Bo my nie są głupie baby!

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
W domu pani Edyty można znaleźć siedem stołów - po jednym w każdym pokoju. - Stół w śląskiej tradycji jest bardzo ważny - mówi Ślązaczka nad Ślązaczkami.
W domu pani Edyty można znaleźć siedem stołów - po jednym w każdym pokoju. - Stół w śląskiej tradycji jest bardzo ważny - mówi Ślązaczka nad Ślązaczkami.
Edyta Koj, sprzątaczka z Żędowic, pokonała w konkursie "Po naszymu, czyli po śląsku" zawodowych gawędziarzy z trzech województw. Została najlepszą Ślązaczką ostatniego 10-lecia.

Sprzątaczki to wcale nie są głupie baby, tak jak się niektórym wydaje - mówi Edyta Koj, przecierając starannie szkolny korytarz. Dochodzi godzina 21.00, a jej wciąż do wyszorowania została klatka schodowa. Pani Edyta wykręca szmatę w wiadrze i zawija ją na miotłę. Jest już trochę zmęczona, bo właśnie kończy sprzątanie 800 m kw. podłóg - to tak, jakby zmyła podłogi w kilku willach. Przed świętami będzie musiała umyć jeszcze 40 okien.

- Czasy, w których do sprzątania garnęły się tylko osoby bez wykształcenia albo z niskimi ambicjami już dawno minęły - ciągnie dalej temat. - Ja pracowałam kiedyś jako chemiczka w zakładzie w Krupskim Młynie. Nastało bezrobocie i mnie zwolnili. Znalazłam pracę taką, jaka była. Mi odpowiada, ale niektórzy się tego wstydzą. Byłam kiedyś świadkiem, jak jednej sprzątaczki pytali się, gdzie pracuje i co robi. Odpowiadała wymijająco, że w szkole..., że w obsłudze... Jakby nie potrafiła wydusić z siebie tego jednego słowa. A przecież tutaj nie ma czego się wstydzić.

Pani Edyta przeciera ostatnie schody. Za chwilę zgasi światło, zamknie szkołę, wsiądzie na rower i pojedzie do domu.

- Drażni mnie jeszcze jedno. Że ludzie na hasło "sprzątaczka" wyobrażają sobie babę w brudnym fartuchu i z chustą na głowie, która biega ze szmatą, bo nawet liczyć nie potrafi. A wiele sprzątaczy to przecież wykształcone osoby. Wystarczy spojrzeć na młodzież, która wyjechała za pracą, np. do Angli.

To synowie ją wkręcili

Pani Edyta mieszka w Żędowicach w domku jednorodzinnym. W środku nie ma luksusów, ale - jak na sprzątaczkę przystało - jest w nim czysto na błysk.

Przed domem stoją idealnie wypielęgnowane krzewy, a trawa jest równo przystrzyżona - dbają o to synowie: 23-letni Michał i 25-letni Tomek. Po śmierci ojca, który odszedł nagle 6,5 roku temu, to oni przejęli częściowo rolę głowy rodziny i pomagają mamie w obowiązkach.

- Cała historia z tym konkursem zaczęła się jeszcze w 1997 roku, gdy Gabriela Koźlik, laureatka konkursu, jedna z mieszkanek Żędowic, namówiła mojego rozgadanego Tomka, żeby tam wystąpił - tłumaczy pani Edyta, która właśnie wróciła z pracy do domu. - Godkę to on już wtedy miał opanowaną do perfekcji, bo w naszym domu się nie mówi, ino godo. Tak było już za czasów naszych ołmów i ołpów, i jako tradycja zostało do dziś.

Pani Edyta mówi, że jeszcze nigdy z tego powodu jej rodziny nie spotkały nieprzyjemności.
- U nas w gminie to nawet w ratuszu się godo, bo przecież większość urzędników to ludzie stąd - przyznaje.

Tomkowi, który pojechał na konkurs, tak się spodobało, że w 1998 r. wybrał się tam drugi raz, a w 1999 r. zdobył tytuł Młodzieżowego Ślązaka Roku.

Teksty o reformach w szkole, ówczesnej młodzieży i życiu w Żędowicach napisała mu mama. Gdy je deklamował, publiczność przerywała mu oklaskami 13 razy.

- Te teksty do dziś są aktualne - mówi pani Edyta, wyciągając z szafki segregator. Czyta.
"Wiecie, co mnie truje? Ta dzisiejsza młodzież. Durch narzekają. Ledwo się łożynią to zarołz chcieliby mieć fajnoł chałpa, bmw abo mercedesa i kupa pieniędzy, a do tego wszystkiego, żeby rance i nogi miały pokój."

Po tym jak, Tomek zdobył tytuł Ślązaka Roku, postanowili, że wykorzystają talent pisarski mamy jeszcze raz. Ale tym razem to nie oni będą recytować.

- Zdecydowaliśmy, że zgłosimy ją po cichu do konkursu - wspomina Tomek.
- Wy pierońskie gizdy! Wrobiliście mnie! - krzyczała do chłopców pani Edyta, gdy w skrzynce na listy znalazła zaproszenie na konkurs. Mimo tego zdecydowała się wziąć w nim udział.
"Joł je chemik i sztyry języki znom: po polsku, po śląsku, głośno i po cichu. A jak się wnerwie, to mi i łacina perfekt idzie. (...) Aż się w końcu udało. No i pierwszego września, do kupy z moimi synami, zaczęli my swoje kariery w szkole. Oni jako uczniowie, joł jako sprzątaczka" - opowiadała wtedy o tym, jak poszukiwała pracy. Nie miała sobie równych i wygrała. To był 2004 rok. Pani Edyta Koj zgarnęła tytuł Ślązaczki Roku.

Nie sądziła, że wygra

Kilka tygodni temu w skrzynce na listy znalazła podobne zaproszenie, jak to w 2004 roku. Na 21. edycję konkursu organizatorzy zdecydowali wybrać "Ślązaka nad Ślązakami". To miało być starcie gigantów - najlepszych śląskich gawędziarzy z ostatnich 10 lat.

Ale o wygranej pani Edyta nawet nie marzyła. Pomyślała, że nie da rady w starciu z ludowymi artystami i zawodowymi kabareciarzami. Ponadto uświadomiła sobie, że od ostatniego występu przed tak dużą publicznością minęło aż 7 lat.

- Ale mamo, Ty na pewno wygrasz, bo gadanie masz przecież w genach - pocieszali ją synowie i przypominali, że gdy rodzina zjeżdża się do nich do domu, to mama potrafi zdominować dyskusję przy stole. Nie ma dla niej znaczenia, czy rozmowy dotyczą kuchni, polityki czy historii. Ona mówi - a wujkowie i ciotki słuchają.

- A wy, pachoły jedne, to może mało godacie? - odpowiadała z przekąsem.
Do samego występu pani Edyty nie trzeba było namawiać. Siadła wieczorem nad pustą kartką i gdy wszyscy zasnęli, napisała swój tekst. Syn Michał obiecał natomiast, że będzie towarzyszyć mamie i trzymać kciuki.

Tak się zostaje Ślązaczką nad Ślązaczkami

Do Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu zjechały w minioną niedzielę prawdziwe tłumy. Ostre światła reflektorów oświetlały kolejnych uczestników. Pani Edyta weszła pewnie na scenę i oczarowała wszystkich.

- Była niezwykle prawdziwa w tym, co mówiła - przyznaje prof. Dorota Simonides, która obok prof. Jana Miodka zasiadła w jury konkursu. - Urzekła nas swoją kulturą, inteligencją i błyskotliwością.
O czym Edyta Koj godała na scenie? O z pozoru błahej rzeczy, czyli roli stołu, który w śląskim domu stoi zawsze pośrodku największego pokoju. A w domu pani Edyty można znaleźć aż 7 stołów - po jednym na każdy pokój.

- I każdy służy do czegoś innego - przyznaje pani Edyta. - Do tego w przedpokoju siadają goście, którzy przyszli na chwilę, na tym w kuchni szykuję obiad, a ten przed telewizorem służy w zasadzie do wszystkiego. Mamy jeszcze oczywiście stół w jadalni, jeden w sypialni, a dwa stoją w pokojach synów.
Stół w jadalni pełni szczególną funkcję. W każdą niedzielę pani Edyta zbiera się przy nim z synami, by nie tylko zjeść, ale omówić rodzinne sprawy. Podczas występu porównała ona stół do ołtarza, na którym też jest białe płótno i na którym absolutnie nie można kłaść nóg.

"Stół. Połra wyheblowanych desek, cztyry łapy, niby nic szczególnego, ale jakoł moł w sobie siła. Wiela się przy nim dzieje! Łon zbieroł ludzi do kupy przy jołdle, robocie, rozprawce, jak płaczą i jak się radują, a nawet jak rzykają, bo krzyż tyż trza kajś postawić, choby jeno jak je kolęda" - mówiła na scenie.

Tekst nie był na wesoło. Skłonił ludzi do przemyśleń. Po występie jurorzy postanowili jeszcze przepytać panią Edytę.

- A jaką jeszcze rolę może pełnić stół? - drążyła prof. Simonides.
- To też symbol pojednania. Weźmy dla przykładu okrągły stół albo ostatnią wieczerzę - odparła po chwili namysłu.
- A skąd w ogóle wzięła się nazwa stół? - nie odpuszczał prof. Jan Miodek
- Pewnie od stania! - nie dawała za wygraną pani Edyta.
Jurorzy długo debatowali o tym, komu przyznać tytuł Ślązaka nad Ślązakami. W końcu zapadła decyzja.
- Zwycięzcami zostali ex- aequo Edyta Koj z Żędowic i Łucja Dusek z Jaworzynki - ogłosili.
Pani Łucja urzekła jurorów opowieścią o trudnym życiu w górach. Honorowym laureatem konkursu został natomiast Jerzy Buzek.

Syn Michał, który towarzyszył swojej mamie, poderwał się wtedy z krzesła i zaczął głośno bić brawo. Ale dopiero w domu dotarło do niego, że zdobyła ona najważniejszy tytuł, jaki może być przyznany Ślązakowi, który przyznawany jest raz na 10 lat!

Teksańczycy czekają

SŁOWNICZEK

durch - ciągle
jeno - tylko
jołdło - jedzenie
kaj - gdzie
przy rozprawce - przy rozmowie
rance - ręce
rzykać - modlić się
truje - denerwuje
wiela - ile
wnerwić - zdenerwować

W nagrodę za zwycięstwo w konkursie panie Edyta pojedzie z synem Tomkiem do USA. W gorącym Teksasie przejdzie śladami śląskich Teksańczyków, którzy ponad 150 lat temu wyemigrowali za wielką wodę w poszukiwaniu nowego życia. Ich opiekunem będzie ks. Franciszek Kurzaj - duszpasterz Ślązaków w San Antonio.

- Ojej. Tak daleko to ja jeszcze nigdy nie byłam - śmieje się pani Edyta. - Moje najdalsze podróże sięgały Niemiec i Holandii, bo co roku jeżdżę tam podczas wakacji dorobić do skromnej pensji. Byłam też raz w Brukseli zobaczyć stolicę Unii Europejskiej. Bardzo się cieszę na ten wyjazd do USA. Znowu dowiem się czegoś nowego. Może nawet z tej okazji jakiś tekst napiszę i im go tam opowiem. z

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska