocznicy jego obrony będzie nam przypominać, że jesteśmy i zawsze byliśmy regionem pomostowym między wartościami kulturowymi Wschodu i Zachodu. (...) Łańcuch serc i rąk Opolan przed 10 laty był bardzo wymowny. Tego zaangażowania nie wolno nam zniszczyć. Musimy nadal trzymać sztamę i być dumni ze swojej małej ojczyzny i jej szans na lepszą przyszłość".

Marszałek województwa opolskiego Józef Sebesta przekonywał, że warto było walczyć o Opolszczyznę: "Jesteśmy małym województwem, ale wiele spraw wygląda znacznie lepiej niż 10 lat temu. Przede wszystkim udało się zasypać rowy między autochtonami a przybyszami. Nasi mieszkańcy masowo poparli wejście Polski do Unii".

Jednak w reaktywowanej na 10. rocznicę walki interaktywnej rubryce "Brońmy swego - 10 lat później" w głosach czytelników nie było już śladu wiary i entuzjazmu sprzed dziesięciu lat. Hasło z tamtych dni - "Historia rację przyzna, zwycięży Opolszczyzna" - stanęło wręcz pod znakiem zapytania. Odbyła się za to zacięta dyskusja, czy warto było wtedy walczyć.

"Jestem z Nysy i strasznie żałuję, że Nysa ma stolicę w tym pokracznym mieście, jakim jest Opole, a nie we Wrocławiu" - pisał internauta MP.

Internauta podpisujący się "gość" ripostował: "Przejedź się po miastach Dolnego Śląska wielkości Nysy i popytaj mieszkańców, radnych, czy wielkim szczęściem jest to, że Wrocław jest stolicą regionu. Szpitale na Dolnym Śląsku są zadłużone najbardziej w kraju, bieda, sodoma i gomora. Urokliwe poniemieckie miasteczka sypią się, a ze stolicy regionu żadnej pomocy. Po prostu gros pieniędzy idzie na Wrocław i jego obrzeża".

28 marca 2008 roku "Nowa Trybuna Opolska" otworzyła rocznicową debatę o kondycji regionu. Jako pierwszy głos zabrał legendarny twórca Obywatelskiego Komitetu Obrony Opolszczyzny Janusz Wójcik. Wsparł pomysł organizacji Dni Opolszczyzny, jednak nie zostawił suchej nitki na włodarzach Opola (swój tekst zatytułował "Rządzą nami ciepłe misie").

"Dobrze, że nto nawiązuje do takich idei, szkoda, że nie robią tego samorządy. Ponieważ czuję ten region, jestem trochę zniesmaczony, że nie wykorzystujemy naszego potencjału. Zastanawiam się czasem, czy broniłem województwa, czy posad. Nie wykorzystaliśmy swoich szans. Dziesięć lat to kawał czasu. Mam wrażenie, że chwilami jedyną formą istnienia regionu jest pisanie wniosków do Brukseli. Wspólnego działania gmin i radnych sejmiku nie ma. »Nowa Trybuna Opolska« zachowała regionalny charakter, ale to dziś nie jest norma. Ludzie są zniesmaczeni, że nam nie idzie. Bo nie idzie. Na własne życzenie".

Paweł Kukiz, cytowany już wyżej muzyk rockowy, docenił integrację społeczeństwa. "Jako społeczność Opolszczyzny możemy być dumni z tego, że jesteśmy dziś bardziej zintegrowani niż przed 10 laty. Widać to nawet we wpływie języka kresowego na gwarę śląską i odwrotnie".
Mimo braku społecznego entuzjazmu pomysł "Nowej Trybuny Opolskiej" na ustanowienie dnia regionu został zrealizowany. Święto Województwa Opolskiego oficjalnie wpisano do kalendarza regio- nalnych imprez. 7 czerwca 2008 roku, na pamiątkę "łańcucha nadziei", w Opolu odbył się uroczysty koncert, a ordynariusz opolski celebrował w katedrze mszę za pomyślność regionu i jego mieszkańców.
Od tej pory Opolszczyzna ma swoje święto co roku. Wiemy jednak, że sytuacja regionu nie sprzyja szczególnej fieście. Masowy odpływ mieszkańców, katastrofalnie niski przyrost naturalny - to są sprawy zagrażające bytowi regionu. Dlatego w lutym tego roku zaapelowaliśmy o stworzenie paktu dla wsparcia opolskiej rodziny, a w Dniu Matki podpisaliśmy wraz z głównymi opolskimi mediami list otwarty w tej sprawie.

Wychodzi na to, że ciągle musimy "bronić swego".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska