Busy robią psikusy

Nina Jary co piątek jedzie z Nysy do Kędzierzyna. Wraca w niedzielę. Szynobus kursujący na tej trasie zepsuł się już niezliczoną ilość razy. Ostatni raz w weekend.
- Jechałam złączonymi drezynami - narzeka czytelniczka. - Trzęsie, zimno, nie ma toalet. Opóźnienia dochodzą nawet do 90 minut!

Kto chce skorzystać z WC, musi o tym poinformować konduktora. Ten albo zatrzyma pociąg w lesie, albo na najbliższej stacji i cierpliwie czeka, aż podróżni wrócą z toalety.
- Większych bubli niż te szybobusy chyba nie można było kupić - twierdzi Nina Jary.

Tym razem pojazd nie pojawił się na trasie, bo trzeba mu było przeszlifować koła.
Andrzej Szwed, dyrektor opolskich przewozów regionalnych, irytuje się na każdą wzmiankę o wadliwych szynobusach. A słucha o nich od 2004 roku.

- Są sytuacje, że autobusy szynowe się psują - przyznaje dyrektor. - Na tej linii non stop kursują trzy, dobowo przejeżdżają ponad 700 kilometrów. Czasem robią psikusy.
Gdyby był choć jeden szynobus w rezerwie, pasażerowie by się skarżyli na beznadziejne warunki jazdy starym taborem zastępczym. Ale na taki luksus województwo mogłoby sobie pozwolić, gdyby miało dziesięć szynobusów, a nie tylko cztery.

- Lepiej, żeby wszystkie jeździły, bo są tańsze w eksploatacji niż lokomotywy spalinowe - tłumaczy szynobusową politykę Andrzej Kasiura z zarządu województwa.

Dyrektor Szwed ujmuje to jeszcze prościej: albo będą kursować ulegające czasami awarii szynobusy, albo kolej zrezygnuje z utrzymywania połączeń.
Nowy autobus szynowy kosztuje 5,5 mln zł. W lutym na Opolszczyznę zajedzie kolejny. Andrzej Kasiura utrzymuje, że pojazdy są wykonane dobrze, zresztą po całym kraju jeździ ich kilkanaście i wszyscy je sobie chwalą.

- To nie są ekstra sprawdzone wyroby - twierdzi natomiast Andrzej Szwed. - Cóż, przepraszam wszystkich podróżnych za niedogodności.