Biedy nikt u siebie nie chce. Niech sobie gdzieś indziej przycupnie

123rf
123rf
Przed zajazdem we Wróblinie stoi grupka mężczyzn, pozostali powoli się schodzą. Wyczuwalny stan oczekiwania, "co będzie z tego spotkania z władzami Opola".

- O, tam gdzie elewatory, przy ulicy Mikołaja chcą nam postawić budynek dla bezdomnych - wskazuje Klaudiusz Midola. Mówi, że od zawsze mieszka we Wróblinie.

- Pewnie, że tego u nas nie chcemy - przyznaje Midola. - Ale chodzi o to, że u nas ani klubu, ani sklepu. No, nic. Wiadomo, że każdy chce gdzieś mieszkać, ale czemu mają tutaj… Ludzie się boją, że to będą Cygany, pijaki. Albo młode matki, co to zostawią dzieci i pójdą…

Pan Władysław (nie chce podać nazwiska) dorzuca: - Ludzie się boją i mają rację. Po jaką cholerę budować slumsy? Teren wokół nich będzie już "skażony".

Ktoś z wchodzących podziela pogląd pana Władysława: - Ludzie się pobudowali, a przez budynek socjalny ich nieruchomości stracą na wartości.

- Niech im dadzą coś w blokach - dorzuca pan Władysław i znika w zapełniającej się sali Zajazdu "Marysieńka".

Danuta Wesołowska, wiceprezydent Opola, rozpoczyna spotkanie, zaczyna mówić o konieczności stworzenia domu, w którym zamieszkają mniej zamożne rodziny i samotne matki z dziećmi, niepełnosprawni, opuszczający domy dziecka. - To są ludzie tacy sami jak my, tylko ich nie stać na kupno mieszkania - przekonuje zebranych. - Nie stać ich też, żeby wynająć jakiekolwiek mieszkanie.

Prezydent prosi, żeby nie utożsamiać ich z patologią, bo to dla nich bardzo krzywdzące. Mówi też, że w Opolu istnieje gorąca potrzeba stworzenia pięciuset mieszkań komunalnych dla mieszkańców miasta, z czego część socjalnych, dla najuboższych.

- Musimy je budować, dlatego rozważamy różne lokalizacje - dodaje wiceprezydent Wesołowska. - A tutaj miałoby powstać około dwudziestu mieszkań, w połowie byłyby to mieszkania socjalne, dla osób w szczególnie trudnej sytuacji życiowej…

Jak oni dojadą, jak się ogrzeją?

Padają pierwsze pytania. Czuć atmosferę na "nie", choć nikt tego wprost nie artykułuje.

- Jak najuboższych będzie stać na dojazdy do centrum? - martwi się ktoś z sali, ale zaraz troska znika i pojawia się inny ton w głosie: - Skoro Wilsona się nie zgodziła na lokalizację u siebie…

Wszyscy rozumieją, o co chodzi. Wcześniejszy pomysł miasta postawienia budynku z mieszkaniami socjalnymi przy ul. Wilsona upadł kilka miesięcy temu. Po protestach mieszkańców.

Znów wraca troska. Ktoś pyta, jakie ma być ogrzewanie w budynku przy ul. Mikołaja. Ciepłociągu tu nie ma, a skoro przy Wilsona jednym z argumentów na "nie" była konieczność ogrzewanie elektrycznego, czyli nie na kieszeń przyszłych lokatorów…
Śmiech, gwar i pytania: dlaczego właśnie u nas?

Z sali pada propozycja stworzenia giganta socjalnego w budynkach przy ul. Zbożowej w Opolu. W podtekście: byłoby miejsce dla wszystkich i po problemie.

Wstaje brunetka, od siedmiu lat mieszka w tej dzielnicy. Wyjaśnia, że pracuje w budżetówce i stąd jej zainteresowanie stroną budżetową. - Czy nie lepiej dla miasta gdzieś globalnie zrobić więcej mieszkań, a nie wydawać publiczne pieniądze na pojedyncze, tak jak tutaj? - pyta i zmienia temat: - Pracowałam kiedyś w banku i uczono mnie, żeby wobec klientów zachowywać się tak, jak by się chciało, żeby wobec nas zachowywali się inni. A jak nasze problemy są brane pod uwagę? Przecież o naszej dzielnicy zapomniano!

Sala bije jej brawo. Ludzie mają żal do ratusza, że choć składali wiele próśb i postulatów w sprawie swojej dzielnicy, to miasto się do nich nie ustosunkowało.

Bieda bez ładu i składu

Jakiś starszy mężczyzna ma dość dyplomacji, mówi wprost: - Wiemy, jacy są mieszkańcy budynku socjalnego na Odrzańskiej, przy Kępskiej. Nawet jak nie płacą, to eksmisji nikt im nie robi, płaci za nich miasto. Oni żyją na nasz koszt!

Mężczyzna, ten, którego działka budowlana graniczyłaby z budynkiem socjalnym, stwierdza: wszystko wskazuje na to, że chce się tych ludzi ukryć gdzieś poza miastem, czyli tam, gdzie są elewatory zbożowe. Przy Mikołaja.

Wiceprezydent: - Nikogo nie chcemy ukryć, szukamy dobrej lokalizacji.

- Jestem budowlańcem - przedstawia się mężczyzna w niebieskiej koszuli. - To skazane jest na niepowodzenie, okna tego bloku będą wychodziły na mur PZZ, w ogóle w tym przypadku trudno tutaj mówić o ładzie budowlanym…

Młoda filigranowa blondynka w okularach proponuje, żeby już nie mówić o ładzie budowlanym, a raczej o ładzie społecznym.

- Sześć kilometrów do centrum miasta to zbyt duża odległość, dla tych ludzi będzie gorszy dostęp do szkoły, do pracy - przekonuje. W efekcie ci z socjalnych będą skazani na nicnierobienie.

Prezydent pyta: - Ilustrujecie ulicą Odrzańską, a czy macie wyłącznie idealnych sąsiadów? Przecież nigdy tak nie jest…

To nie przemawia do ludzi, którzy coraz mniej ważą słowa.

- A co, nie widać, jak ci z Kępskiej w autobusie się zachowują, jak są ubrani? - peroruje kobieta, od pokoleń mieszka we Wróblinie. - Dlaczego na Wilsona nikt ich nie chciał? Tylko że tam mieszkają szychy, poradziły sobie. Nieładnie, jak z nami postępujecie. Tam zamknęli wam buzie.

Chwila przerwy i mówi dalej: - Będą w naszych ogródkach pędzlować, śmieci po Wróblinie roznosić…

To nie jest grunt pod rodzinę

Członkowie rady dzielnicy zaczynają od pytania do wiceprezydent: - Jakie państwo instrumenty prawne przewidujecie, jeżeli będzie dochodziło do zachowań przestępczych w budynku socjalnym? O tym, że poziom przestępczości jest wyższy w budynkach socjalnych, mówią nieubłagane statystyki.

Prezydent: - Naszym celem jest integracja oraz aktywizacja społeczna i zawodowa osób zagrożonych wykluczeniem społecznym. Takie działania prowadzi skutecznie Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie i Powiatowy Urząd Pracy. Gdy dochodzi do naruszenia ładu społecznego, możliwa jest interwencja straży miejskiej, policji…

Sala wybucha śmiechem.
- Przecież policja na wezwanie nie przyjedzie - krzyczy ktoś z boku.
Niezrażona wiceprezydent kontynuuje: - Nie wolno nam z góry założyć, że to są rodziny złe. Dlaczego tych ludzi pozbawić pomocy?

Kobieta z rady dzielnicy: - Wypowiem się jako matka, że brak uzasadnienia dla takiej lokalizacji. Nie ma sklepu, placu zabaw. To nie jest grunt pod rodzinę!
Mężczyzna, który kupił działkę: - Będę się bał dziecko wypuścić na podwórko, jak będą budynki socjalne.

Wiceprezydent: - Leży mi na sercu dobro wszystkich dzieci.

Kobieta reprezentująca radę dzielnicy pyta, jakimi argumentami kierowało się miasto, że właśnie w tym miejscu chce budować budynek socjalny. I nie czekając na odpowiedź, dodaje: - Kiedy Wróblin to już jedyne miejsce w Opolu, gdzie można kupić działkę budowlaną. Dlaczego nie zrobić tutaj dzielnicy domków jednorodzinnych?

Ktoś jeszcze dorzuca, że przecież miała to być dzielnica luksusowa, tak obiecywano im w dwadzieścia lat temu. Kobieta, ta od pokoleń we Wróblinie, zauważa ironicznie, że widać ci z Wilsona nie muszą mieć sumienia. - A co, my musimy mieć sumienie? - pyta rozglądając się po sali.

Spotkanie się kończy.
- Chcemy jak najwięcej rozmawiać, szczególnie o waszej dzielnicy, o dalekosiężnych planach jej rozwoju - mówi na pożegnanie wiceprezydent Wesołowska.

Ani socjalu, ani helikopterów, ani radaru

Mieszkania komunalne nie mają w Opolu szczęścia. Pierwsze od wielu lat miały powstać na miejskiej działce przy ul. Wilsona w Kolonii Gosławickiej. Urząd miasta już podpisał umowę z wykonawcą, kiedy zaprotestowali mieszkańcy dzielnicy. Napisali do prezydenta, że działka, na której mają powstać mieszkania socjalne, jest ich terenem rekreacyjnym, a ponadto taka "inwestycja" obniży wartość ich nieruchomości. Nieoficjalnie mówili wprost, że boją się lokatorów "socjalu", że przez nich dzielnica zejdzie na psy. Prezydent się ugiął, budowę wstrzymano, choć ratusz zapłacił już za projekt.

Ludzie protestują nie tylko przeciwko budowie mieszkań socjalnych. Przez wiele lat ciągnęła się sprawa lądowiska dla śmigłowców ratunkowych przy opolskim WCM, niezbędnego do szybkiego transportu ciężko rannych i chorych. Protestowali właściciele pobliskich domów jednorodzinnych, że hałas lądujących i startujących helikopterów nie da im żyć. Ale bardziej chodziło im o to, że bliskość lądowiska może obniżyć wartość ich nieruchomości.

Z kolei mieszkańcy Góry św. Anny nie zgadzają się na budowę radaru meteorologicznego, który będzie ostrzegał o groźnych zjawiskach atmosferycznych, takich jak np. tornado, które spustoszyło kilka lat temu okolice Strzelec Opolskich.

- Wiemy, że ta inwestycja jest potrzebna - zaznaczają protestujący. - Tylko dlaczego tak blisko naszych domów?

Twierdzą, że boją się szkodliwego dla zdrowia promieniowania radaru, i nie chcą przyjąć do wiadomości, iż urządzenie będzie całkowicie niegroźne dla ludzi. W rzeczywistości chodzi o inny, znany już strach - że sąsiedztwo radaru, jego widok obniży wartość ich domów.

Andrzej Jakiel, opolski ekspert rynku nieruchomości, nie pozostawia złudzeń, że to zjawisko marginalne.

- Ludzie chcą mieć spokój i poczucie bezpieczeństwa, stąd powstają osiedla za szlabanami - tłumaczy Jakiel. - Każdy, kto buduje bądź kupuje mieszkanie czy dom, pyta o otoczenie, a to ma przełożenie na cenę nieruchomości. Natomiast jeśli powstają mieszkania socjalne, to dla komfortu powinno być ich maksymalnie dziesięć w budynku.
Jak dodaje, najlepiej, gdy są rozproszone po całym mieście, bo wtedy ich mieszkańcy mogą się wkomponować w otoczenie i nie powstaje groźba powstania getta. Błąd ze spychaniem wielu niezamożnych ludzi w jedno miejsce powoduje, że potem cała okolica przez wiele lat cieszy się złą sławą, choć nie ma już ona nic wspólnego z rzeczywistością.

- Bywa, że młodzi już nie wiedzą o tej niechlubnej sławie, a w Opolu np. tak było z ulicami Szpitalną i Bończyka - mówi Andrzej Jakiel. - Ale wielu starszych nadal by nie kupiło mieszkania przy tych ulicach. Dlatego dla dobra wszystkich "socjalne" muszą być poprzetykane jak rodzynki w cieście wśród tych zwyczajnych.

Problem w tym, że sprzeciw budzi nawet niewielka liczba takich mieszkań. Jak w przypadku tych rozważanych przy ul. Mikołaja w Opolu, gdzie wcale nie zamieszkałaby "patologia", ale biedne rodziny, którym z różnych, niezależnych od nich przyczyn w życiu się nie powiodło.

Dlaczego ludzie, którzy sami z trudem dorobili się domów i nie zamierzają ich sprzedawać, zaczynają myśleć i mówić tak, jakby codziennie spekulowali na rynku nieruchomości?
Co się dzieje, że nie mamy na uwadze potrzeb innych, a jesteśmy zapatrzeni w siebie? Dlaczego człowiek biedniejszy, słabszy wzbudza w nas strach, niechęć, zamiast odruchu pomocy?

- Wszystko jest OK, dopóki nic się nie dzieje wokół naszego domu - mówi dr Tomasz Grzyb, psycholog społeczny. - To nie dotyczy tylko Opolan czy Polski, ale jest charakterystyczne także dla innych społeczeństw. Kiedy w przedziale siedzą trzy osoby, a dosiada się czwarta, to wcale nie jesteśmy z tego zadowoleni. Czwarta osoba burzy nam dotychczasowy ład. Istnieją kultury, które przedkładają interes ogółu nad interes własny, partykularny. Dotyczy to kultury azjatyckiej. My tak nie rozumujemy, wyżej stawiamy dobro jednostki niż ogółu.

Aby to zmienić, trzeba wielu zabiegów, które nie zawsze gwarantują powodzenie. - To są transakcje: my chcemy to, ale oferujemy wam to - tłumaczy dr Grzyb. - Np. postawimy mieszkania socjalne, ale poprawimy poczucie bezpieczeństwa, stawiając stały posterunek.
Czas ucieka. W Opolu potrzeba pół tysiąca mieszkań komunalnych, a nie można znaleźć miejsca nawet na dwadzieścia. Ludzie, którzy na nie czekają, z miasta nie znikną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska