Bruno Kochanek - konstruktor z Wróblina

fot. Witold Chojnacki
– To będzie nowy rower żony – mówi Bruno Kochanek.
– To będzie nowy rower żony – mówi Bruno Kochanek. fot. Witold Chojnacki
- Mój mąż jeszcze chyba tylko łodzi podwodnej nie zrobił - śmieje się Gizela Kochanek. - Ale pewnie gdyby chciał, to i ją by skonstruował. Potrafi zrobić wszystko.

Bruno Kochanek, mieszkaniec opolskiego Wróblina, zbudował najpierw kilka prostych łódek i niewielką kabinową żaglówkę. Zrobił ją ponad 20 lat temu, ale łajba pływa do dziś. Głównie po Odrze, bo Jezioro Turawskie za brudne.

- Przy tej łódce sporo czasu spędziłem w bibliotece uniwersyteckiej - opowiada. - Prosty chłop jestem, żaden ze mnie konstruktor. Nigdy nie miałem nic wspólnego z inżynierią czy budownictwem. A żeby zbudować łódź, musiałem przecież wiedzieć, od czego zacząć...
Kiedy zgłosił do Okręgowego Związku Żeglarskiego w Opolu, że będzie budował łódkę, to tam pukali po głowach.

- Myśleli, że nie dam rady. Jak się potem okazało, że łódka spełnia wszystkie warunki, to nie było już śmiechu - opowiada.

Pan Bruno wymyślił też łódź wyrzeźbioną w... styropianie.
- To taki mój patent - śmieje się. - Styropianową łupinę pociągnąłem laminatem używanym do pokrywania łodzi i już. Oddałem ją potem do jednej z wypożyczalni sprzętu wodnego w Turawie. Długo pływała, ale ostatnio gdzieś zniknęła.

Kto da radę, jak nie ja

Łodzie to już jednak przeszłość. Od czterech lat Bruno Kochanek każdą wolną chwilę poświęca rowerom. Na organizowany kilka tygodni temu w Niwkach rajd im. Joachima Halupczoka zrobił na przykład replikę pierwszego prototypu roweru sprzed wieków, drezyny.

- To taki pojazd, który składał się z dwóch kół, zaczepionej na nich prostej ramy, kierownicy i siodełka - opowiada pan Bruno. - Nie miał pedałów, łańcuchów ani hamulców, więc jadący nim człowiek odpychał się nogami i hamował piętami.

W garażu mieszkańca Wróblina jest też stylowy bicykl, który dostał w zamian za inny rower. - I oczywiście nie spocznę, póki nie zrobię sam takiego - zapowiada konstruktor.
Jednak największą pasją Brunona Kochanka są rowery poziome, czyli takie, na których jeździ się w pozycji półleżącej. Tyłek niżej, nogi wyżej.

- Bruno jest jak Grek Zorba - tak jak on zatraca się w swojej pracy - śmieje się Sławomir Szota, kolega konstruktora z Wróblina. Razem należą do Opolskiego Klubu Turystyki Rowerowej "Rajder". - Zorba mawiał, że jak zaczyna przerzucać węgiel, to sam staje się węglem. Bruno ma tak samo z robieniem rowerów.

- Skonstruowałem ich już z czternaście - próbuje zliczyć. - Kilka mi się znudziło i stoją w garażu, na kilku jeżdżą znajomi i rodzina, a kilka rozebrałem.

Zaczęło się cztery lata temu właśnie od Sławomira Szoty, który na coniedzielną wyprawę rowerową klubu "Rajder" przyjechał na poziomym rowerze własnej konstrukcji.

- To było moje drugie dzieło - wspomina Sławek. - Pierwsze powstało jeszcze za komuny, pod koniec lat 80. Niczego nie było, na przykład hamulców. Więc hamowałem na tym pojeździe metodą Freda Flintstone'a - piętami. Budziłem nielichą sensację w Sławicach, gdzie wtedy mieszkałem. Drugi rower zrobiłem kilka lat temu. Ale też był trochę krzywy. Gdzie mu tam do tych, które teraz robi Bruno...
Jednak konstrukcja Sławka, choć niedoskonała, natchnęła Brunona Kochanka.

- Tak sobie pomyślałem: jak Sławkowi taki rower wyszedł i da się nim jeździć, to mnie też wyjdzie - wspomina.

Trzeba czasu i pieniędzy

Gizela i Bruno Kochankowie, Sławomir Szota, Agata i Szymek Kochanek na wspólnej wycieczce. Oczywiście wszystkie pojazdy wyszły spod ręki pana Brunona.
(fot. fot. Witold Chojnacki)

Poziomych rowerów, w przeciwieństwie do łódek, nigdzie na szczęście rejestrować nie trzeba.
- Bywa, że kończę pojazd w kilka dni. Przy innym znowu robota wlecze się tygodniami - opowiada Bruno Kochanek.

Rower Agaty, 17-letniej córki Brunona Kochanka, powstał zaledwie w cztery dni. - I to razem z malowaniem - opowiada dziewczyna. - Bo tata koniecznie chciał, żebym jak najszybciej pojechała z nim na rajd.

- Czasu mam dosyć, bo jestem teraz bezrobotny, ale nie zawsze człowiek ma ochotę na taką dłubaninę. No i pieniędzy na to trochę trzeba, a z zasiłku nie poszaleję - wyjaśnia mieszkaniec Wróblina.
Na podstawowe wyposażenie poziomego roweru trzeba minimum 700 zł.

- Ramę wykonuję sam ze starych rowerów, ze złomowanych części albo po prostu stalowych profili - opowiada. - Są powszechnie dostępne i łatwe w obróbce. Sam robię też siodełka - ze sklejki, pianki i tapicerki. Takie wykonane pod siebie są najwygodniejsze.
Koła, przerzutki i łańcuchy trzeba już kupić.

Jednoślady Brunona Kochanka to wyczynowe pojazdy, na których śmiało można zrobić kilkanaście tysięcy kilometrów. - Bo dla mnie, jak ktoś robi tygodniowo mniej niż 500 kilometrów, to tyle co nic - śmieje się Opolanin.

Rodzina na trasie

W swoje rowery Bruno Kochanek wyposażył już całą rodzinę.
- Strasznie mi zależało, żeby jeździli ze mną.
Póki mieli tradycyjne rowery, rzadko dawali się namówić choćby na krótką przejażdżkę.

- Bo człowiek szybko się na nich męczy: kark boli, kręgosłup dokucza, obciążone są ręce i stawy - uskarża się pani Gizela. - Na tych poziomych, które robi Bruno, nic się nie dzieje! Jasne, że jak się przejedzie 130 kilometrów, to czuć zmęczenie. Ale takie przyjemne, bez bólu. Dlatego teraz z nim jeżdżę.
- Odkąd mamy takie rowery, w każdą niedzielę z mamą, bratem i małym Szymkiem, synem brata, przejeżdżamy po 100-130 kilometrów - opowiada Agata Kochanek. - Dla Szymka tata zamontował fotelik na jednym z rowerów.

Do każdego pojazdu pan Bruno przytwierdził też plastikowy kufer, tak by można było wziąć ze sobą ubranie na zmianę czy prowiant. - I nic nam więcej nie trzeba! Jedni jeżdżą na wakacje przyczepą kempingową, my mamy swoje rowery - cieszą się Kochankowie.

Na jednośladach konstrukcji Brunona Kochanka jeżdżą też jego koledzy z klubu "Rajder".
- Ja dostałem taki, który Bruno zrobił dla siebie - mówi Sławomir Szota. - Jest bardzo szybki i zbyt kusił Brunona do szaleństw. Ja jeżdżę wolniej i ostrożniej, więc go przejąłem.
Kolarze chwalą sobie konstrukcje kolegi.

- Nie dość, że jedzie się na nich wygodniej, mniej się męczy, to jeszcze można rozwinąć całkiem spore prędkości, bo pozycja rowerzysty jest wyjątkowo aerodynamiczna - zapewnia Sławek.
Pani Gizela wspomina, że raz z Góry św. Anny zjeżdżała na swoim bicyklu 75 km na godzinę.

- Ale proszę tego nie powtarzać, bo tam jest chyba ograniczenie do sześćdziesięciu... - łapie się za głowę.
- No, a poza tym na takim rowerze, jak na żadnym innym, można podziwiać świat - dodaje Sławek Szota. - Kolarz na sportowym jednośladzie patrzy głównie w dół. Żeby spoglądać przed siebie, podnosi głowę. Na rowerach Brunona siedzi się jak w fotelu. Siedzisz, jedziesz i oglądasz świat.

- Kiedyś dziennikarz robił wywiad ze znanym kolarzem, medalistą - wspomina Sławomir Szota. - Pyta go, co ten zapamiętał z rozlicznych wyścigów, bo przecież bywał w różnych stronach świata. Przednie koło - odpowiedział mu kolarz. Gdyby jeździł na rowerach Brunona, widziałby wszystko.

Nikt, kto jedzie takim pojazdem, nie zostanie niezauważony.

- A przechodnie i kierowcy mają nas chyba często za kaleki - dorzuca pan Bruno. - Na ulicy omijają nas szerokim łukiem.

Teraz kolej na bolid

Poziome rowery są ostatnio na topie. Konstruktorów jest multum.
- Ale wielu z nich idzie w udziwnianie pojazdów - kwituje Sławomir Szota. - Część nie nadaje się na dłuższe wyprawy.

- Moje rowery mają jeździć - wyjaśnia Bruno Kochanek. - Nie zdarzyło mi się jeszcze, by któryś się zepsuł, choć w ciągu roku robią po kilkanaście tysięcy kilometrów. Jedyne, co trzeba w nich zmieniać, to dętka czy łańcuch.

Teraz Opolanin na warsztacie w przydomowym garażu ma kolejny rower dla żony. Robi też supernowoczesną konstrukcję dla syna. Będzie wyglądać jak rowerowy bolid!

- Będą w nim dwa niewielkie koła, płasko między nimi zamocowana mocna rama i siodełko umieszczone kilka centymetrów nad ziemią w pozycji niemal leżącej - opowiada Bruno Kochanek.
Kierownica również będzie, ale... pod udami jadącego. Rowerem można też będzie sterować za pomocą pedałów umocowanych do przedniego koła.

- Takie pojazdy są już produkowane. Podejrzałem w internecie. Osiągają prędkość nawet 150 kilometrów na godzinę. Ale najpierw trzeba się nauczyć nimi jeździć - mówi Bruno Kochanek. - Myślę, że syn opanuje go w kilka dni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska