Bomba prosto z Google'a. Internet pełen przepisów na ładunki wybuchowe

Tomasz Gdula
Anders Breivik wyprodukował bombę, którą zdetonowano w centrum Oslo, z nawozów azotowych. Te nawozy kupić może każdy w dowolnej ilości, a przepisów na groźne ładunki nie brakuje w internecie.

Breivik w swojej posiadłości zgromadził duże ilości nawozów azotowych norweskiego potentata, firmy Yara. Były to głównie produkty na bazie saletry, podobne do tych, które produkują działające w tej samej branży ZAK z Kędzierzyna-Koźla. Próbowaliśmy ustalić, czy nawozy opolskiej firmy można wykorzystać do niecnych celów, ale nadesłana odpowiedź to niewiele mówiąca korporacyjna papka. Bardziej otwarty był jeden z doświadczonych chemików z ZAK, do którego udało nam się dotrzeć.

- Nasza saletra ze względu na swój charakter byłaby trudna do wykorzystania przy produkcji bomby. Ale oczywiście nie oznacza to, że w ogóle się do takiego szaleńczego celu nie nadaje - mówi nasz informator. Potwierdza też, że wśród chemikaliów produkowanych przez ZAK i inne polskie firmy tego sektora można znaleźć wiele potencjalnych komponentów ładunków wybuchowych.

U nas tylko straszą

Na Opolszczyźnie ostatni alarm bombowy miał miejsce 20 lipca, dwa dni przed atakiem szaleńca w Norwegii. Ogłoszono go na części os. Grota-Roweckiego po anonimowym telefonie, informującym, że w jednym z marketów podłożona jest bomba. Okazało się, że od 18 do 21 lipca ten sam sprawca podobne alarmy wszczął w marketach i galeriach handlowych we wszystkich większych miastach Polski.

Z kolei 4 maja po tym, jak do Sądu Rejonowego w Kędzierzynie-Koźlu zadzwonił tajemniczy mężczyzna i poinformował, że w gmachu jest ładunek wybuchowy, na miejsce przyjechali policyjni specjaliści z psem przeszkolonym do wyszukiwania materiałów pirotechnicznych.

- Prezes sądu zdecydował o ewakuacji i budynek został zamknięty - relacjonował portalowi nto.pl Hubert Adamek, rzecznik policji w Kędzierzynie-Koźlu.

Praca sądu została zdezorganizowana, lecz alarm okazał się fałszywy. Żadnej bomby w sądzie nie było, ale sprawca całego zamieszania na razie pozostaje nie namierzony, a więc bezkarny.
Podobnych zdarzeń jest co roku dużo więcej, ale bomby w naszym kraju wybuchają na szczęście rzadko. Ma to jednak także złe strony.

- Stanowimy dla terrorystów tzw. miękki cel, m.in. dlatego, że nasze społeczeństwo nie jest wyczulone na zagrożenia, tak jak Amerykanie czy Brytyjczycy - mówi gen. Gromosław Czempiński, były szef Urzędu Ochrony Państwa. - Gdy na Zachodzie leży jakiś bezpański pakunek, od razu wzbudza to reakcję przechodniów, którzy wzywają policję. U nas takie reakcje są o wiele rzadsze - dodaje.

Zdarza się jednak, że i w Polsce wybuchają groźne ładunki, podkładane przez szaleńców.

Terrorysta wejdzie gdzie chce

Telefonów alarmujących o bombach podłożonych w sądach, szkołach, szpitalach, sklepach i innych obiektach użyteczności publicznej w Polsce zdarza się kilkaset rocznie i zawsze scenariusz jest taki sam: po otrzymaniu informacji o rzekomej bombie szef zaalarmowanej instytucji decyduje o ewakuacji wszystkich obecnych, chociaż w 99 procentach przypadków alarm okazuje się tylko głupim żartem. Nie można jednak lekceważyć żadnego sygnału, bo skonstruowanie bomby to prosta sprawa.

- Osoby, które zdecydują się na taki krok, nie będą miały trudności ze zdobyciem niezbędnych do tego materiałów pirotechnicznych - przyznaje płk Leszek Artemiuk, prezes Polskiego Stowarzyszenia Specjalistów Bombowych. Ta organizacja zrzesza ekspertów od zabezpieczenia przed atakami bombowymi, z czym w Polsce wcale nie jest dobrze. - Niedługo odbędzie się Euro 2012, tymczasem w naszym kraju kompletnie brakuje przepisów dot. zabezpieczenia imprez masowych pod kątem antyterrorystycznym.

Sam przepis na bombę nie wystarczy. Trzeba jeszcze mieć wiedzę, choćby o zasadach bezpieczeństwa, jakie należy zachować podczas konstruowania ładunku

Zdaniem płk. Artemiuka każdy obiekt, na którym odbywa się taka impreza, powinien przed jej rozpoczęciem zostać sprawdzony przez antyterrorystów i takiej samej kontroli należy poddać każdego wchodzącego na imprezę. Niestety w Polsce nie robi się tego wcale, a podczas piłkarskich mistrzostw Europy kontrole w tym zakresie będą jedynie wyrywkowe. Scenariusz, że jakiś szaleniec wejdzie na stadion obwieszony ładunkami wybuchowymi i zdetonuje je w tłumie, jest u nas niestety bardzo realny. Jeśli ktoś taki się znajdzie, bardzo prawdopodobne, że nikt z służb porządkowych nie stanie mu na drodze.

Bomba z internetu

Sprawdziliśmy. Konstrukcja samej bomby nie będzie dla szaleńca wielkim kłopotem. Wszystko, co niezbędne, można uzyskać, nie ruszając się z domu. W internecie roi się od przepisów na konstrukcję ładunku wybuchowego i nie zawsze chodzi tylko o petardy domowej produkcji na bazie sproszkowanych sztucznych ogni. Wystarczy chwile poszperać po sieci i można natrafić na szczegółowe instruktaże, jak krok po kroku skonstruować silny ładunek, wypełniony gwoździami czy śrubami.

- Zakup komponentów chemicznych jest oczywiście nielegalny, ale osoby, które się na to decydują, mają tego pełną świadomość. Ich nabycie zwykle nie stanowi dla nich wielkiego problemu - mówi płk Artemiuk. Zastrzega jednak, że sam przepis nie wystarczy, bo do budowy bomby potrzebna jest też elementarna wiedza, np. o zasadach bezpieczeństwa. - Nie znający ich domorośli konstruktorzy często giną podczas swoich "zabaw" - dodaje specjalista.

Dziś każdy może bezkarnie zamieścić na swojej stronie internetowej recepturę bomby. W czerwcu rząd przyjął wprawdzie projekt przepisów, przewidujących za podobny czyn karę do pięciu lat więzienia, ale kiedy wejdą one w życie - nie wiadomo.

Internet czasem może jednak posłużyć do utrudnienia produkcji bomb i to nawet zawodowym terrorystom. Udowodnił to brytyjski wywiad MI6, włamując się na serwer wydawanego przez Al-Kaidę czasopisma "Inspire". Agenci wykradli stamtąd zamieszczony na jednej ze stron przepis na bombę i zastąpili go recepturą… ciasta na mufinki. Nie zmienia to niestety faktu, że chociaż bardzo wiele poradników dla bombiarzy pisanych jest przez niemających większego pojęcia na ten temat amatorów i kończy się stwierdzeniem "wydaje mi się, że to powinno zadziałać", to nam w ciągu kilku minut surfowania po sieci udało się znaleźć dwie strony, napisane fachowym językiem, które mogą być praktyczną wskazówką dla szaleńców, którzy wzorem Breivika chcieliby skonstruować groźny ładunek.

Kraków w huku bomb

W stolicy Małopolski przez kilka tygodni mieszkańcy dzielnic willowych podejrzliwie patrzyli na każdego nieznajomego, a strach przed bombiarzem zaczynał przypominać paranoję.

- Kilka dni temu, krótko przed schwytaniem bombiarza, sąsiad przegonił i lekko poturbował chłopaka, który czekał przy płocie na córkę sąsiadów, bo mieli razem iść na jakąś imprezę - opowiada
Magdalena Makarowicz z osiedla Prądnik Czerwony. - Gdy Aneta, dziewczyna tego chłopca, zobaczyła, co się dzieje, wybiegła z domu i pokłóciła się z sąsiadem. Ale on przecież chciał dobrze, my tu w ostatnich dniach naprawdę zwracaliśmy uwagę na każdego obcego.

Krakowski bombiarz to domorosły konstruktor ładunków wybuchowych, które nikogo nie zabiły, ale poraniły pięć osób. Okazał się nim 35-letni Rafał K., mieszkaniec Nowej Huty.

Bombowe lata 90.

Polska ogólnie jest krajem bezpiecznym, gdzie eksplozje są rzadkością. Trzeba jednak pamiętać, że za jeszcze spokojniejszy kraj uchodzi Norwegia. Oznacza to, że nie liczą się policyjne statystyki, ale sprawność działania służb specjalnych.

- Potencjalnych szaleńców można złapać, tylko inwigilując internet lub prowadząc nasłuch rozmów telefonicznych osób uznanych za potencjalnie groźne - mówi gen. Czempiński. - Wiem, że wielu uważa takie działania za ograniczanie ich wolności, ale jeśli nie będzie się ich prowadzić, oddamy pole terrorystom, a to skończy się tragedią.

Najwięcej ataków bombowych w Polsce miało miejsce w latach 90., gdy gangsterskie porachunki i próby wymuszania haraczy od przedsiębiorców kończyły się licznymi eksplozjami przed posiadłościami nowobogackich albo w pubach, dyskotekach i restauracjach. Najbardziej znanym terrorystą bombowym przełomu wieków w naszym kraju był warszawski "rurabomber", czyli Mariusz Soćko, który od września 1998 do stycznia 1999 podłożył w Warszawie pięć ładunków i ranił trzy osoby, w tym dwie ciężko. Sąd skazał go na 14 lat więzienia.

Bomby wybuchają na całym świecie, kilkanaście lat temu stosunkowo często zdarzało się to w USA, ostatnio jednym z najbardziej narażonych na taki terroryzm krajów jest Rosja. Udało się za to zwalczyć bombowy terroryzm powietrzny, który zbierał krwawe żniwo w latach 70. i 80. Najbardziej znanym zamachem tego typu była eksplozja samolotu nieistniejących już linii Pan Am nad szkockim miasteczkiem Lockerbie. 21 grudnia 1988 w lecącym z Londynu do Nowego Jorku boeingu 747 na wysokości 11 tysięcy metrów eksplodowała bomba. Zginęło 259 pasażerów samolotu i 11 mieszkańców miasteczka, zabitych przez spadające z nieba szczątki maszyny. Sprawcami byli Libijczycy. Do zamachów na WTC z 11 września 2001, gdzie za bomby posłużyły samoloty, był to drugi najkrwawszy zamach terrorystyczny w historii. Jeszcze większe żniwo (329 ofiar) zebrała eksplozja bomby na pokładzie jumbo jeta należącego do India Airlines, lecącego z Montrealu do New Delhi. Zamach ten, za którym stali separatyści sikhijscy, miał miejsce 23 czerwca 1985 na wysokości atlantyckiego wybrzeża Irlandii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska