Biedni w bogatym mieście

Magda Trepeta [email protected]
Lodowata woda w kranach i grzyb na ścianie - w takich warunkach trudno jest przetrzymać zimę - skarżą się mieszkańcy baraków przy ul. Filarskiego.

Jedno pytanie
Muszą się bardziej starać
Dlaczego jedna z najbogatszych gmin na Opolszczyźnie nie wyremontuje budynków socjalnych?

Odpowiada Dieter Przewdzing,
burmistrz Zdzieszowic: - Jestem skłonny pomóc każdemu, kto chce pomóc samemu sobie. W mieście mam 18 tysięcy mieszkańców. Dbam o nich, ale również i oni sami dbają o swój interes. Na utrzymanie budynków przy Filarskiego przeznaczamy dużo pieniędzy, bo większość tamtejszych lokatorów nie płaci czynszu. Gmina pokrywa też wydatki związane z dożywianiem ubogich dzieci w szkołach. Nie stać nas na wszystko. Poza tym nie mogę równorzędnie traktować odpowiedzialnych ludzi, którzy płacą rachunki i remontują swoje mieszkania oraz tych, którzy tego nie robią. Wielu z nich mogłoby znaleźć pracę, tylko po prostu nie chce. Muszą się bardziej starać. Na razie pracujemy nad tegorocznym budżetem, więc trudno mi w tym momencie powiedzieć, czy uda się wygospodarować dodatkowe pieniądze na remonty przy Filarskiego.

W trzech parterowych budynkach mieszka 50 rodzin. Jeden z niewielkich pokoików zajmuje Ania Bartniak ze swoją dwuletnią córeczką. W pomieszczeniu temperatura taka jak na zewnątrz - plus trzy stopnie. Ania dogrzewa pokój samodzielnie skleconą dmuchawą.

- Brat pozbierał jakieś części starych urządzeń na złomowisku i złożył nam "farelkę" - wzdycha kobieta. - Dzięki temu można tu wytrzymać. U sąsiadów za ścianą jest ciepło, mam widocznie zapowietrzony grzejnik, ale nikt nie przyjdzie usunąć awarii.
Anna Bartniak na palcach obu rąk nie wyliczyłaby wszystkich usterek w kilkumetrowym pomieszczeniu. Drzwi ledwo się trzymają w zawiasach, szpary w oknach są takie, że można włożyć palec.Najbardziej jednak dokucza wilgoć i grzyb na ścianie.
- Ubrania w szafie trzeba trzymać w workach, bo gdy rano wyciągam dla córeczki ciuszki, to są wilgotne - żali się pani Ania. - W ubiegłym tygodniu robiłam porządek z naszą odzieżą. Część nie nadawała się już do użytku, drugą część ubrań musiałam od razu wyprać, bo zbyt długo leżały w wilgoci i nieprzyjemnie pachniały.

Dwa pokoje dalej wraz z mamą mieszka Janusz Bartniak, brat pani Anny. Za dwa miesiące jego narzeczona urodzi dziecko. Mężczyzna nie może się doprosić w gminie, by ta przyznała mu osobny pokój w baraku.
- Chcemy zamieszkać razem, jak prawdziwa rodzina, ale w urzędzie usłyszałem, że pokoju nie otrzymam - denerwuje się pan Janusz. - Mi nie chcą dać mieszkania, bo moja mama ma zadłużenie, a dali pijakowi, co cały czas stoi pod sklepem i wydaje ostatnie pieniądze na tanie wino! Jestem jednym z tych mieszkańców baraków, którzy pracują i zarabiają. Jestem wypłacalny, stać mnie na czynsz.
Janusz Bartniak oprowadza nas po budynku. Pomieszczenia, gdzie znajdują się toalety i prysznice, są w opłakanym stanie. Na ścianach grzyb, muszle klozetowe zarośnięte pleśnią, wszędzie unosi się nieprzyjemny zapach. - Zatkany odpływ - kwituje krótko mężczyzna. - W ubiegłym roku malowali ściany w łazience, ale farbę położyli na wilgotne ściany, więc wkrótce zaczęła odpadać płatami.
Adam, brat Janusza, wspomina, że niedawno sąsiad trafił do szpitala. Od lekarza otrzymał polecenie, że ma zmienić lokal, bo szkodzi mu wilgoć i bakterie. Nie przeprowadził się, bo nie ma gdzie. Anna Bartniak potwierdza, że dzieci w barakach często chorują: - Na lekarstwa wydajemy kosmiczne sumy - podkreśla.
Józef Burkat, dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Zdzieszowicach przychyla się do opinii mieszkańców: - Te budynki nie nadają się do mieszkania, ale nie nadają się także do remontu. Miasto powinno ludzi przesiedlić do innych lokali i zacząć przebudowę - twierdzi zarządca. - Owszem, możemy osuszyć budynek, choć kosztuje to niemałe pieniądze, ale to nie będzie dobre rozwiązanie. Zaraz potem należałoby wybudować nowe ściany, bo obecne są zbyt cienkie. Za miesiąc lub dwa znów przejdą wilgocią.

Dyrektor ZGKiM mówi, że obiekty są regularnie odkażane. Mimo to mieszkańcy baraków narzekają na insekty.
- W który kąt nie spojrzeć, tam karaluchy, w meblach mrówki faraonki - wymienia Ryszard Lubecki, jeden z mieszkańców budynku. - Żyjemy w fatalnych warunkach. Podania wszystkich lokatorów gmina pozostawia bez echa. Ja nie mogę się doprosić, by wymienili mi okno. Przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru drżę, że wpadnie mi do środka, bo ściana wokół niego jest przegniła. To są budynki przy drodze wjazdowej do miasta. Wstyd, że przyjezdni muszą patrzeć na taką biedę w jednej z najbogatszych gmin na Opolszczyźnie...
ZGKiM ma problem z uzyskaniem pieniędzy na remonty. Znaczna część mieszkańców nie płaci czynszu, bo nie pracuje. - I tak płacimy za wodę, prąd i gaz - wymienia Józef Burkat. - Ja jestem tylko zarządcą i nic nie mogę zrobić, choć i mnie razi ten problem. To władze miasta powinny znaleźć jakiś sposób na poprawę warunków życia mieszkańców baraków przy Filarskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska